70 lat OSP. Miłość do straży dziedziczą w genach

Strażacy ochotnicy ze Studzieńca w minioną sobotę świętowali 70 lat istnienia. Po uroczystej mszy świętej orszak ze sztandarami z zaprzyjaźnionych jednostek przemaszerował na boisko za świetlicą, gdzie odbył się wspaniały festyn

Uroczystości z okazji 70-lecia Ochotniczej Straży Pożarnej w Studzieńcu rozpoczęły sie mszą świętą o godz. 15.00 w kościele pw. Świętego Wawrzyńca, którą odprawił proboszcz Sławomir Przychodny. Po mszy świętej uformowany został szyk, który wyruszył spod kościoła na plac ze świetlicą. W szyku szło około 50 strażaków i dziewięć pocztów sztandarowych z Nowej Soli, Bytomia Odrzańskiego, Nowego Miasteczka, Przyborowa, Broniszowa, Stypułowa, Otynia i Kolska. Już na placu prezes OSP powitał gości, a strażacy oraz młodzieżowa drużyna pożarnicza zostali oznaczenie za swoja służbę. Medal za wzorowe zachowanie w służbie otrzymał również Adrian Michalak, wiceprezes straży. – Wszyscy młodzi strażacy którzy mocno się angażują dostali. Dla mnie osobiście wyróżnienie to jest szczególne. Podobnie dla chłopaków. Na pewno dzięki temu będą mieli jeszcze większy zapal do pracy, będą dążyli do podnoszenia kwalifikacji – mówi A. Michalak.

Wzruszenia z doniosłości tej chwili nie krył również starszy z Michalaków – Radosław, który naczelnikiem OSP w Studzieńcu jest od sześciu lat. – Cieszę się, że to za mojej kadencji przypada szczęśliwa siedemdziesiątka. To kilka pokoleń ludzi, którzy zaangażowali się w to, aby nieść pomoc innym ludziom. Miłość do straży jest u nas z pokolenia na pokolenie. Mamy niejednokrotnie w naszych szeregach po kilku strażaków z tym samym nazwiskiem – Małańczuk – ojciec i dwóch synów, Michalak – ojciec i dwóch synów, Danielkiewicz – dwóch braci, Jgodzińscy, Milewicze Kołarscy podobnie. To jest w rodzinach dziedzicznie, starsze pokolenie zaraża młodsze – mówi R. Michalak.

W Studzieńcu praktycznie każdy mieszkaniec ma rodzinę w OSP. Mieszkańcy, którzy pojawili się tego dnia na placu za świetlicą chcieli podziękować strażakom za ich trud i poświęcenie. – Jesteśmy tutaj dla nich, aby im podziękować, ale to oni zorganizowali to wszystko nie dla nas – podkreślają Katarzyna i Joanna od Michalaków.

Z kolei Robert Jakubowski, który w straży ma syna, a który w Studzieńcu mieszka od 47 lat, podkreśla, że „70”, to bardzo dostojna rocznica. – Strażacy działają bardzo prężnie, wygrywają zawody, organizują się – mówi R. Jakubowski. Jego żona Beata dodaje, że dzięki strażakom czuje się bezpiecznie. – Nawet ostatnio, jak był pożar pod Książem, chłopacy bardzo dobrze sobie poradzili. Do wypadków są pierwsi, ale nie tylko. Jak zalało nam piwnice, to też byli pierwsi z pomocą. Są młodzi i dobrzy, więc ze wszystkim dadzą sobie radę – cieszy się B. Jakubowska.

Niewątpliwie miłym akcentem było spotkanie podczas święta mamy i taty prezesa OSP i jednego ze strażaków, którzy przybliżyli nam szczegóły rodzinnego życia strażaków, o których na co dzień zbyt głośno się nie mówi. – Syn jest w straży, odkąd zaczął chodzić. Kiedy jest jakaś akcja, to cały dom jest zorganizowany. Plan z góry jest opracowany – ja chwytam za skarpety, ojciec wyciąga jakąś kufajkę, oni ubierają się w drodze, jeden drugiemu podaje, żeby szybciej było i żeby mogli prędzej dotrzeć na miejsce. Niesamowite jest to, że jak tylko usłyszą sygnał, to biegną co sił w nogach. Wszystko odbywa się szybko i sprawnie, byleby tylko zdążyć na czas – opowiada Anna Danielkiewicz i dodaje z uśmiechem: – Jeden z synów jeszcze pali papierosy, więc muszę pamiętać o tym, aby mu je podać.

– Lecą na akcję, nie wiadomo, kiedy wrócą. Jak czasami uda nam się do nich dodzwonić, aby dowiedzieć się, co się stało i kiedy wrócą, to mówią: „Nie teraz mamo, jest wypadek. Muszę iść pomóc, później do ciebie zadzwonię”. Pamiętam jeszcze taki wypadek obok cmentarza, jak mój młodszy syn później opowiadał, że miał w głowie, tylko to, że musi wyciągnąć człowieka, tylko ten zapach krwi, to było coś, co będzie pamiętał do końca życia – opowiada o Marcinie Danielkiewiczu, pani Anna.

Sam Marcin ma 26 lat. W straży jest od 15. roku życia. – Najważniejsze dla mnie jest niesienie pomocy innym – mówi skromnie M. Danielkiewicz.
Jego brat, Paweł od dwóch lat jest prezesem jednostki. – Przejąłem to po koledze, który dużo działał. Straż się bardzo mocno rozwija w ostatnich latach, najbardziej od momentu, kiedy kupiliśmy pierwszy samochód, który przyciągnął dużo młodzieży. Chciałbym podziękować całej ekipie „dzika” za pomoc w organizacji rocznicy, za chęci i poświęcony wolny czas, ale też w wielkie zaangażowanie i kawał serca, jaki na co dzień oddają służbie – podsumowuje P. Danielkiewicz.
Anna Karasiewicz

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content