Dramat człowieka na wózku

Sławomir Unierzewski w cztery miesiące stracił obie nogi. Jego życie zamieniło się w koszmar, który rozgrywa się w ciasnym, spółdzielczym mieszkaniu na os. 22 Lipca. Mężczyzna od roku nie wyszedł z domu, nie może dostać się do łazienki, ani kuchni

Sławomir Unierzewski w niecały rok stał się osobą niepełnosprawną. Mężczyzna od lat choruje na cukrzycę, która za późno została u niego zdiagnozowana. Na tyle późno, że w wyniku miażdżycy w maju ubiegłego roku amputowano mu jedną nogę. Kolejną stracił cztery miesiące później.

– Bolały mnie nogi, ale chodziłem. Dopóki chodziłem, nie żądałem od nikogo pomocy. Miałem trzy udary i dlatego tych nóg nie mogli mi leczyć wcześniej – wspomina S. Unierzewski.

Wylądował na wózku inwalidzkim, w ciasnym mieszkaniu spółdzielczym, gdzie nie ma nawet jak skorzystać z toalety. Za muszlę służy mu kaczka. Swoje potrzeby fizjologiczne załatwia na drugim wózku, w którym jego o 20 lat starsza żona wycięła dziurę. Kobieta myje go codziennie gąbką, ponieważ mężczyzna nie jest w stanie dostać się pod prysznic. Do kuchni również nie wjedzie, wjazd jest zbyt wąski. Zresztą nie obróciłby tam wózka. – Nawet nie jestem w stanie sobie sam zrobić herbaty – mówi.

Tak naprawdę pan Sławek korzysta tylko z łóżka. Poza tym do dyspozycji ma mniej więcej 5 m2 wolnej przestrzeni w saloniku, tuż przy łóżku. Jego okno na świat to maleńki telewizor. Mężczyzna nie ma jak wydostać się z mieszkania znajdującego się na parterze na os. 22 Lipca. – Jak mi ktoś nie pomoże po tych sześciu schodkach, to nie wyjdę. Nie da się z nich zjechać wózkiem. Żona nie da rady mnie podnieść. Nie widzę świata. Tylko szkołę i boisko. Od obcięcia drugiej nogi byłem tylko raz przed klatką. Brakuje mi powietrza. Lekarze nie pozwalają otwierać okien, żeby nie przeziębić ran, bo jeszcze się nie zagoiły – wzrusza się mężczyzna. Nogi amputowano mu w połowie ud.

S. Unierzewski podkreśla, że prosił burmistrza o pomoc tuż po amputacji pierwszej nogi. Wybrał się pod ratusz. – Podjazdy porobione, pięknie. Ale do góry nie wejdziesz. Siedzi się na dole i czeka godzinę na odpowiedź – denerwuje się pan Sławek. Jest wdzięczny prezesowi spółdzielni Pawłowi Zwolskiemu, kóremu jego sytuacja nie jest obojętna. – To równy facet. Wierzę mu, że nie ma dla mnie większego mieszkania. Był tu u mnie dwa razy – opowiada pan Sławek.

– Chciałbym mieszkanie takie, jak miałem kiedyś. Dwa pokoje, balkon, kuchnia. To mieszkanie było jak sala taneczna. Zamieniłem się na to małe, bo mi było z tymi nogami chorymi trudno wchodzić na drugie piętro. Pomyśleliśmy z żoną, że to małe będzie dla nas akurat. I było, dopóki byłem zdrowy – opowiada. W mieszkaniu pod jedną ze ścian stoi elektryczny wózek, którym mężczyzna mógłby się poruszać, pod warunkiem, że uda się mu wyjechać nim z mieszkania. – Nie mogę go wystawić na zewnątrz, bo by ukradli. Jechałem nim jeden raz. To była podróż – wspomina S. Unierzewski.

Propozycja ze strony urzędu miasta oraz spółdzielni jest taka, że w mieszkaniu wybite zostaną drzwi i zamontowana będzie winda. To by rozwiązało problem z wydostaniem się na zewnątrz.

Jeśli zaś chodzi o kuchnię i toaletę, to nie ma jak ich powiększyć.

– Nie ma za bardzo technicznej możliwości. Byłem u tego pana dwa razy. Wziąłem ze sobą budowlańca. Oglądaliśmy dokładnie mieszkanie i szukaliśmy rozwiązania. Mieszkanie jest zbyt ciasne, ale nic innego na tę chwilę nie można zaproponować. Nie mam w zasobach spółdzielni wolnych mieszkań – większych i na parterze. Znalezienie takiego graniczyłoby z cudem – mówi Paweł Zwolski, prezes spółdzielni Odrodzenie w Kożuchowie.

Panu Sławkowi pomaga opieka społeczna w Kożuchowie, pomogła nowosolska paczka oraz radny Marcin Jelinek, który z mężczyzną jest w stałym kontakcie. – W miarę możliwości z kilkoma wolontariuszami mu pomagamy. Udało się załatwić łóżko szpitalne czy wiele innych artykułów, ale problem polega na tym, że mieszkanie jest całkowicie nieprzystosowane do jego potrzeb. Najgorsze, że nawet jak zdobędziemy środki na dostosowanie, to z technicznego punktu widzenia jest to nie do wykonania. Widziałem wiele trudnych przypadków w gminie, ale z czymś takim się jeszcze nie spotkałem – przyznaje M. Jelinek. W pomoc mężczyźnie zaangażowało się też Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. – Zapowiedzieli, że jak burmistrz znajdzie dla mnie większe mieszkanie, to zajmą się remontem – mówi S. Unierzewski.

Burmistrz Kożuchowa Paweł Jagasek zna całą sprawę i jak podkreśla – nie jest obojętny, pomimo że ze względów formalnoprawnych ma związane ręce. – Nie można tego pana wpisać na listę osób oczekujących na mieszkanie komunalne, ponieważ on ma gdzie mieszkać. Jedyne, co możemy zaproponować, to podjazd do najbliższego chodnika i winda. W sprawę zaangażował się też wicewojewoda Robert Paluch, który zapewnił pomoc w postaci środków z pefronu na zakup windy. Teraz decyzja należy do pana Sławka, czy przyjmie warunki, które mu zaproponowaliśmy i zgodzi się na remont, czy nie. Wyciągnęliśmy rękę, ale on stawia mocne warunki i stawia sprawę na ostrzu noża. Nikt nie jest w stanie znaleźć mu mieszkania na pstryknięcie palcem. Jeśli nie wyrazi zgody na remont czy windę, to nie będziemy go na siłę uszczęśliwiać. Sprawa jest trudna, ale obie strony muszą wykazać dobrą wolę – dodaje P. Jagasek.
Do tematu wrócimy.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content