Kulisy szampańskich nocy

Chwile, kiedy żegnamy kończący się rok, są wyjątkowe z wielu powodów. Wtedy najbardziej odczuwamy upływający bezpowrotnie czas, choć często chcielibyśmy o tym zapomnieć…

Edmund Nowośnicki, kożuchowski klawiszowiec wiele razy widział, jak wyjątkowo bawią się Ludzie podczas sylwestra. – Nawet brak prądu im nie przeszkadza. Kiedy graliśmy w Konotopie podczas zimy stulecia (1978 –1979), około północy wyłączono prąd. Jednak my graliśmy dalej, na żywo przy świeczkach do czwartej nad ranem. Oprócz wódki detalicznej można było wtedy spróbować jeszcze samogonu pędzonego przez okolicznych rolników. Z kolorowych napojów była wtedy tylko oranżada. Jednak najbardziej utkwiło mi w pamięci, że chęć do zabawy wygrywała nawet z ekstremalnymi warunkami. To wyjątkowa sprawa, jak ludzie potrafili się świetnie bawić – mówi muzyk.

Kwesta na orkiestrę

Już od lat lokalna policja bezskutecznie ostrzega, że napady i pobicia zdarzają się najczęściej w okolicach m.in. lokali gastronomicznych i dyskotek, oraz że szczególnie niebezpieczne jest fundowanie alkoholu i chwalenie się zasobnością swojego portfela. Zdarza się zwłaszcza, kiedy Polacy dobrze się bawią, czyli np. podczas witania nowego roku przy kieliszku.

Kilkanaście lat temu w Kożuchowie dwóch młodych mężczyzn, po urwaniu się z zabawy sylwestrowej, wybiło kilkanaście szyb w siedzibie tamtejszego ośrodka pomocy społecznej i uszkodziło drzwi wejściowe do tej instytucji. Sprawcy słono zapłacili za rozpierającą ich energię.
Idźmy dalej. Chcąc uczcić pierwszy dzień 2008 roku, nieznany sprawca włamał się do baru w Kożuchowie, skąd ukradł 49 butelek alkoholu o wartości 900 zł.

Dokładnie rok później kożuchowską gościnność poznało czworo nowosolan, po wyjściu z sylwestrowego balu w restauracji Pod Lipami. Do domu wracali fordem focusem o godz. 6.00, lecz na ul. 22 Lipca grupa młodych ludzi zatarasowała im drogę. Koniec końców zjawiła się policja, a ucierpiał jedynie samochód. Okazało się, że sprawca zadymy witał nowy rok mając we krwi 1,7 promila alkoholu.

Edmund Nowośnicki pamięta, ze Sylwester na wsi mógł się skończyć bijatyką. – Bywały takie sytuacje, że wieś napadała na inną wieś. Powodem najczęściej była zazdrość o dziewczyny – mówi dawny muzyk HEJ.

Niezastąpiony w szukaniu lokalnych sensacyjek redaktor Zbigniew Jelinek 21 lat temu dyplomatycznie odnotował kuriozalną sytuację, że organizatorzy, którzy odważyli się przygotować sylwestrową zabawę w jednej z wiejskich sal, musieli po północy kwestować po domach, ponieważ nie byli w stanie zebrać kwoty na opłacenie orkiestry.

Czarodziejski puzon

Chociaż niezawodna w sprawach najlepszych miejsc na imprezy jest poczta pantoflowa, to restauratorzy prześcigają się w gorącym okresie w zachwalaniu własnych atutów w mediach. W minionych latach w okolicy serwowano m.in. pieczone prosiaki, faszerowanego bażanta, indyka w migdałach czy łososia z serkiem niedźwiedzim. Pojawiały się także okolicznościowe niespodzianki, wybory króla i królowej balu czy bonusy w postaci miejsc noclegowych w pakiecie. Pewien nieistniejący już lokal próbował zdobyć potencjalnych gości nie tylko świetnym wokalem, ale także szalonymi klawiszami i czarodziejskim puzonem! W Kożuchowie można było przeżyć dreszczyk prawdziwych emocji oglądając Białą Damę zjeżdżającą na stalowej lince do zamkowych gości. To chyba jedyny balujący duch w najbliższej okolicy. Za czasów wyjątkowego dyrektora KOKiS Ryszarda Błażyńskiego mógł się jeszcze pojawić Duch Zamku. Ten sprawny organizator potrafił nagrodzić np. najlepiej bawiących się gości: jednego razu byli to nowosolanie o nazwiskach Piechnik i Pawłowski, którzy otrzymali dwa oryginalne sztylety.

Zobaczmy ile musieliśmy wydać na sylwestra 15 lat temu. W Bytomiu Odrzańskim w hotelu Pod Lwem w sali bankietowej 380 zł, a w sali kawiarnianej – 240 zł od pary. Ośrodek Kultury i Sportu w Nowym Miasteczku – 150 zł to wydatek od pary. W Nowej Soli impreza w SP 8 kosztowała każdą parę 260 zł. Pensjonat Haleszka w Lubiatowie oferował atrakcje dla dwojga za 300 zł, a w kożuchowskim zamku wyceniano tę wyjątkową noc na 480 zł.

Goło i wesoło

Gitarzysta Bogdan Polikowski pamięta wspaniałe czasy kożuchowskich imprez. – Sylwestry na 250 osób w zakładowym domu kultury, gdzie obecnie jest market Netto, w kasynie wojskowym, Pod Lipami, w Agawie, w Jubileuszowej, w zamku. I oczywiście kapele muzyczne grające na żywo, gdyż wtedy jeszcze nie królowali didżeje. Grywałem w nowosolskiej Polonii, otyńskim Złotym Łanie. W Zielonej Górze zaliczyłem m.in. Palmiarnię, Topaz. W Polonii grywałem z ekipami z Zielonej Góry, podobny skład występował także w Złotym Łanie – wspomina muzyk.

Przy okazji sylwestra częściej pojawiały się gwiazdy. Pan Bogdan pamięta Felicjana Andrzejczaka, który wykonał kilka przebojów w czasie kiedy był na fali.

W Palmiarni można się było natknąć na DJ Bobo czy Chrisa de Burgha. Choć lokal dekadę temu chciał zwrócić uwagę klientów na doskonałą zabawę wśród egzotycznych roślin, to czasem zdarzały się komiczne sytuacje z tym związane. Jeden z kelnerów, niosąc lody z bitą śmietaną, zaplątał się np. w liście tropikalnej rośliny.

B. Polikowski pamięta, że striptizy odbywały się także w sylwestra w Polonii, Złotym Łanie czy Palmiarni. – Tej wyjątkowej nocy serwowano wszystko, co najlepsze. To były także pokazy figur gimnastycznych, chodzenie po szkle, rzucanie nożami. Na finał występowała kobieta, sama lub z mężczyzną, co przypomina scenę z „Dziewczyn do wzięcia” Kondratiuka. W innych zielonogórskich lokalach striptizów nie było, jednak zdarzało się, że dziewczyny rozbierały się poza oficjalnym programem – śmieje się kożuchowski gitarzysta. Prawdziwe legendy krążą także o muzyku, który podczas imprez potrafił w rytm muzyki rozebrać się do slipek, tańcząc na krześle.

W latach 90. najprawdopodobniej przez miesiąc striptiz można było oglądać w nieistniejącym już Cafe Park przy zakręcie śmierci na ul. Nowosolskiej w Kożuchowie. – Ludzi było po prostu full. To było coś nowego i innego w takim małym miasteczku. Bilety były sprzedawane na dyskoteki, a rozbieranie było w trakcie imprezy, na scenie. To był chyba półgodzinny występ, który bardzo podobał się bywalcom lokalu. Swoje wdzięki pokazywały Rosjanki pracujące w pubach pod Żarami – wspomina była współwłaścicielka legendarnego lokalu.

Józef Piasecki

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content