Ciemne chmury zawisły nad zamkiem

Ostatnie wichury wyrządziły ogromne szkody w kożuchowskim zamku. Największym problemem jest walący się dach. Ze względów bezpieczeństwa wstrzymana została bieżąca działalność

Okres gwarancji na wykonanie dachu upłynął po pięciu latach w 2009 r. W tej chwili poszycie nie spełnia swojej funkcji. – Z tego co twierdzi firma, która naprawia właśnie dach, zostały popełnione błędy w technice budowlanej. Nie jestem specjalistą w tym zakresie i nie chcę wyrokować. Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że mamy dziury w dachu i leci nam na głowę. Pracownicy wiadrami wynoszą wodę – alarmuje U. Stochel-Matuszak.

Stropy są w tej chwili zabezpieczone plandekami. Dyrektorka obawia się jednak, żeby nie doszło do sytuacji, która miała miejsce wiele lat temu, kiedy podciekał dach, na skutek czego zawalił się strop na dużej sali.

– Robimy wszystko, żeby do tego nie dopuścić, ale pogoda nam bardzo nie sprzyja. Dach po wielu wiatrach jest osłabiony. Nikt nie mówi jednak o tym, że na wiosnę wykonywany był remont, który pociągnął duże koszty. Ubiegłej wiosny również przeprowadzaliśmy remont dachu. Problem z dachem to nie jest problem, który pojawił się podczas Ksawerego. To problem, który narasta od kilku lat. Firma, która aktualnie dokonuje napraw, twierdzi, że cały dach jest osłabiony. W tej chwili doszło do pęknięcia membran. One generalnie osłoniłyby trochę przed wodą, ale ponieważ są pęknięcia, to zaczyna przeciekać do środka. Jak pocieknie po ścianach, to trudno. Będą plamy, ale z nimi można żyć. Ale boję się o stropy, to jest zamek, żeby tutaj nie doszło do katastrofy budowlanej. Sprawa jest bardzo poważna – denerwuje się U. Stochel-Matuszak.

W ubiegłym tygodniu odbyło się w tej sprawie spotkanie z burmistrzem i specjalistami. Zastanawiano się, co zrobić, by rozwiązać problem. Prawdopodobnie gmina będzie musiała podjąć kroki prawne w stosunku do wykonawcy. Sprawy w sądzie mogą jednak ciągnąć się latami, a w tej sytuacji konieczne jest podjęcie natychmiastowych działań.

Ze względów bezpieczeństwa wstrzymana została bieżąca działalność zamku.

– Na wyłapywaczach jest dużo połamanych i popękanych dachówek. Nie mamy żadnej gwarancji, że nie spadną komuś na głowę. Pracownicy firmy przeprowadzającej remont mają na linach alpinistycznych je ściągnąć, żeby chociaż udostępnić wejście do zamku – podkreśla dyrektor Stochel-Matuszak.

Doraźne naprawy generują oczywiście koszty. Ubezpieczyciel tylko w pewnym stopniu ma pokryć straty.

Jakby tego było mało, firma, która wyprodukowała dachówki, już nie istnieje. Po Ksawerym zamówione zostały inne dachówki, które jednak odbiegają kolorem od pozostałych. – W tej chwili z dziedzińca przekładane są dachówki na zewnątrz. Ale to, co zostało położone na dachu na dziedzińcu, spadło po orkanie Grzegorzu, czyli dalej nie mam dachówek – załamuje ręce U. Stochel-Matuszak.

Choć burmistrz Kożuchowa Paweł Jagasek również nie pała optymizmem, to stara się znaleźć wyjście z patowej sytuacji. – Powołany zostanie w sprawie dachu ekspert i będzie miał dwa zadania: wskazać drogę, by dach po każdym silniejszym wietrze nie był zrywany oraz wykazać, czy faktycznie inwestycja została technicznie dobrze przeprowadzona. Połać dachu jest ogromna. Nie były one niczym mocowane. Dokumentacja lakonicznie mówi o tym, że trzeba nałożyć karpiówkę wzorem koronkowym i tyle. Dowiemy się, co należy robić i możliwe, że wystąpimy na drogę sądową. W tej chwili naprawa doraźna pociągnie około 50 tys. zł – mówi P. Jagasek.

Innym problemem, z jakim boryka się zamek, jest ogrzewanie. Na jednej z ostatnich sesji poruszony został temat modernizacji kotłowni, jednak w obliczu ostatnich wydarzeń inwestycja z dużym prawdopodobieństwem zejdzie na zdecydowanie odleglejszy plan.
– Nie mam pojęcia, jak gmina udźwignie tak duży finansowy ciężar. Bardzo liczyliśmy i liczymy nadal na to, że ogrzewanie zostanie wykonane, bo trudno jest prowadzić bieżącą działalność w takich warunkach. Nie chodzi jednak tylko zamek, ale o wszystkie uroczystości związane z życiem gminy i miasta. Koszty, które w tej chwili pochłania ogrzewanie olejowe czy elektryczne, są niewyobrażalne. Dla mnie na dłuższą metę jest to nie do udźwignięcia. Nie wiem, jaką decyzję podejmie burmistrz, trzeba w tej chwili wybrać to, co jest ważniejsze – mówi dyrektorka.

Jak twierdzi szefowa zamku, błędem było to, że pod starą instalację został podłączony nowoczesny piec. Instalacja z żeliwnymi grzejnikami jest niewydolna. – Dla przykładu: nie mam możliwości ogrzać tylko biura ogrzewaniem olejowym bez ogrzewania dużej sali i odwrotnie – tłumaczy dyrektka.

– Bierzecie pod uwagę zamknięcie zamku na zimę? – pytamy.
– Myślę, że uda nam się przed tym uchronić i robię wszystko, żeby tak było. Natomiast jeśli zamku nie ogrzeję, to nikt nie przyjdzie. Na małą baletnicę na dużej sali przychodzi 30-40 dzieci 3-4 letnich. Jak mam je wpuścić do temperatury 8-10 stopni Celsjusza? – pyta U. Stochel-Matuszak.

Projekt ogrzewania jest już na ukończeniu. Zakłada zmianę ogrzewania na gazowe, ponieważ olejowe, które zostało w tej chwili w zamku, w dzisiejszych czasach się po prostu nie opłaca. Cena za litr wzrosła od tamtych czasów z 80 groszy do 4 zł. Na tę inwestycję zamek będzie chyba jednak musiał jeszcze trochę poczekać.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content