Czy bydło nad rzeką jest źle traktowane?

– Chów odbywa się na wolnym powietrzu i w mojej opinii krowy są trzymane w złych warunkach. Zamiast na pastwisku wypasają się na błocie – mówi mieszkaniec, który sąsiaduje ze zlokalizowaną nad samą Odrą hodowlą bydła

Bytomianin (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) osadził się ze swoją rodziną z dala od zgiełku miejskiego. Mieszkają blisko Odry, bardzo blisko wału przeciwpowodziowego, w kontakcie z naturą. Wydawałoby się, że mają ciszę i spokój. – To tylko pozory, bo ten pan ma problemy z hodowcą bydła, który dzierżawi od powiatu kilka działek praktycznie nad samą Odrą i tam trzyma krowy. Przekazy są takie, że te zwierzęta nie są traktowane tak, jak powinno się nimi zajmować – usłyszałem od radnej Anety Dudziak-Michalskiej.

Inny radny i jednocześnie zapalony wędkarz potwierdził te słowa zwracając jednocześnie uwagę, że krowy uprzykrzają życie wędkarzom. – Fakt jest taki, że główki były niszczone przez te krowy, a po drugie droga dojazdowa prowadząca nad rzekę jest notorycznie niszczona przez ciężki sprzęt dojeżdżający do tych zwierząt – stwierdził Marcin Kwasiński.

Mała wiata, dużo krów

Z mieszkańcem gminy, któremu krowy dosłownie czasami zaglądają na podwórko, spotkałem się w przedostatnią sobotę. Razem zaszliśmy nad Odrę.
– Proszę zobaczyć, chów odbywa się na wolnym powietrzu. Hodowca na 12 hektarach, które dzierżawi od starostwa, trzyma 70-75 krów. Ja nic do tego nie mam, ale przecież miejsce, w którym się wypasają, to jedno wielkie bagno. Teraz trawa w niektórych miejscach troszkę odbiła, ale jak popada, to krowy siedzą w błocie – opowiadał mój rozmówca.

– Jak załatwiają swoje potrzeby i przychodzi większy deszcz, to te odchody spływają do wody i Odra to zabiera. Ja mam wodę ze studni, ale jesteśmy uzależnieni od poziomu rzeki. Jaki jest poziom rzeki, tyle mam w studni. Jak 70 sztuk stoi w jednym miejscu przez cały rok, to skąd ja wiem, co tak naprawdę jest w mojej wodzie pitnej? Czy jest zdatna do picia? Może przydałoby się, żeby sprawdził to sanepid – dodaje bytomianin. Według niego istnieje także problem ewentualnego schronienia dla bydła wypasającego się nad rzeką.

– Wyobraża pan sobie, że te wszystkie krowy wchodzą tu na schronienie przed wiatrem czy zamiecią śnieżną? Przecież to klitka dla takiej ilości bydła. Teraz latem są na zewnątrz, ale zimą, jesienią – gdzie, jak się mają tam pomieścić? – dodaje bytomianin pokazując na niedużą szopę. Wydaje się, że całe bydło z nadodrzańskiego chowu może mieć problem ze schronieniem w razie złej pogody.

– A jak to wygląda, jeśli chodzi o dożywianie tego bydła? – zapytałem.

– Nie powiem, przywożą im często chleb z jakiejś piekarni. Jak to wyrzucą, a krowy tego nie zjedzą i to skiśnie, to smród jest niesamowity. Dowożą tez sianokiszonkę, akurat dziś nie można powiedzieć, że nie mają pokarmu – odpowiedział mój rozmówca, który wrócił do zeszłorocznej zimy: – W okresie poprzednich świąt Bożego Narodzenia przynajmniej przez cztery-pięć dni krowy nie miały co pić. Wiele razy zdarzało się wcześniej, że piły wodę z Odry, a nie mogą tego robić bez specjalnego pozwolenia. Tylko że w święta Odra zamarzła i pojawił się problem, bo nie miały też żadnego picia. Te tematy były zgłaszane służbom.

O bydło z bytomskiego chowu zapytałem na policji. – Faktycznie w ubiegłym roku mieliśmy dwa zgłoszenia dotyczące rzekomego złego traktowania krów chowanych nad Odrą – potwierdza Justyna Sęczkowska, rzeczniczka KPP w Nowej Soli.

Pierwsze miało miejsce w wigilię o poranku. – Od razu został powiadomiony Powiatowy Inspektorat Weterynarii. Po oględzinach nie stwierdzono żadnych zaniechań i nieprawidłowości ze strony gospodarzy i potwierdzono, że te krowy mogą przebywać tam cały rok pod warunkiem, że są regularnie karmione i jednocześnie stale pojone – mówi rzeczniczka nowosolskiej policji.

Trzy miesiące wcześniej, we wrześniu 2016 roku, na policję trafiło zgłoszenie w sprawie tych samych krów, które miały chodzić po drodze i tym samym stwarzać zagrożenie w ruchu drogowym. – Policjanci pojechali na miejsce, ale to również się nie potwierdziło – stwierdza sierżant Sęczkowska.

Bytomianin podczas rozmowy zwracał także uwagę na to, że drogę do jego posesji niszczy ciężki sprzęt, który co jakiś czas dojeżdża do bydła przez drogę o statusie gminnym.

– Zwyczajny dojazd do domu jest utrudniony, nie wspomnę już o tym, jak do nas miałaby dojechać straż pożarna albo karetka. Sam tu nawiozłem kamień, zrobiłem część dojazdową na własny koszt, żeby nie czekać na gminę. Jesienią zeszłego roku przejechał traktor trzy razy i to, co zrobiłem, po prostu zniszczył. Nie może być sytuacji, że żona z dziećmi nie może dojechać do szkoły. Rozmawiałem o temacie drogi z burmistrzem i mam deklarację, że zostanie utwardzona – mówi mój rozmówca.

– Złożyłem deklarację, że postaramy się coś zaradzić korzystając z materiału pochodzącego z rozbiórki przebudowywanych dróg w ramach PROW. Byliśmy po słowie z firmą, która tę inwestycję prowadzi, że wykorytuje 250 metrów dojazdu do naszego mieszkańca, ale że wykonawca ma duży poślizg w pracach, to też trudno nam prosić go, żeby odrywał się od zadania, za które odpowiada przed nami jako inwestor. Wiem jednak, że ten problem trzeba rozwiązać i chcemy to zrobić – mówi burmistrz Jacek Sauter. Dodaje, że na stan drogi narzekają także okoliczni wędkarze.

Skontaktowałem się z Polskim Związkiem Wędkarskim Oddział w Zielonej Górze. Dyrektor i rzeczniczka prasowa są na urlopach. – Taki okres, proszę o telefon w przyszły poniedziałek – usłyszałem w sekretariacie.

Powiat: Warunki są dobre

Sprawą nadodrzańskiej hodowli i skargą mieszkańca zajmowały się służby starostwa, od którego hodowca dzierżawi ziemię. W tym urzędzie zapytałem, czy zostały podjęte kroki sprawdzające zaistniałą sytuację i jakie są wnioski pokontrolne.

– W odpowiedzi na pytanie o sprawę hodowcy, który dzierżawi grunty od powiatu nowosolskiego, informuję, że podpisane przez niego oraz powiat umowy dzierżawy cały czas są ważne. Jeżeli chodzi o sprawę skargi, to faktycznie wpłynęła do starosty skarga na rzekome złe warunki, w których wypasane jest bydło na dzierżawionych gruntach oraz zanieczyszczanie przez bydło okolicznych pól – przyznaje Dagmara Ostrowska, rzeczniczka starostwa powiatowego w Nowej Soli.

– Na miejsce pojechali pracownicy starostwa powiatowego oraz pracownik urzędu gminy Bytom Odrzański, na terenie której grunty się znajdują. Pracownicy zrobili oględziny i sporządzili notatkę, z której wynika, że teren dzierżawy jest ogrodzony przy pomocy tzw. elektrycznego pastucha, dlatego nie jest możliwe wydostanie się zwierząt poza ogrodzenie. Warunki, w których trzymane jest bydło, są dobre, na pastwisku są wiaty, które umożliwiają schronienie. Zwierzęta mają dostęp do wody. Na potwierdzenie pracownicy wykonali również dokumentację fotograficzną – dodaje rzeczniczka starosty nowosolskiego.

Kontakt z hodowcą jest utrudniony, bo sporo czasu spędza poza krajem. Kontaktowałem się z nim telefonicznie na uzyskany numer zagraniczny. Bez skutku.

Do tematu wrócimy.
Mariusz Pojnar

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content