Najdroższe ksero w powiecie? W urzędzie wójt Bojko

Wójt Izabela Bojko zarządziła, że udzielenie informacji publicznej będzie płatne. Co to oznacza w praktyce? Że mieszkaniec ma zapłacić za coś, co mu się należy, bo udostępnianie informacji publicznych to obowiązek gminy

Zarządzenie, które budzi duże kontrowersje wśród mieszkańców gminy i radnych, zostało wydane przez wójt Izabelę Bojko 14 stycznia.
„Wprowadzam instrukcję w sprawie zasad udostępniania informacji publicznej w Urzędzie Gminy Nowa Sól” – obwieściła Bojko.

Z jej instrukcji wynika m.in. to, że koszt kserokopii w formacie a4 wynosi 2 zł za stronę, a ksero w formacie a3 – 3 zł za stronę.
Z zarządzenia dowiadujemy się też, że koszt zapisu na jednej płycie CD wraz z nośnikiem to 3 zł, a koszt zapisu na jednej płycie DVD z nośnikiem – 5 zł.

I teraz coś jeszcze ciekawszego: koszt pracy pracownika przygotowującego materiał do udzielenia informacji publicznej wynosi 28,50 zł za godzinę.

Radni gminy wiejskiej są zdziwieni, bo zarządzenie pani wójt to w zasadzie nowość w naszej przestrzeni samorządowej.

– Nie spotkałem się jeszcze z gminą i z urzędem, który pobierałby dodatkowe opłaty za udzielenie informacji publicznej. Może takie w Polsce są, ale ja o czymś takim jeszcze nie słyszałem. Moim zdaniem to jest niezgodne z prawem – mówi Zbigniew Ogrodniczuk, radny z Kiełcza.
Przyznaje, że o całą sprawę pytali już go sami mieszkańcy, którzy są mocno zdezorientowani. – Nie do końca rozumieją, o co tu chodzi. Ja z kolei mam problem, co im odpowiadać w kontekście tej decyzji. Mam z tym zarządzeniem też kłopot takiej natury: czy może my, jako radni, też będziemy musieli płacić za udzielenie informacji publicznej, pytając de facto o sprawy mieszkańców? Nie wiem, nie miałem okazji o to zapytać pani wójt, ale zrobię to na najbliższej komisji albo sesji – zaznacza Z. Ogrodniczuk.

– Dla mnie ta cała sprawa ma charakter kuriozalny. Mam znajomych w gminach ościennych i nikt o czymś takim nie słyszał. Jak z nimi rozmawiam, nie brakuje takich, którzy się z nas śmieją. Dla mnie to jest szok – mówi Marzena Ryżów, radna poprzedniej kadencji i obserwatorka samorządu gminy wiejskiej.

Jeszcze jako radna w listopadzie 2018 roku złożyła wniosek o udzielenie informacji publicznej w sprawie biuletynu wydawanego przez gminę, który bezpośrednio przed wyborami został wydany na papierze kredowym. Chciała dowiedzieć się m.in., w jakim nakładzie to zostało wydane. Jako radna domagała się także okazania faktur.

Kiedy mijała ustawowy termin odpowiedzi na jej zapytanie, wójt sama przedłużyła termin do 5 stycznia, ale M. Ryżów wyczekiwanej odpowiedzi i tak nie otrzymała. Dlatego 11 stycznia sprawę skierowała do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Teraz czeka na jej rozstrzygnięcie.

– Niestety, jak na to patrzę i zestawiam to z ostatnią decyzją pani wójt, to wydaje mi się, że chodzi o zniechęcenie mieszkańców do tego, żeby pytali o sprawy ważne dla nich, o sprawy publiczne. Znajdą się tacy, których to zniechęci. Ci, którzy się nie zniechęcą, będą musieli zapłacić za najdroższe ksero w powiecie – ironizuje eksradna gminy wiejskiej.

Z jednej strony wójt chce od mieszkańców pieniędzy za udzielenie informacji publicznej, z drugiej na zewnątrz deklaruje rozdawnictwo gminnych pieniędzy.

Na gali Lubuskiego Samarytanina zadeklarowała pomoc finansową na rzecz szpitala: – Chciałabym tutaj, z tego miejsca, kierując się do pani dyrektor, zadeklarować daleko idącą współpracę. Deklaruję jedną złotówkę od każdego mieszkańca włożoną w służbę zdrowia, bo wiem, że szpital dziś tej pomocy potrzebuje – zapowiedziała wójt.

Radny Ogrodniczuk: – Z jednej strony jako gmina chce być dobrym samarytaninem, choć tu deklarację pomocy oceniam dobrze, a z drugiej jej włodarz utrudnia życie zwykłemu mieszkańcowi. Coś mi się tu nie zgadza.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content