Daję, ale i wymagam

– Klub nie może się opierać na dwóch sponsorach, chyba że byłyby to gigantyczne firmy, ale tych w Nowej Soli nie ma. Stąd ważne jest zaangażowanie firm mniejszych i średnich. Bez tego się nie uda. Chcemy znaleźć kilka, kilkanaście firm, które dołożą się do budżetu – mówi prezes firmy Karton-Pak, która obok urzędu miasta jest najważniejszym sponsorem siatkarskiej Astry

Artur Lawrenc: Bartosz Kurek czy Robert Lewandowski?

Jerzy Sarama: (śmiech) Generalnie poza nielicznymi wyjątkami lubię i interesuję się sportem. Podoba mi się i piłka nożna, i siatkówka, piłka ręczna nawet, lekkoatletyka, jak również skoki narciarskie. Warunek to odpowiedni poziom i emocje.
Jakie dyscypliny Pan uprawiał w młodości?

Już jak miałem chyba 10 czy 12 lat, zacząłem biegać, sam, bez trenera, po lesie. Mieszkałem wówczas w Siedlisku. Potem poszedłem do „Ogólniaka” nowosolskiego i dostałem się pod skrzydła pana od wuefu, który mi ustawił treningi biegowe.
10-latek woli sam biegać, a nie grać w piłkę z kolegami?

W piłkę też grałem, jeździłem na rowerze, różne dyscypliny były, ale jeśli chodzi o jakiś poważniejszy trening i udział w zawodach, to była to lekkoatletyka i biegi średnie oraz krótkie, np. 400 metrów, sztafeta 4×100, z którą zdobywaliśmy tytuły mistrzów szkoły.
A siatkówka?

Również grałem mając lat naście, chodząc do „Ogólniaka”, ale to również nie był poziom zawodniczy. Czasy były fajne, bo dzieci i młodzież nie siedzieli przed smartfonami czy komputerami, bo ich nie było, tylko skrzykiwali się, brali piłkę i szli grać, również w siatkówkę. Mieliśmy boisko przy szkole rolniczej w Siedlisku, blisko zamku, i namiętnie graliśmy w siatkówkę.

W którym momencie zwrócił Pan uwagę na klub Astra Nowa Sól?

Zaczęło się jakoś trzy lata temu, w trakcie trwającego sezonu, od telefonu Aleksandra Karimowa, drugiego trenera Astry, który chciał porozmawiać o sponsoringu. Wcześniej widziałem jakieś informacje w „Kręgu”, kojarzyłem, że jest taki klub, że gra w II lidze, natomiast przyznaję, że na żadnym meczu nie byłem. Po rozmowie doszedłem do wniosku, że sponsorowanie tego klubu może być niezłym pomysłem. Wczoraj (tj. 6 lutego, dop. red.) było spotkanie potencjalnych i aktualnych sponsorów. Trener dziwił się, że w Nowej Soli są ludzie, którzy o siatkówce nic nie słyszeli, a ja się nie dziwię, bo sam się do nich zaliczałem.

W sezonie jesienno-zimowym, takim martwym, kiedy ludzie przesiadują w domach, sami nie bardzo mogą uprawiać różne sporty ze względu na pogodę, uznałem, że właśnie siatkówka może być na to odpowiedzią. Uznałem, że można wokół tej dyscypliny skupić kibiców, ludzi z pomysłami, ale i pieniędzmi.

Pamiętam, że na samym początku powiedziałem też do pana Karimowa i prezesa Zdzisława Roli, że gdyby byli z sekcji piłki nożnej, to nie mielibyśmy o czym rozmawiać.

Dlaczego?

Nie dlatego, że nie lubię piłki nożnej, bo lubię. Natomiast uważam, że z tym budżetem można stworzyć na dobrym poziomie zespół siatkarski. Piłka nożna to o wiele większe wydatki, dlatego świadomie wybrałem siatkówkę.

Zaprezentował Pan analityczne podejście, typowe dla przedsiębiorcy.

Tak, a gdy zacząłem chodzić na mecze Astry, dostrzegłem braki w kwestiach marketingowych, np. że drużyna jest mało znana, że nie istnieje w mediach społecznościowych. W zmienianie tego włożyliśmy sporo pracy z panią, która pracuje w Karton-Paku na stanowisku specjalisty ds. marketingu. Stworzyliśmy stronę internetową klubu, projektowaliśmy ciekawe plakaty, sponsorowałem nowe, rzucające się w oczy stroje.

Poznałem tę dyscyplinę bliżej, zacząłem się lepiej orientować w jaki sposób działa nie tylko nasz klub, ale i inne w kraju.
Karton-Pak trzeci sezon jest, obok miasta, najważniejszym sponsorem Astry. Jak to ma wyglądać w przyszłości?
Liczę na to, że w najbliższym czasie znajdzie się jeszcze kilku poważnych sponsorów i uda się podnieść poziom sportowy klubu. Chciałbym, aby po wybudowaniu nowej hali w mieście wokół siatkówki istniała już grupa fanów identyfikujących się z zespołem, kibicujących w domu i na wyjazdach.

Znajomy w innej części Polski, w mieście o połowę mniejszym, zbudował taki projekt. Zaczynali od zera, ale z dwoma potężnymi sponsorami – miastem i bogatą firmą. Weszli nawet do I ligi, a w mieście zrobiła się taka moda na siatkówkę, że hala na 800 osób wypełniała się na długo przed każdym meczem. Coś takiego marzy mi się, żeby zaistniało w Nowej Soli.

Dziś nasz budżet to ok. 300 tys. zł, w tym 80 tys. zł idzie na szkolenie dzieci i młodzieży. Dobry poziom drugoligowy, z wyszkolonymi zawodnikami, wymaga kilkuset tysięcy. Klub nie może się opierać na dwóch sponsorach, chyba że byłyby to gigantyczne firmy, ale tych w Nowej Soli nie ma. Stąd ważne jest zaangażowanie firm mniejszych i średnich. Bez tego się nie uda. Chcemy znaleźć kilka, kilkanaście firm, które dołożą się do budżetu.

Jest Pan kibicem, który po przegranej mówi „nie się nie stało” czy analizuje Pan przyczyny porażki?

Wynik sportowy jest ważny, ale nie najważniejszy. Ważniejsza jest postawa drużyny. Można przegrać, ale po walce i ambitnej grze. A, niestety, widziałem kilka meczów takich, po których nie tylko ja miałem wątpliwości, czy zrobiono wszystko, żeby wygrać.
Z natury jestem człowiekiem, który lubi walczyć – kiedyś w sporcie, dziś w biznesie. Lubię wyzwania, dlatego uważam, że jeśli ktoś się za coś bierze, to powinien to robić w sposób najlepszy, jak potrafi. Jak ktoś wychodzi na parkiet i się nie przykłada, to powstaje pytanie „po co?”. To podejście, które nie daje sukcesów w żadnej dziedzinie.

Czyli można powiedzieć, że jako sponsor Pan nie tylko daje, ale i wymaga.

Dokładnie, coś za coś. Przeciwnik może być danego dnia w lepszej dyspozycji, ale nie można wychodzić na boisko z myślą, że się nie chce.
Ma pan ulubionego zawodnika w Astrze?

Nie, mam kilku takich, których obserwuję, widzę, że są ambitni, zaangażowani i mam do nich bardzo duży szacunek. Natomiast marzy mi się wzmocnienie składu, żeby był bardziej wyrównany, na dobrym, drugoligowym poziomie. O pierwszej nie myślimy, bo to nieporównywalnie większy budżet.

Na jaki wynik końcowy w tym sezonie Pan liczy?

Kilka meczów z potencjalnie słabszymi zespołami nam nie wyszło i straciliśmy już sporo punktów, więc wynik będzie dużo gorszy niż w roku ubiegłym, kiedy to rundę zasadniczą skończyliśmy na pierwszym miejscu. Dzisiejsza drużyna jest w ponad połowie zbudowana od nowa. Było sporo ruchów kadrowych, więc też mieliśmy świadomość, że ten sezon sportowo będzie gorszy od poprzedniego.

Miejsce, które obecnie zajmujemy, czyli szóste, jest trochę poniżej oczekiwań, natomiast gdyby się udało zespołowi zająć miejsce w pierwszej czwórce, to byłoby na miarę oczekiwań, aktualnych ambicji i możliwości finansowych.
Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że poziom sportowy II ligi się podniósł i wyrównał w górę. Dziś, żeby być w czwórce, trzeba naprawdę grać przyzwoitą siatkówkę.

A jakie jest nastawienie i jakie są oczekiwania wobec kolejnego sezonu, jeśli ten jest trochę przejściowy?

Jest plan wzmocnienia drużyny, uzależniony od wielkości budżetu, żeby drużyna grała ciekawą siatkówkę, na dobrym poziomie sportowym i żeby zmieściła się spokojnie w pierwszej czwórce. Nie mamy planów, jak niektórzy konkurenci, aby walczyć o I ligę, bo nie mamy takiego budżetu. My przede wszystkim chcemy dać kibicowi emocje i fajne widowisko sportowe.

Ostatni mecz u siebie z liderem – Orłem Międzyrzecz, wygrany, to były emocje, wysoki poziom sportowy. Jak podsłuchiwałem kibiców i rozmawiałem z nimi, to wszyscy byli pod wrażeniem. I o to właśnie chodzi, żeby stworzyć drużynę, o której będzie się mówić, żeby stworzyła się moda na chodzenie na mecze i wspieranie zespołu dopingiem. Kibice to siódmy zawodnik, co też mecz z Orłem pokazał, bo jak doping był na dobrym poziomie, to i drużyna prezentowała się lepiej.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content