Dziadek w modzie, czyli oldboye uzależnieni od piłki

SPORT W WIEKU ŚREDNIM – Jak ktoś grał w piłkę całe życie, to nie można z tym tak łatwo skończyć… – przyznaje Lech Migdalski, w przeszłości zawodnik Dozametu, który pomimo wieku nie rozstaje się z treningiem piłkarskim. Podobnie jak kilkunastu jego kolegów

W kolejnym odcinku cyklu o sporcie ludzi w wieku średnim i senioralnym odwiedziłem oldboyów nowosolskiego Dozametu, którzy trzy razy w tygodniu spotykają się na boisku, żeby pograć w tzw. dziada. Gra polega na podawaniu piłki na określonej przestrzeni w postaci figury geometrycznej (najczęściej uformowanej w kwadrat) tak, aby nie przejął jej kolega będący w środku. Ta właśnie gra w żargonie piłkarskim nazywana jest grą w dziadka. Jak piłkę przejmie zawodnik ze środka, to ten, który ją stracił, wchodzi na jego miejsce do środka. Jeżeli zawodnikowi w środku puści się piłkę między nogami, podwójnie zostaje w środku i staje się obiektem żartów kolegów.

– Dlatego każdy się pilnuje, żeby tej dziury nie dostać – śmieje się Henryk Mazurkiewicz, który uczestniczy w treningach nowosolskich oldboyów. Na co dzień jest trenerem czwartoligowej Odry Bytom Odrzański.

– Śmiechu w tym jest bardzo dużo, bo jak jeden drugiemu tę siatkę założy, to potem można z takiego kogoś pod prysznicem pożartować – dodaje Józef Śnieżko, jeden z najstarszych oldboyów biorących udział w treningach.

Oldboye w tej dobrej zabawie poszli jeszcze dalej: – Mieliśmy taką siatkę od choinki, która stanowiła puchar przechodni dla tego, który dostał najwięcej siatek. Za karę musiał ją zabierać do domu i przynosić na trening, dopóki inny kolega nie złapał więcej od niego. No i jest taki jeden, który zabrał tę siatkę i do dziś się nie pokazuje – śmieje się H. Mazurkiewicz.

Legendy lat 70.

W każdym treningu uczestniczy kilkunastu zawodników, głównie byłych piłkarzy, którzy reprezentowali barwy nowosolskiego Dozametu w latach 70. i 80. Jak usłyszałem w szatni, motorami i motywatorami całej grupy są Zbigniew Mikuliszyn i Józef Śnieżko.

– Dziś, na te stare lata, spotykają się ze sobą ludzie, którzy i po pierwszych ligach biegali, i w drugiej, i w trzeciej – wylicza J. Śnieżko. – Człowiek jest z siebie zadowolony, że jeszcze w tym wieku może się ruszać. Jestem po operacjach kolan, mam śruby i płytkę tytanową w jednym z nich, ale daję radę. Wiadomo, że traktujemy to dziś zabawowo, nie będę ukrywał, że jest w tym dużo kabaretu – mówi były prawoskrzydłowy trzecioligowego Dozametu, który na tym poziomie rozgrywek reprezentował barwy klubu w latach 1970-82.

– Przez nieco ponad dziesięć sezonów graliśmy jednym, mocnym składem. W tym zespole byli m.in. Karpiński, Gurgacz świętej pamięci, Malinowski, Szałata, Porębski, Kakała, Migdalski, Kaim, Pacholczyk. To była konkretna paka, bo nawet na obozach ciężko było pierwszoligowcom (wtedy nie było Ekstraklasy – dop. red.) z nami wygrywać w sparingach. Ograliśmy choćby Olimpię Poznań w Świnoujściu i Polonię Warszawa na obozie w Słubicach – wspomina J. Śnieżko.

Oldboye uczestniczą we wspólnych treningach od kilkunastu lat. – Po zakończeniu naszych karier trochę graliśmy w rozgrywkach oldboyów, potem wielu z nas miało przerwę. Aż spotkaliśmy się – nie pamiętam dokładnie, w którym to było roku – w Bytomiu Odrzańskim w bardzo smutnych okolicznościach, bo na pogrzebie naszego kolegi, Zbyszka Gurgacza. I wtedy, po uroczystościach pogrzebowych, ktoś rzucił hasło: zaczynamy trenować od nowa. I tak znowu zaczęło się to nasze granie w dziada. I tak to trwa do dziś. Atmosfera jest wspaniała, zarówno w szatni, jak i na boisku – opowiada J. Śnieżko.

Z wymienionych przez niego członków kadry Dozametu z lat 70. na środowym treningu był Lech Migdalski, w przeszłości świetny boczny pomocnik. – Jak ktoś grał w piłkę całe życie, to nie można z tym tak łatwo skończyć. My od tej piłki po prostu jesteśmy uzależnieni. Jak człowiek się pochoruje, nie może przyjść na trening, to źle się czuje – wyznał przed wyjściem z szatni na trening L. Migdalski.

Satysfakcja

– Jedni biegają, inni chodzą o kijkach, a my kopiemy piłkę. Oprócz tego można przyjść, pośmiać się, pożartować, czyli ważny jest też ten wymiar integracyjny – uzupełnił starszego kolegę Jerzy Witkowski.

Istotę tego, o co chodzi w tych piłkarskich spotkaniach, co powoduje, że ci panowie piłkarze, często po sześćdziesiątce, nie potrafią się rozstać z piłką kopaną, tłumaczy H. Mazurkiewicz: – Piłka przez lata ewoluowała, cały czas się zmienia. Dziś liczy się motoryka, siła, walka, a piłkarz musi być atletycznej budowy. Nam jednak bardziej podobał się futbol w tym poprzednim wydaniu, gdzie było w nim więcej artyzmu, improwizacji, techniki. To było widowisko. Teraz ta piłka zmierza według mnie w kierunku rzemiosła, nie ma tego artyzmu. Jest walka, dużo stresu i przy tym również sporo nieczystej gry, gry faul. To się widzi na meczach i w telewizji, i na spotkaniach naszych lokalnych drużyn. I tak właściwie z tej piłki to mam najwięcej satysfakcji właśnie tutaj, na naszych treningach, gdzie dziadek jest w modzie.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content