Walczę o chore wnuczki [LUDZIE NOWEJ SOLI]

Urodziłem się w Żarach, do szóstego roku życia mieszkałem w Kożuchowie i przeprowadziłem się do Nowej Soli z rodzicami. Tutaj było większe miasto, lepsze mieszkanie na lepszych warunkach.

Zacząłem chodzić do podstawówki numer 4 przy Kasprowicza. Dalej chciałem uczyć się w kierunku gastronomicznym, ale życie mnie rzuciło do technikum odlewniczego. Ale nie żałuję, to była fajna przygoda, fajni ludzie i wesołe cztery lata.

Potem było różnie. Przyjąłem się do szkoły, do której chodziłem, na woźnego. Pracowałem tam trzy lata, miałem superkontakt z młodzieżą, zresztą ci ludzie nie byli ode mnie o wiele młodsi. Dobra nauka życia – nauczyłem się szklić okna, odpychać zamki, które kiedyś sam zapychałem.

Zrobiła się moda na krasnale, tam były lepsze pieniądze, zaangażowałem się w to i też bardzo dobrze się sprawdziłem. Następnie produkowałem ślizgawki.

Wszystko tak się toczyło, aż zobaczyłem przy ul. Staszica ogłoszenie o tym, że powstaje Gedia. Poszedłem tam, zostałem bardzo miło przyjęty przez ówczesnego dyrektora. Tak się zaczęła moja przygoda z tym miejscem pracy i 16 marca minęło mi już 20 lat w Gedii. Jestem bardzo zżyty ze współpracownikami.

Uważam się za lokalnego patriotę: mieszkam w Nowej Soli, to walczę za Nową Sól, jak pracuję w Gedii, to walczę za Gedię, jak gram w darta w Anomalii, to walczę za Anomalię.

Właśnie, z tymi pasjami było różnie. Wcześniej była piłka nożna. Stworzyłem w firmie fajny team, zdobyliśmy chociażby Mistrzostwo Polski branży motoryzacyjnej, jeździliśmy grać po całej Polsce. Reprezentowaliśmy miasto i firmę, co było przyjęte bardzo ciepło przez prezydenta Tyszkiewicza. Później przyszła kontuzja, która wykluczyła mnie ze sportu. A mówią, że sport to zdrowie. Brak ruchu był widoczny po mojej wadze – z 76 kg przybyło mi do trzech cyferek. Czegoś trzeba było szukać. Narodził się pomysł, żeby grać w darta.

Motto życiowe? Na pewno otwartość. Wolę, kiedy ktoś coś powie mi w oczy, niż żeby mówił coś za plecami albo wsadził mi nóż w plecy. Życie mnie niedawno doświadczyło, walczę, walczymy z rodziną o chore wnuczki. Minęły od ich narodzin dwa lata i cały czas jest progres, idziemy do przodu, wychodzimy na prostą. Moim marzeniem jest ich zdrowie, w ogóle żebyśmy wszyscy byli w rodzinie zdrowi.

Wchodzę już w taki wiek, że niestety niektórzy odchodzą. Z tym też trzeba się zmierzyć, że kiedyś przyjdzie czas i na mnie. Ale ja żyję chwilą, nie myślę o tym, co będzie za pięć-dziesięć lat. Trzeba się cieszyć z tego, co się ma, żyć i cieszyć się każdym dniem.

Kiedyś od mojego dyrektora usłyszałem takie słowa: jesteś szczęśliwym człowiekiem, kiedy wstaniesz i widzisz, że jesteś zdrowy. Rzeczywiście tak jest: wstaję, patrzę w lustro, mam zdrowie. Nic mi więcej nie potrzeba.

Wojciecha Tomeczka wysłuchał Mateusz Pojnar

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content