Czujka i strażak uratowali jej życie

Pani Maria mieszka sama w domu w Mirocinie Górnym. Kobieta jest w dość kiepskiej formie. Kilka miesięcy temu złamała nogę i od tamtej pory leży w łóżku. Weszliśmy do domu pani Marii, już na korytarzu czuć było swąd spalenizny. Wewnątrz sytuacja była jeszcze gorsza. W mieszkaniu, a tak właściwie to w jednym pokoju, w którym żyje pani Maria, znajduje się jedno okno, łóżko, stół i stary piec. Przy łóżku stoi krzesło, na nim kubek z kisielem, herbata. Pani Marysia leży w łóżku, przykryta ciężką pierzyną. Nasze przyjście nieco ją zaskoczyło, nie chciała zbyt wiele opowiadać. Powiedziała nam tylko, że w miniony wtorek, kiedy w jej mieszkaniu zaczął się wydobywać dym, próbowała wstać z łóżka, żeby otworzyć okno. – Upadłam na podłogę i nie mogłam się ruszyć. W końcu nie było czym oddychać. Dusiłam się, ale nic nie mogłam zrobić. Wtedy usłyszałam, że drzwi się otwierają. Krzyknęłam pomocy – wspomina to przykre wydarzenie pani Marysia.

Strażakiem, który wszedł do domu kobiety, był Andrzej Staroszczuk, wiceprezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Mirocinie Górnym. A to, że akurat się tam znalazł, było zbiegiem okoliczności. Dom pani Marii graniczy bowiem z remizą strażacką. Tego dnia odbywało się tam spotkanie. – Około godziny 14.00 zamykałem już bramę wjazdową do remizy. Wtedy usłyszałem dźwięk czujki, który jest bardzo charakterystyczny. Od razu zwróciło to moją uwagę i pobiegłem do domu pani Marii. Wiedziałem, że nie ma żadnych urządzeń elektronicznych, od razu zdałem sobie sprawę, że dzieje się coś złego – wspomina A. Staroszczuk.

Strażak wszedł szybko do domu. – Zadymienie było tak duże, że nie widziałem pani Marii. W tej samej chwili usłyszałem wołanie o pomoc i udało mi się ją zlokalizować na podłodze pomiędzy łóżkiem a oknem. Szybko ją podniosłem i otworzyłem okno i drzwi. Pomieszczenie się przewietrzyło – opowiada A. Staroszczuk. Do pani Marii wezwano pogotowie, okazało się, że jej stan jest na tyle dobry, że nie wymaga hospitalizacji.
Grozą napawa fakt, że gdyby minęło jeszcze kilka, kilkanaście minut, to cała historia skończyłaby się dla niej tragicznie. – Pani Maria w tym zadymieniu przebywała na pewno kilka minut. W zależności od organizmu człowiek może wytrzymać w takim zadymieniu różnie. Akurat pani Maria jest w znacznym wieku. Jej stan zdrowia nie gwarantował, że mogłaby wytrzymać długo, może kilkanaście minut i straciłaby świadomość – ocenia A. Staroszczuk.
Cała ta sytuacja dobitnie pokazuje, jak bardzo ważne jest posiadanie czujki dymu i czadu. Czujka w domu pani Marii zamontowana została na dwa miesiące przed tą groźną sytuacją.

– Dostaliśmy listę osób z Ośrodka Pomocy Społecznej w Kożuchowie, którym przysługuje taka forma pomocy z racji niskich dochodów. Przeanalizowaliśmy tę listę i stwierdziliśmy, że są u nas osoby, które tej pomocy jeszcze bardziej potrzebują, których na te urządzenia po prostu nie stać. Jedną z takich osób była właśnie pani Maria – mówi A. Staroszczuk. – Zawsze mówi się, że czujka może uratować życie, a w tym przypadku w stu procentach tak właśnie było. Gdyby nie to urządzenie, mogłoby się skończyć tragicznie – dodaje.

Z czasem okazało się, że przyczyną dużego zadymienia w domu mieszkanki Mirocina Górnego była nieszczelność przewodu kominowego. Przypominamy, że według obowiązujących przepisów, kominiarz w sezonie grzewczym powinien sprawdzić nasz komin cztery razy. – Z doświadczenia wiem, że tak się nie dzieje. Przykładowo w ostatnich tygodniach mieliśmy bardzo groźny pożar komina. Zostało z niego wyjęta ogromna ilość nagromadzonej sadzy, co może świadczyć tylko o tym, że nie był systematycznie czyszczony. Tylko od stycznia mieliśmy i tylko w naszym rejonie, aż trzy pożary sadzy w kominie – opowiada A. Staroszczuk.

Zapytaliśmy strażaka z Mirocina, czy czuje się bohaterem, bo w końcu uratował komuś życie.
– Po powrocie do domu, kiedy przeanalizowałem całą sytuację, byłem z siebie dumny. Nie czuję się jednak bohaterem, bo każdy na moim miejscu, zachowałby się tak samo – mówi. – Jednak niecodziennie ratuje się komuś życie… – nie odpuszczam. – Może pośrednio kilka razy miałem swój udział w uratowaniu komuś życia, ale jeszcze nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji jeden na jeden z kimś, kto mógł stracić życie – mówi A. Staroszczuk, strażak z 25-letnim stażem.

Anna Karasiewicz

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content