Rafał Kasza, czyli McGregor biegów z przeszkodami. Bierze udział we „współczesnych igrzyskach śmierci” [EFEKTOWNE ZDJĘCIA]

– Potrzebna jest odwaga, charakter, zawziętość. To jest taka walka, współczesne igrzyska śmierci. Kiedy wcześniej tak to określałem, wielu się z tego śmiało. Teraz już mniej, bo sami tego doświadczyli na własnej skórze. Każdy chce wygrać, być przed kimś. Wszyscy umorusani jak na wojnie. Bagna, zasieki, zimno, momentami ciemno – mówi Rafał Kasza. Startuje w ekstremalnych biegach z przeszkodami. Jest jednym z czołowych zawodników w Polsce i Europie

Umówiłem się z nim na wywiad w Czarze PRL-u na zielonogórskim deptaku. Prowadzi tę knajpę od sześciu lat. Kiedy wchodzę, je akurat jakiś zdrowy obiad. Lubi dobrze się odżywiać. To mu pomaga w tym, co robi.

Od razu pokazuje mi albumy ze starymi zdjęciami. Na nich dobrze znane persony nowosolskiego sportu – trener Astry Ryszard Biesiada, z nim m.in. olimpijczyk Radosław Popławski czy Grzegorz Walaszek. Wśród nich też Rafał Kasza. W młodości osiągał dobre wyniki w biegach. Kiedy mówi o tych czasach, lekko się uśmiecha.

– To była superekipa, przywoziliśmy worek medali z Mistrzostw Polski. Trener Biesiada? Moim zdaniem specyficzna postać, ale nie żałuję, że trafiłem do Astry Nowa Sól. Tam podczas trenowania nauczyłem się sportowej odpowiedzialności i dyscypliny, która pomogła mi w dążeniu do wyznaczonych celów biegowych, ale również tych życiowych – przyznaje Kasza.

W Nowej Soli skończył „Elektryk”, wtedy biegał jeszcze w Astrze. – Sport był u mnie w życiu od szóstej klasy. Stwierdziłem w pewnym momencie, że z biegania za wiele nie będę miał. Wtedy po największych moich sukcesach zwyczajnie zrezygnowałem z wyczynowego biegania. Przyszedłem do trenera Biesiady i oddałem mu sprzęt, który otrzymałem z klubu. Dziś nie żałuję, że wtedy zrezygnowałem. Ustawiłem swoje życie finansowo i dopiero wtedy wróciłem do sportu. Nie przespałem tego okresu – podkreśla mieszkający w Zielonej Górze Kasza.

Wielu w Nowej Soli pamięta go z didżejki. Zaczynał od okolicznościowych imprez – osiemnastki, półmetki itd. Grał na prowizorycznym sprzęcie w najbliższej okolicy, w legendarnych miejscach – w Creatorze, Operze, Starym Młynie, w Leśnej, Kormoranie, Winiarni czy w Kotłowni. W sezonie letnim również na Pomorzu w beach barach od Kołobrzegu do Świnoujścia.

W wieku 26 lat otworzył swój pierwszy klub muzyczny – Pinacoladę w Zielonej Górze, potem Czar PRL-u na zielonogórskim deptaku i w Gorzowie.

W pewnym momencie w jednej chwili miał cztery knajpy.

W tym czasie trenował również rekreacyjnie kickboxing. Czegoś mu jednak brakowało.

Powrót

Do biegania wrócił we wrześniu 2014 r. Zapisał się na Bieg Bachusa. – Potem kolega powiedział mi, że jedzie na bieg przeszkodowy Spartan Race w Krynicy. Trzeba pobiec, podnieść, przenieść, przeskoczyć. Mówię: dobra, luz. Jedziemy, rozwalę ich. Przybiegłem… na 170. miejscu. Wjechało mi to mocno na ambicję, wróciłem do domu struty i wtedy postanowiłem zmienić swoje dotychczasowe życie.

Sprzedał większość lokali, postanowił zostawić sobie tylko PRL na deptaku. Miał wtedy więcej czasu na sport.

Zapisał się do klubu Crossfit Senshi w Zielonej Górze. – Po kilku miesiącach treningów pojechałem na kolejne zawody z cyklu Spartan Race. Wtedy wróciłem już z 80. miejscem. Progres był ewidentny, cały czas cisnąłem, trenowałem. Ale wiadomo – jak się jest zapuszczonym, to zanim dojdzie się do oczekiwanych efektów, musi minąć trochę czasu. W moim przypadku to był rok intensywnej pracy. Postanowiłem schudnąć, na początku 2016 r. wprowadziłem ostrą dietę. W pół roku w ciszy przed innymi postanowiłem, że się skatuje i zrobię z siebie robocopa. Efekt wow! udało mi się osiągnąć w pięć miesięcy. To była katorga, jadłem codziennie to samo plus ostry fizyczny trening. Wtedy zero alko, cały czas zawody. I zacząłem przybiegać na metę – załóżmy – 30. w Europie. Po każdym biegu analizowałem wszystko – tutaj mogłem to poprawić, gdzie indziej mogłem zachować się nieco inaczej w trakcie wyścigu. Te biegi przypominają trochę biathlon – jesteś pierwszy, nie trafisz do celu i nagle przez karną rundę możesz być piąty, bo reszcie się udało. Każde niepokonanie przeszkody – np. spadnięcie z niej – wiąże się z karą 30 burpees. Dla laików – to takie pompko-pajacyki w wyznaczonych strefach koło przeszkód, pod okiem sędziów musisz je zrobić i wtedy można biec dalej.

Tor z przeszkodami

Cały czas główkował, jak być jeszcze lepszym.

I tutaj klucz. Zobaczył, że za klubem Senshi, gdzie trenuje, znajduje się kawałek zarośniętego chaszczami terenu, a tuż obok jest las z naturalnymi górkami i podbiegami. Pomyślał wtedy, że to dobre miejsce na zbudowanie toru z przeszkodami, które odzwierciedlają te na zawodach. Postanowił go zrobić za swoje pieniądze. – Znajomi mówili: jesteś nienormalny, po co ci to? Daj sobie spokój. Ale nie, ja chciałem to zrobić. W pół roku udało mi się. Tor został otwarty w marcu 2017. Od otwarcia aż do teraz cały czas dorabiałem nowe przeszkody, teraz jest już na bogato – są mocno specjalistyczne narzędzia do ćwiczenia silnego chwytu. Do niedawna można było je spotkać tylko na Mistrzostwach Świata czy Europy w biegach z przeszkodami. Takich miejsc, na takim poziomie zaawansowania, jest może z kilka w Polsce. W Europie kilkanaście. Generalnie ten tor zrobiłem dla siebie, choć trudno było w to uwierzyć ludziom. Nie myślałem o innych, zrobiłem to, bo chciałem być po prostu lepszym zawodnikiem. Robię taki trening dla śmiałków raz w miesiącu i przyjeżdżają ludzie z Poznania, Łodzi czy Szczecina. Otrzymane pieniądze za trening przeznaczam na fotografa, który podczas treningu robi fotorelacje. Czasem teasery, czyli takie videomateriały z treningu. To wszystko ma na celu promocje w socialmediach tego miejsca, też mojej osoby jako zawodnika.

Rafał Kasza zaznacza, że różnice między zawodnikami na najwyższym poziomie zmniejszają się. Na dystansie 6-8 km i – powiedzmy – przebyciu 25 przeszkód na metę w jednej minucie może wpaść np. 10 zawodników. Rzecz niebywała. Decydują detale. – Ścisły top elity w Polsce to może 10-20 biegaczy, którzy cały czas tasują się pozycjami na mecie. W trakcie biegu mogą dziać się różne nieprzewidziane rzeczy. Tutaj nie ma pewnych faworytów na starcie, a każdy bieg to nowe rozdanie. Za to kocham tę dyscyplinę – jest nieprzewidywalna i daje każdemu nadzieję na wygraną.

Jego największe sukcesy? Udział w Mistrzostwach Europy Spartan Race w Szkocji w 2016 r. czy imprezie o tej samej randze w Andorze w 2017. Tam był 14. w swojej kategorii wiekowej. Żeby wystartować w ME, trzeba wywalczyć kwalifikację. W ostatnim wyścigu sezonu 2017 Spartan Race w Berlinie był czwarty w serii elite. – Do podium zabrakło ok. 25 sekund na dystansie 15 km z przeszkodami. Z takich minimalnych strat wynosi się doświadczenie, ale też pokorę i naukę cierpliwości. Większość tych biegów odbywa się w górskim terenie, na stokach narciarskich – w końcu ma być ciężko. Strasznie nie lubię tych górskich biegów, jestem raczej „długodystansowym sprinterem” i uwielbiam płaskie, szybkie biegi z przeszkodami – podkreśla Kasza.

Stąpanie po linie

Dlaczego wybrał tak ekstremalny sport? – Bo jest ogólnorozwojowy, to zdecydowało. Trzeba być zwinnym, gibkim, sprytnym, szybkim i przede wszystkim silnym. Piłka nożna jakoś nigdy mnie nie przekonywała. Lubiłem z chłopakami w nią pograć, ale nigdy specjalnie tego nie czułem, nie kręciło mnie to.

– A biegi z przeszkodami, po których wychodzisz brudny, ubłocony, ledwo żywy – już tak?

– Właśnie – ważne jest w tych biegach upodlenie samego siebie, można powiedzieć – sprawdzenie granic swoich możliwości czy samego charakteru. Tam jest dość ostra walka. Zresztą przed biegiem podpisuje się oświadczenie o świadomości, że mogą być jakieś wypadki. Trzeba wyznaczyć osobę, która ewentualnie by po ciebie przyjechała, gdyby coś się stało. Na szczęście nie miałem do tej pory groźniejszych urazów, ale moi znajomi już tak – złamane, skręcone kostki, otwarte rany itd. Staram się też biegać nie za wszelką cenę, mam wyobraźnię. Jeżeli wiem, że coś w dużym stopniu zagraża mojemu bezpieczeństwu, to tego nie zrobię na maksa, tylko zawsze z asekuracją. Niektórzy nie myślą. Jedni biegają, a drudzy biegają i myślą. Trzeba zdroworozsądkowo myśleć, co może się wydarzyć. Ja to robię zawsze.

Biegi z przeszkodami na świecie to najczęściej trzy dystanse: +6 km i ok. 15 przeszkód, +12 km i ok. 25 przeszkód i +21 km z powyżej 30 przeszkodami. W skrócie: na trasie takich biegów trzeba pokonywać przeszkody gimnastyczne, naturalne, ściany, zasieki, dźwigać worki z piaskiem czy przepływać naturalne akweny.

Współczesne igrzyska śmierci

Kiedyś myślał: będę dobrze biegał, to i tak wygram. Tak nie jest. – Ten, który będzie dobrze biegał, a będzie słaby na przeszkodach – nic nie osiągnie. Kto przejdzie sprawnie przeszkody, a słabo biega – też nie zabłyśnie. Trzeba być wszechstronnym zawodnikiem. Potrzebna jest odwaga, siła, charakter i zawziętość. To jest taka walka dobra ze złem. Dobro to zawodnicy, zło to przeszkody i trasa.

– Ten sport zmienił ciebie jako człowieka?

– Dzięki tej dyscyplinie fajnie hartuję swoją psychikę, dzięki czemu jestem dużo bardziej odporny na problemy codziennego życia. Zaciętości życiowej biegi z przeszkodami nauczyły mnie z pewnością. Nie poddaję się nigdy. Ten, kto mnie dobrze zna, to wie (śmiech).

Skąd fenomen?

Wielu zastanawia się, skąd boom na ekstremalne sporty. – Bo bieganie z przeszkodami jest wszechstronne. Można łączyć różne rzeczy. Nie trzeba iść na statyczną siłownię. Można ćwiczyć wszędzie. Ogólny rozwój fizyczny jest ważny. Ta dyscyplina jest jak kijek z marchewką – niektórzy uczestnicy takich biegów nie mogą pokonać jakiejś przeszkody, ale mają cel i w końcu im się to udaje. To tak jak w życiu. Celem dla nich często nie było przebiegnięcie tego biegu, całego dystansu, ale przejście konkretnej przeszkody. To jest takie pokonywanie barier. Człowiek chce potem jeszcze więcej.

W tym roku po raz pierwszy ruszył Pucharu Polski w tej dyscyplinie. Żeby być sklasyfikowanym jako drużyna czy zawodnik, trzeba przebiec co najmniej pięć z ośmiu odgórnie wybranych przez stowarzyszenie biegów w sezonie 2018. Drużyna Kaszy w tym sezonie jest po wielkim zbrojeniu, stworzyła dream team z mocnych i wszechstronnych zawodników. Pierwszy zimowy wyścig tego sezonu drużynowo wygrali.

– Jak ubrać się na taki bieg i czy to jest drogi sport?

– Generalnie można go przebiec w ciuchach, które kupisz w każdym markecie w dziale sportowym i w swoich najgorszych adidasach z domu. Mowa tutaj o serii open, czyli o uczestnikach biegu, którzy się nie ścigają tak jak ja w serii elite, tylko chcą w grupie znajomych pokonać taki bieg, żeby się sprawdzić. Tutaj można sobie pomagać na przeszkodach. W serii elite pomoc innych zawodników jest już zabroniona. Trzeba wybrać taką odzież, która nie krępuje ruchów, czyli getry sportowe do biegania, koszulka termo, rękawiczki. Natomiast jeśli chcesz startować na poziomie elity, to sprzęt odgrywa tutaj znaczącą rolę. Jestem ambasadorem marki Reebok w Polsce, dzięki temu mam możliwość korzystania z najwyższej klasy sprzętu do tego typu biegów. To dla mnie bardzo komfortowe i ważne przy kolejnych wyścigach. Pakiety startowe w Polsce kosztują od 100 do 300 zł, za granicą znacznie drożej – między 300 a 600 zł.

McGregor

– Widziałem, że media społecznościowe odgrywają u ciebie znaczącą rolę.

– Tak, generalnie dbam o to. Moje konto na Instagramie w tej chwili obserwuje już prawie 60 tys. osób z całego świata. Wrzucam tam filmy dotyczącego tego, jak pokonywać przeszkody, zdjęcia z biegów czy instastory, na których można śledzić moją codzienność (śmiech). Dzięki mediom społecznościowym chcę inspirować ludzi w tej dyscyplinie.

– Prowokujesz też innych zawodników.

– Moje wypowiedzi budzą zawsze wielkie kontrowersji, bo piszę ostro, choć moim zdaniem trafnie, na temat różnych biegów, w których biorę udział, czy samej rywalizacji na trasie. Do tego lubię ten cały trash talk (faulowanie słowem, obrazkiem itd.) przed każdym wyścigiem w mediach.

– Jak Conor McGregor w MMA.

– Tak, przypomina to trochę styl zachowania tego zawodnika. Moim zdaniem mocno nakręca to do walki konkurencję – jeszcze przed lub w trakcie biegu z przeszkodami.

– Co planujesz w najbliższej przyszłości?

– Nastawiam się na OCR (Obstacle Course Racing). W tej organizacji bardziej skupiają się na przeszkodach niż na samym biegu. W tym roku są Mistrzostwa Europy w Danii, pojadę tam, a w Londynie są MŚ – też tam będę z ekipą. W tę sobotę lecę na Majorkę, gdzie rozpoczyna się sezon Spartan Race, zjadą się najlepsi zawodnicy z całej Europy. Do tego na pewno wybieram się do Francji na Mistrzostwa Europy Spartan Race, tutaj również mam już kwalifikacje. Na Mistrzostwach Europy czy Świata interesuje mnie pierwsza piątka w swojej kategorii wiekowej.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content