Bez tych paczek byłoby ciężko

Piątek, godzina 16.40. Tuż przed wejściem do remizy Ochotniczej Straży Pożarnej ustawia się kolejka kilkudziesięciu osób. Mieszkańcy Stypułowa, Bulina i Cisowa cierpliwie czekają na paczki żywnościowe. Na zewnątrz jest kilka stopni w minusie, w środku niewiele cieplej. To jednak nikomu nie przeszkadza, ani rozdającym, ani czekającym. Niektórzy z mieszkańców rozmawiają w grupkach. Praktycznie każdy ma w ręku dużą, pustą torbę, niektórzy przyszli z wózkami transportowymi. – Czasami w naszym domu brakuje pieniędzy. Te z programu 500+ przeznaczam na remont mieszkania. Mąż nie zawsze ma pracę. Syn pracuje dla Centrum Integracji Społecznej i zarabia 728 zł. To co to jest na nas wszystkich? – pyta pani Joanna Potrzeba, jedna z osób stojących w kolejce.

Jeszcze dwa miesiące temu składka, którą płaciła na rzecz stowarzyszenia, wynosiła 3 zł. Teraz jest to 5 zł. – W sklepie na pewno by człowiek nie zdołał za to wszystkiego kupić. U nas w rodzinie jest pięć osób, zapłacę za te paczki 25 zł i dużo się uda z tego ugotować. Pomidorówkę na ryżu można zrobić, do gołąbków ryż jest przydatny, przecier pomidorowy można wykorzystać do przygotowania różnych sosów, herbatniki użyje się do ciasta, olej. Wszystko jest niezbędne i przydatne – dodaje pani Joanna.
Rozdawaniem paczek w remizie zajmuje się  Andrzej Nowocień, sołtys Stypułowa i kożuchowski radny. Co miesiąc pomaga mu jego 16-letnia córka Paulina. Są to produkty pochodzące z Banku Żywności, których pozyskaniem zajmuje się stowarzyszenie Pomocna Dłoń, o którym pisaliśmy szeroko w poprzednim numerze Tygodnika Krąg.

W samym Stypułowie po paczki przychodzą 152 osoby. W tym miesiącu paczkę stanowią: fasola, groszek, mleko, ryż, ryba, koncentrat pomidorowy, herbatniki. – Dla tych ludzi to łącznie 600 kg jedzenia. To bardzo duża pomoc. Wiadomo, każdy by chciał co miesiąc cukier, olej, ale ja na to wpływu akurat nie mam. Na każdego przypada 5 litrów oleju i 5 kg cukru na rok. To jest sortowane, rozkładane równomiernie w czasie. Przyjdą święta, to ludzie dostaną więcej. Będzie cukier, olej, więcej produktów – opowiada A. Nowocień nie przerywając pracy.

Co miesiąc, od 1,5 roku, jest z nim córka. Opowiada, że jak tata nie zdąży jeszcze wrócić z pracy, a ludzie zaczynają się zbierać przed remizą, to do nich wychodzi sama. – Fajnie jest pomagać, tylko czasem jest ciężko. Nie raz musiałam się zwalniać ze szkoły, bo nie było komu rozpakować. Jakoś tak wyszło, że od początku robimy to razem. Razem jest raźniej. Chętnych po paczki jest bardzo dużo. Kiedyś do pomocy przychodziły trzy osoby ode mnie ze szkoły, ale szybko im się znudziło, bo to jednak jest praca. Może jakby się komuś zapłaciło, to by przychodził na stałe, ale że to jest wolontariat, to chętnych brakuje. Chociaż czasem jest mi ciężko, to jednak już się tego podjęłam i nie ma teraz wyjścia, będę dalej pomagała – mówi stanowczo Paulina.

Ta ich wspólna pomoc może nie jest do końca doceniana. Ludzie, którzy przychodzą po paczki, nie zdają sobie sprawy z wielkiego zaangażowania i poświęcenia radnego Nowocienia i jego córki. Dla potrzebujących najważniejsze jest, żeby jak najszybciej zabrać paczkę i popędzić z nią do domu.

– Wszystko się przydaje. Z tych produktów wiele się da zrobić. Najbardziej przydaje się ryż, konserwy są bardzo smaczne. W zależności od tego, co przygotowuję, to taka paczka starcza na jakieś pół miesiąca, nieraz dłużej. Jednakowo się wszystkiego nie zużywa. Człowiek stara się to jakoś rozplanować. Ogólnie jest to dla mnie bardzo duża pomoc – przyznaje Anna Kurniewska, kolejna korzystająca z pomocy stypułowianka.

– Jeśli olej w markecie kosztuje 5 zł, a tu w paczce, poza olejem, jest jeszcze kilka innych produktów, to się bardzo opłaca. Jakby tych paczek nie było, to nasze codzienne życie wyglądałoby o wiele trudniej – dodaje pan Janusz, kolejny z kolejki.
Wprowadzona podwyżka „cegiełki” z 3 do 5 złotych nie była dla mieszkańców miłą nowiną, ale nie zamierzają rezygnować z paczek. – Niektóre produkty się bardziej przydatne, inne mniej. Jednak jakby miało ich całkiem zabraknąć, to ja i moja rodzina znaleźlibyśmy się w o wiele gorszej sytuacji niż jesteśmy. Człowiek docenia dopiero, gdy coś traci. Kiedyś korzystałam z paczek w Caritasie, ale po nie musiałam jeździć do Kożuchowa. A jak się to przeliczy, to człowiek więcej straci na bilety, bo normalny w jedną stronę kosztuje 4 zł – zauważa kolejna mieszkanka Stypułowa.

W kolejce spotykamy również sołtysa Cisowa. – U nas paczki bierze sześć osób, są to różne rodziny. Dzisiaj przyjechałem po paczki z jednym z mieszkańców. Zabierzemy też dla pozostałych. Na ile mogę, tak pomagam. To jednak jest kawałek, żeby się tu dostać z Cisowa, a ludzie nie mają raczej samochodów – opowiada Grzegorz Jakubów, który od kilku miesięcy pomaga radnemu Nowocieniowi i przyjeżdża po paczki dla swoich mieszkańców.

Rozdawanie paczek trwa około dwie godziny, do 19.00, czasem się przeciągnie. Później, po powrocie do domu, trzeba jeszcze wszystko spisać, policzyć. – Wszystko musi się zgadzać. Produkty są wyliczone co do sztuki. Musimy to wydać w dwie godziny. Ludzie potrafią przychodzić już na pół godziny przed planowanym rozpoczęciem. Jak ktoś jest za 20 piąta, to po chwili potrafi się sto osób zebrać w kolejce. To wszystko zabiera mi bardzo dużo czasu. Czasami mam tego  dość, przychodzą momenty zwątpienia. Ale generalnie bardzo lubię to robić, wiem, jak ważne jest to dla tych ludzi. To jest jakby moja pasja. Kto tym ludziom pomoże? I chociaż ten dzień pracy społecznej dobiega końca, to już zaczynam myśleć, jak przygotować się do kolejnego rozdania paczek. A to już za miesiąc – mówi A. Nowocień.
Anna Karasiewicz

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content