Upajający zapach, magiczny zamek, powiew historii, a to wszystko w kolorze bzów

Barwnymi korowodami rozpoczęło się Święto Bzów w obu miejscowościach. – Mamy rodziny po obu stronach Odry. Nie mamy do siebie murowanego mostu, ale to nic, bo już rozpoczęliśmy budowę takiego mentalnego – komentują mieszkańcy Bytomia i Siedliska

W sobotnie popołudnie wszystkie drogi prowadziły nad Odrę do Bytomia Odrzańskiego i do Siedliska. Mieszkańcy obu miejscowości, ale i całego regionu od tygodni czekali na Święto Bzów. Impreza z roku na rok zdobywa coraz większą popularność i staje się wizytówką powiatu.

Upajający zapach bzów zniewala i sprawia, że wraz z lilakami budzimy się do życia. Kobiety ubrane w bzowe wianki wyglądają piękniej niż kiedykolwiek. Prosty bez, którego zapach znamy z podwórek naszych babć, stał się honorowym gościem wydarzenia, które od ośmiu lat jest najważniejszym wiosennym świętem. – Nie uczestniczyć w Święcie Bzów, nie poczuć tego zapachu to błąd, który koniecznie trzeba naprawić w kolejnym sezonie – mówią ze śmiechem mieszkańcy Siedliska.
W tym roku bardziej niż w latach minionych organizatorzy postawili na elementy historyczne. Motywem przewodnim była wojna trzydziestoletnia, która spustoszyła także nasze strony. Marcin Kula z zarządu Fundacji Karolat zwraca uwagę, że do dzisiaj na ścianie jednej z bytomskich kamienic znajduje się tablica upamiętniająca przejście przez miasto oddziału lisowczyków (lekkiej jazdy polskiej, wojska budzącego postrach w Europie).

Z kolei zamek w Siedlisku przez kilka lat był zajęty przez wojska szwedzkie. Dlatego organizatorzy uznali, że to właśnie ten moment zostanie pokazany podczas tegorocznego Święta Bzów. Szwedzkie wojsko, lisowczyków, kuglarzy, szczudlarzy i żonglerów można było podziwiać w pełnej okazałości podczas barwnego korowodu, który wyruszył z bytomskiego portu na rynek. Do zabawy tradycyjnie zachęcała Królowa Bzów.

Dla uczestników była to wyjątkowo atrakcyjna inscenizacja historyczna przenosząca na moment w inne czasy. Dzieci podziwiały rycerskie zbroje. Powodzeniem cieszyły się drewniane miecze i tarcze, które najmłodsi trzymali w jednej ręce, podczas gdy w drugiej dzierżyli watę cukrową, kukurydzę lub loda.

To jedno z najpiękniejszych świąt. Bardzo się cieszymy, że powstaje tradycja łączenia Bytomia z Siedliskiem. W naszych wspomnieniach wciąż jest most łączący nasze gminy. Choć minęło już 70 lat, od kiedy został zburzony, jego pozostałości przypominają, że kiedyś żyliśmy bliżej siebie – stwierdza Franciszek Konsewicz. Z kolei Barbara i Zygmunt Kruszewscy zwracają uwagę, że wspólne święto zbliża obie gminy, nawet jeżeli mieszkańcy jadą do siebie naokoło.

– Muszę to powiedzieć (śmiech). Nasze dziewczyny ze Związku Emerytów tańczą równie pięknie jak artyści z tymi flagami – zwraca uwagę Z. Kruszewski.
Burmistrz Jacek Sauter zdradził Czytelnikom „Tygodnika Krąg” ukryty plan. – Powiem to pierwszy raz w życiu. Mam zamiar przejąć gminę Siedlisko.

Proponowałem to wójtowi polubownie, ale się nie zgodził. Dlatego zacząłem od innej strony – wspólna impreza sprawi, że ludzie się pokochają i zjednoczenie wtedy pójdzie łatwiej – mówi ze śmiechem J. Sauter. Na poważnie dodaje, że przekonał się o jedności obu gmin, gdy zabrakło człowieka przeprawiającego ludzi przez rzekę. – Bardzo potrzebujemy takiej osoby, a nie ma nikogo z uprawnieniami. Tymczasem mieszkańcy obu gmin bardzo tego potrzebują. Docierali w ten sposób do sklepów, do pracy, w odwiedziny do znajomych – przyznaje burmistrz Sauter.

Wójt Dariusz Straus potwierdza, że wspólne wydarzenie kulturalne jednoczy obie gminy. Nie ma jednak zamiaru poddać się wpływom Bytomia. – Zanim załatwimy formalności i wybudujemy most łączący gminy, to Jacek pójdzie na emeryturę – żartuje D. Straus.

Burmistrz Sauter jest przekonany, że most łączący gminy kiedyś ponownie zawiśnie nad Odrą. – Nie będą po nim jeździć czołgi, ale rowery i może czasami bryczka z naszą Królową Bzów. Jestem przekonany, że stanie się elementem ożywiającym nasze gminy – podkreśla J. Sauter.

Wicestarosta Przemysław Ficner z uznaniem dla organizatorów przyznał, że Święto Bzów jest pięknym, kolorowym wydarzeniem, które stało się perełką na mapie powiatu.

Nie ma co do tego wątpliwości Julka Zacharzewska, która w korowodzie była panią wiosną. – Córka jest zachwycona, mamy zamiar bawić się do wieczora – mówi Grażyna Zacharzewska.

Najpierw w Bytomiu, a później u siebie w Siedlisku bawili się Judyta i Rafał Kaczanowscy z synami Wojtkiem i Antkiem. – Dla Wojtka najważniejszy jest korowód. Staramy się rodzinnie spędzać ten czas – przyznaje R. Kaczanowski.

Z kolorową tarczą i mieczem spacerowała po bytomskim rynku córka Eweliny Rosół. – Przyjechaliśmy z Nowej Soli do rodziny. Jeżeli nam młodsza córeczka pozwoli, to spędzimy tutaj kilka godzin. Impreza jest wspaniała, a przede wszystkim wyjątkowo pachnąca – zauważa E. Rosół.

Zdaniem Renaty i Tomasza Chwałków z Siedliska Święto Bzów to okazja do założenia na siebie wspaniałej historycznej kreacji oraz do wspólnej zabawy z przyjaciółmi. – Tylko dzisiaj możemy występować w takich pięknych wiankach z bzu. Zapraszamy wszystkie kobiety, które chcą się poczuć jak królowe bzów – zachęca z uśmiechem Halina Szymczak.

Według pana Tomasza Święto Bzów to czas, kiedy ludzie z Siedliska się zmieniają. Mają do siebie dystans, więcej się uśmiechają i wspólnie bawią. – Nieprzebrane ilości kwitnących bzów oraz niepowtarzalny zamek sprawiają, że w Siedlisku jest wyjątkowo – zauważa T. Chwałek.

Podobnie uważają panie Aleksandra i Natalia, które spędzały niedzielę na zamku razem z Wiktorią Przywartą, Natalią Gacą i Agatą Mankiewicz. Każda miała na głowie wyjątkowo okazały wianek z bzów. – Taki wianek trzeba koniecznie robić tuż przed wyjściem na korowód, bo kwiaty szybko więdną – zauważa pani Aleksandra. Przyznaje, że ten jedyny raz w roku wszystkie kobiety w Siedlisku mogą się poczuć jak królowe na zamku.

– Impreza jak co roku jest wspaniała, pełna magii. Zamek robi wrażenie, czuć tutaj historię – zaznacza pani Natalia.

Największą frajdę miały małe dziewczynki. Maja Wróbel w sukni księżniczki bawiła się doskonale. Po przeparadowaniu w korowodzie zaplanowała zdjęcie z Królową Bzów, a później gofra z bitą śmietaną.

– Bardzo się cieszę, że udało nam się stworzyć tradycję Święta Bzów. Osiem lat temu, kiedy rozpoczynaliśmy, wydawało mi się, że powrót do dawnego charakteru będzie utopią. Mam tutaj na myśli uroczyste festyny z dużą dawką romantyzmu, gdy turyści przybywali statkami i odbywały się uroczyste korowody. Tymczasem po tych ośmiu latach udało nam się powrócić do tej tradycji – stwierdza M. Kula z Fundacji Karolat.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content