Duszpasterz, który dokładnie strzyże swoje owce?

– Serce się kraje, gdy widzi się, jak niegospodarnie prowadzona jest parafia przez jej zarządcę ks. Ireneusza Łuczaka – pisze parafianin z Bytomia Odrzańskiego. Ma – jak mówi – dość duszpasterza, który „woła o pieniądze, a nie inwestuje w parafię”

– Droga Redakcjo! Nasz kościół jest naprawdę przepiękny, jest dumą nie tylko parafian, ale i wszystkich mieszkańców. Staraniami władz miasta w ostatnim czasie piękniał coraz bardziej. W ramach rewitalizacji już w roku 2012 pojawiła się na kościele nowa piękna elewacja, zeszły rok zakończył się udanym remontem kościelnego dachu. Teraz z daleka piękna czerwona dachówka przykuwa oko, zaś ogrom pracy został wykonany także tam, gdzie oko nie sięga: wiele pracy z wykonaniem nowego dachu dotyczyło wymiany więźby dachowej. To starania władz miasta. Serce się jednak kraje, gdy widzi się, jak niegospodarnie prowadzona jest parafia przez jej zarządcę ks. Ireneusza Łuczaka – napisał w otwartym liście do redakcji człowiek, który podaje się za jednego z parafian (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).

Autor listu w jego dalszej części zwrócił uwagę, że parafianie zaufali swojemu duszpasterzowi „nie raz i nie dwa wspierając swoimi datkami i ofiarami”. – Tymczasem pieniądze do księdza trafiają, choć nic innego z miejsca nie rusza – zarzucił w liście ks. Łuczakowi bytomianin, który w dalszej części starał się wykazać niegospodarność proboszcza.

„Kraty jak nie było, tak nie ma…”

Autor listu napisał dalej, że wielokrotnie ks. proboszcz stawał przed parafianami na ambonie i mówił: „Mamy już pozwolenie od konserwatora zabytków na zrobienie: a to wejściowej kraty do kościoła, a to wycieraczki, a to podłączenie wody lub że planuje uzupełnić odpadnięte tynki. Sprawy raczej proste, niewymagające wielkiego wkładu. Pozwolenia są już od lat, praca zaś cały czas stoi i u księdza proboszcza nabiera urzędowej mocy”.

To dodał, trochę ironizując, nasz Czytelnik.

Wywołał także temat kraty, która miała stanąć w drzwiach wejściowych.

„Tak bardzo potrzebnej, aby móc wywietrzyć i osuszyć nasz zawilgocony kościół w bezpieczny sposób. Już dwa razy jako parafianie zbieraliśmy się w tym celu. Podczas zeszłorocznego festynu z okazji odpustu, gdzie zaangażowało się wiele osób, aby nie tylko przygotować zabawę, ale przede wszystkim przy okazji zebrać środki na ten cel. Wiele osób na tę specjalną okazję ufundowało nagrody na loterię, dołożyło swej pracy, pomocy w organizacji udzielił również urząd miasta. Tymczasem nic się nie stało: krata nie zastąpiła starych drzwi. Nie przeszkodziło to naszemu proboszczowi dać propozycji nie do odrzucenia rodzicom dzieci pierwszokomunijnych: zbiórka na dar ołtarza, jakim będzie krata do kościoła. Dzieci do komunii przystąpiły, minął cały biały tydzień i rok szkolny: kraty jak nie było, tak nie ma”.

Jego zdaniem to normalne, że proboszczowie zbierają ofiary, normalne, że ludzie dają z takich okazji dar ołtarza. „Jednak dać tak, jakby się nie dało, to smutek” – napisał autor listu, który zaznaczył, że po tym fakcie „zażenowani rodzice próbowali już szukać pomocy w mediach, ale nikt nie podał im pomocnej ręki”.

Tymczasem zdaniem parafianina „zaufanie do ks. proboszcza podupada z miesiąca na miesiąc”.

Autor w swoim liście przypomniał jednak naszą publikację sprzed półtora roku, w której pod lupę wzięliśmy sprawę białych karteczek pozostawianych przez proboszcza w domach parafian podczas przedostatniej kolędy.

„Sposób, do jakiego proboszcz zachęcał, był bardzo sprytny: systematyczny przelew małej kwoty. Łatwo go ustawić, łatwo o nim zapomnieć, a pieniądze same spływają na proboszczowskie konto. Kościół zaś w środku cały jest zawilgocony i brudny, sypią się ściany, drewnianym figurkom świętych odpadają kolejne wygryzione przez korniki ręce, a dziury prześwitują w obrazie naszego świętego Hieronima. Łzy stają w oczach, kiedy pomyślimy, że jeden z większych zabytków, pięknie rzeźbiony w piaskowcu, pełen alegorii grobowiec rodziny Schönaichów, służy dziś za stolik na śmieci, resztki świec, a cała jego kaplica funkcjonuje jako magazyn na mopy i miotły” – napisał autor listu, który, co wynika z treści, bardzo dobrze jest zorientowany w sprawach gminy i parafii.

Rozmowa? „Dziękuję, nie skorzystam”

Dotarliśmy do innych parafian, którzy zarzucają proboszczowi nie tylko niegospodarność, ale także brak empatii i zrozumienia sytuacji wiernych.

– Dwa lata temu po kolędzie był u mnie proboszcz. Powiedział, że powinnam co miesiąc płacić na utrzymanie parafii. Byłam w ósmym miesiącu ciąży, ale proboszcz ani razu nie zapytał nawet o zdrowie, nie wspominając już o tym, czy mnie w ogóle stać płacić, skoro dziecko w drodze – denerwuje się jedna z parafianek, z którą rozmawialiśmy.

Kolejna parafianka: – Rozumiem, że są potrzeby kościoła, należy wykonać różnego rodzaju remonty, jednak uważam, że na takie zadania ksiądz czy kościół powinien przeznaczać środki z tacy zbierane podczas mszy świętej. Bardzo szanuję kościół i religię, jednak wydaje mi się, że rolą duchownego i całego kościoła jest interesowanie się wiernymi, okazanie zrozumienia i zamiast wręczać każdemu karteczki, powinien najpierw zorientować się, czy wiernego stać na wsparcie, o którym mowa. W moim odczuciu takie podejście księży powoduje, że ludzie się odwracają od kościoła: zamiast przybywać wiernych, to ich ubywa.

Wróćmy do listu, w którym jego autor wskazuje na jeszcze jeden element.

„Nasza ufność miała być zbudowana przez powołanie Parafialnej Rady Ekonomicznej, która powstała półtora roku temu po artykułach na temat wyłudzania pieniędzy przez księdza proboszcza od właścicieli sklepów. (…) Jako mieszkańcy i parafianie mamy do nich ogromne zaufanie, bo to osoby fachowe, znaczące w mieście, oddani parafianie i mocno zaangażowani w wiele dzieł społecznych w naszym mieście. Jednak co z tego, skoro jest to bezradna rada, w swoich założeniach jest z mocy samego prawa jedynie organem doradczym” – napisał autor listu.

Skontaktowałem się z członkami tej rady. Żaden z nich nie zdecydował się na spotkanie.

– Przepraszam, ale po rozmowie z Januszem (Hruświckim, kolejnym członkiem rady – dop. red.) muszę odmówić, ale na pewno wywołanego przez pana tematu nie pozostawimy bez reakcji – powiedziała Alfreda Filip z Parafialnej Rady Ekonomicznej.

Dotarłem za to do człowieka bardzo blisko związanego z kościołem i który zechciał krótko porozmawiać. – Od lat jestem blisko kościoła. I powiem tak: dla mnie działania proboszcza są niezrozumiałe, także w kwestii pieniędzy. A to, jak postępuje z wiernymi, jest na pewno nie na miejscu. Nie dam temu nazwiska, proszę mi wybaczyć… – usłyszałem od człowieka związanego od lat z parafią pw. św. Hieronima w Bytomiu Odrzańskim.

Skontaktowałem się z ks. Łuczakiem, żeby porozmawiać z nim o treści listu i innych problemach podnoszonych przez jego parafian.

– Dziękuję, nie skorzystam. Miłego dnia życzę – to słowa, które usłyszałem w słuchawce. Według autora listu do redakcji proboszcz parafii pw. św. Hieronima „czuje się bezkarny”.

„Czy nasz kościół musi popadać w ruinę?”

„Tajemnicą poliszynela jest już to, że ks. proboszcz przechwala się, że nikt mu nic nie może zrobić, bowiem nasz biskup Tadeusz Lityński to jego kolega z seminaryjnej ławy na studiach. Stąd pewnie nierychło będzie można się doczekać zmiany w jego sposobie bycia. Widać o nawróceniu łatwo się mówi, trudniej się je realizuje” – napisał bytomianin.

– Ks. Ireneusz Łuczak twierdzi, że nieprawdą jest, jakoby przechwalał się swoją znajomością z bp. Tadeuszem Lityńskim – odpowiada na te słowa ks. Andrzej Sapieha, rzecznik kurii zielonogórsko-gorzowskiej, którego zapoznałem z treścią listu. – Przedstawiłem list anonimowego parafianina ks. Ireneuszowi Łuczakowi, który po jego lekturze przedstawił mi następujące wyjaśnienia – odpisał ks. A. Sapieha (odpowiedzi w ramce obok – dop. red.).

Autor listu na koniec stawia kilka pytań, które nasunęły mu się po obserwacji stylu pracy ks. Łuczaka. „Czy ktoś poza naszym Proboszczem ma realny wgląd w nasze finanse? Czy to, co nam przedstawia, to są realne dane? Czy nasze parafialne finanse przypadkiem nie wyglądają tak żałośnie i są zapadłe jak nasz kościół i nasza plebania? Czy naprawdę nic nie da się zrobić? Czy nasz kościół musi popadać w ruinę, a parafianie muszą bać się rozmowy ze swoim duszpasterzem? Czy Bytom Odrzański nie zasługuje na pasterza o dobrym sercu, chcącego gospodarować dla wspólnego dobra, a nie tylko takiego, co dokładnie strzyże owce?”.

 

 

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content