Będzie nowy lekarz?

Wójt Izabela Bojko szuka nowego lekarza do przychodni w Chełmku. – Spotkałam się w tej sprawie z dyrektorem lubuskiego oddziału wojewódzkiego NFZ Piotrem Bromberem. Mocno, jako gmina, walczymy o to, żeby sprowadzić tam lekarza rodzinnego z prawdziwego zdarzenia. Nie ukrywam, że wciągnęłam do pomocy wicewojewodę i departament zdrowia, który działa przy Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim, bo  przychodnia w Chełmku jest, a nie funkcjonuje tak, jak powinna – zauważa I. Bojko.

Według szefowej gminy dyspozycyjność obecnej pani doktor jest zbyt mała. – Mieszkańcy Chełmka i okolicznych miejscowości: Jodłowa czy Jeziornej uruchamiają swoje pojazdy i szukają lekarza rodzinnego w Nowej Soli.

A moim marzeniem jest, żeby w Chełmku codziennie przyjmował lekarz rodzinny, raz w tygodniu stomatolog, raz ginekolog. I żeby lekarz był codziennie dostępny dla dzieci.

To jest pilna sprawa, nad tematem pracuję już rok i mam nadzieję, że w końcu wydepczę gdzieś ścieżkę i znajdę lekarza, który zechce obsługiwać moich mieszkańców z tej części gminy – przekonuje
I. Bojko.

Pani wójt jest na tyle zdeterminowana, że nowemu lekarzowi, który zechce osiąść w Chełmku da do dyspozycji mieszkanie gminne znajdujące się nad przychodnią. – Ściągnięcie lekarza nie jest jednak taką prostą sprawą. Młodzi lekarze często wyjeżdżają za granicę, nie chcą pracować na wsi. Przedział wiekowy tych, którzy są dostępni to 50-60 lat – mówi I. Bojko.

Jednocześnie okazuje się, że mieszkańcy Chełmka i okolic, z którymi udało się nam porozmawiać, nie są zadowoleni z usług przyjmującej tam doktor. – Byłam chora, ale chodziłam do pracy. Zaszłam do przychodni. Doktor wiedziała, że kiedyś chorowałam na oskrzela. Powiedziała mi, że jestem przeziębiona. Musiałam prosić, żeby mnie zbadała. Wypisała mi jakieś drogie leki po złości. Zdenerwowałam się i przepisałam do lekarza w Nowej Soli. Z tego, co wiem, bardzo dużo osób się od niej wypisało, starsi zostali, bo nie mają jak do miasta dojechać, chociaż ja dojeżdżam busem. Nie chciano mi wydać karty jak się wypisałam, skierowań na badania też nigdy  nie dawała  – mówi nam jedna z mieszkanek. Kolejna napotkana osoba również nie ma najlepszych skojarzeń z przychodnią w Chełmku. – Mam dwie córki: 14- i 6-letnią. Kiedy starsza miała dwa miesiące poszłam do przychodni i została zbadana przez kaftanik, bo było zimno w gabinecie. Po tej wizycie stwierdziłam, że się przepisuję razem z całą rodziną – komentuje pani Ewa, kolejna mieszkanka.

– Starsi ludzie, z czym by nie poszli, to jeden komentarz tylko był, że tak to jest w tym wieku. Nie kierowała do specjalistów, kazała tylko brać środki przeciwbólowe – słyszymy dalej.

Postanowiliśmy dotrzeć do źródła i zapytać doktor z opisywanej przychodni, jak sprawa wygląda z jej perspektywy. Nie zastaliśmy jej jednak w Chełmku. Skierowano nas do gabinetu w Konotopie, gdzie też prowadzi praktykę. Zostaliśmy bardzo miło przyjęci. Okazało się, że dr Małgorzata Ganecka nic nie wie o bezpośrednio jej dotyczących planach gminy. – Nie chcę tego komentować, bo nic nie wiem. Przykro tylko, że na sesji mówi się o ośrodku zdrowia i nie zaprasza się jego przedstawiciela. Nie chcę wysnuwać wniosków. Staram się być kulturalna i postaram się spotkać z panią wójt, żeby porozmawiać na ten temat – zapowiada M. Ganecka, która na terenie gminy przyjmuje od 1999 r.

– Dyrektor Osińska poprosiła mnie o zajęcie się terenem Chełmka i okolic. Myślę, że ośrodek jest dobrze zaopatrzony, tam jest sześć godzin ośrodek czynny. Jest pediatra raz w tygodniu, ja jestem cztery razy w tygodniu. Poza tym zawsze jestem tu, w Konotopie cztery kilometry dalej. Nie wiem czy znajdą coś lepszego. Mam tam zapisanych około tysiąca pacjentów. Żeby prowadzić praktykę potrzeba 2,5 tysiąca. Pani wójt jedyne co może zrobić, to wypowiedzieć mi warunki lokalowe, ponieważ nie finansuje mojej działalności. Trzeba mieć kontrakt. Nie jest tak prosto wymienić lekarza. To pacjent go wybiera – mówi M. Ganecka.

Zapytana o to, czy pacjenci rzeczywiście się od niej wypisują odpowiada: – Pracuję już 30 lat. Nie ma takiego środowiska, że wszystkim się podoba. Fakty są takie, że mamy około 11 tysięcy przyjęć rocznie. To bardzo dużo na tym terenie. Jak jest wskazanie do skierowania, to je daję. Jak pacjent chce to daję, bo nie ma jeszcze ograniczeń. Masowych wypisań nie ma. Jedni się wypisują, inni zapisują i raczej ilość pacjentów jest stała – mówi M. Ganecka.

Dodaje, że gdyby wójt wypowiedziała jej umowę, to nadal będzie przyjmować w Konotopie. – Pacjenci sami ocenią tę decyzję. Osobiście uważam, że dobrze się z nimi znam i ich rozumiem. W każdym razie chcę jeszcze popracować, bo czuję się na siłach, ale zobaczymy jak się wszystko potoczy. Z pewnością jestem otwarta na rozmowę – mówi M. Ganecka.
Anna Karasiewicz

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content