Ruszyła sprawa sekretarza

Przed sądem pracy rozpoczęła się seria przesłuchań świadków wezwanych do sprawy zwolnionego z urzędu miasta po kilkunastu latach sekretarza Krzysztofa Marcińca. – Sytuacja całkowicie nas zaskoczyła. Nie wiedzieliśmy, dlaczego tak się stało. Słyszeliśmy o utracie zaufania przez przetarg, w którym pojawił się syn sekretarza – zeznawali pracownicy urzędu

Zanim rozpoczęły się długie godziny przesłuchań świadków – pracowników urzędu miasta, strony spierały się m.in. o to, czy wysłane pocztą do sekretarza Krzysztofa Marcińca wypowiedzenie spełnia wymogi prawne.

– Wysłanie dokumentu nie zostało zarejestrowane w urzędzie, więc jest to list, a nie wypowiedzenie umowy o pracę. Urząd obowiązują wyższe standardy – twierdził K. Marciniec. Prowadząca sprawę sędzina Monika Dembowiak nie zgodziła się z taką opinią. – Standardy są takie same dla wszystkich. Nie wskazał pan żadnych przepisów, które miałyby mówić, że jest inaczej – ucięła dyskusję prezes Sądu Rejonowego w Nowej Soli. Wypowiedzenie osobiście napisała i na pocztę, już po godzinie 15.00, zaniosła radczyni Iwona Sondej-Barriga.

– Na czym polega nieetyczne zachowanie, które mi się zarzuca. Jest w urzędzie jakiś kodeks? – dopytywał K. Marciniec, który w sądzie sam siebie reprezentuje. – Chodzi o ogólne zasady etyki, o bezstronność przy zamówieniach publicznych. Na tym stanowisku wymagania są wyższe niż wobec pozostałych pracowników – odpowiedziała radca prawna urzędu I. Sondej-Barriga.

W sprawie zwolnienia sekretarza istotna jest kwestia upływu okresu wypowiedzenia. K. Marciniec uważa, że czas ten przypada na koniec czerwca i wobec tego za ten miesiąc również należy mu się wypłata wynagrodzenia, z kolei zdaniem urzędu termin wypowiedzenia minął z końcem maja, ponieważ jego czas liczony jest od 1 marca.

– W Biuletynie Informacji Publicznej ciągle widnieje informacja, że jestem sekretarzem – zauważył K. Marciniec, a radca prawna przyznała, że to niedopatrzenie zostanie niezwłocznie naprawione. – Z wpisu na BIP nie wynika, że ktoś jest lub nie jest zatrudniony – podkreśliła I. Sondej-Barriga.

Świadek Artur Gusta, miejski informatyk, opowiedział o wszystkim, co doprowadziło do konfliktu. Wszystko miało zacząć się jesienią poprzedniego roku, kiedy to wraz z sekretarzem A. Gusta rozpoczęli pracę nad stworzeniem map i rejestrów nieruchomości, które miały odsłonić informację o wszystkich budynkach, od których nie są płacone podatki. Na którymś etapie prac okazało się, że trzeba sporządzić tzw. ortofotomapy. Wysłanie zapytań ofertowych do firm nie przyniosło rezultatu, dlatego wywieszono informację na BIP. Wówczas zainteresowanie było znacznie większe, a najlepszą ofertę złożyła firma z Warszawy.

– Mimo wygranej firma stwierdziła, że nie jest w stanie wykonać zlecenia. Następną w kolejności była firma syna pana Marcińca – opowiadał A. Gusta.

– Według pana sekretarz powinien się wyłączyć z postępowania przetargowego? – zapytała sędzina. – Sekretarz nie ukrywał, że jego syn zamierza złożyć ofertę, ale nie wiem, na ile świadomi tego byli prezydenci – powiedział informatyk.

– Byłam na urlopie, gdy sekretarz zadzwonił do mnie i powiedział, że został zwolniony – zeznawała Alicja Choptowa-Rutkowska, zastępca sekretarza i kolejny świadek. – Później pracownicy wydziału mówili mi, że do końca nie wiedzą, co się stało. Gdy z A. Gustą weszliśmy do gabinetu sekretarza, bo każdy z nas potrzebował pewnych materiałów, pokój był pusty, nie było w nim dyplomów, certyfikatów i zdjęć sekretarza. Gdy pan Marciniec przyszedł do mnie 25 maja rozliczyć się z przedmiotów, jak laptop, klucze i i pilot do bramy, zażądał ode mnie akt osobowych Jerzego Ceglarka. Odmówiłam, stwierdził, że to polecenie służbowe. Znów odmówiłam, więc zapytał raz jeszcze – z włączonym dyktafonem – opowiadała.

– Liczy pani na objęcie mojego stanowiska? – zapytał w pewnym momencie świadka K. Marciniec, co wywołało u zeznającej płacz. – Pracowaliśmy razem 14 lat, zawsze mówiłam, że nie interesuje mnie ten gabinet, dlatego to bardzo niestosowne pytanie – wyjaśniała swoją reakcję A. Choptowa-Rutkowska. – Nadal uważam, że jest pani najlepszym kandydatem na to stanowisko… – wygłosił K. Marciniec.

Katarzyna Szarowar z Wydziału Organizacyjnego urzędu zeznała, że sekretarz 15 lutego, czyli w dniu zwolnienia, przyszedł do niej, podziękował za współpracę i pożegnał się. Rzecznik prasowa urzędu Ewa Batko relacjonowała: – 15 lutego sekretarz powiedział do mnie „Dostałem propozycję nie do odrzucenia – albo sam się zwolnię, albo zostanę zwolniony”. Zrozumiałam to w ten sposób, że prezydent go zwolnił.

Katarzyna Krzyżanowska, sekretarka w urzędzie, w dniu zwolnienia sekretarza dzwoniła do niego z prośbą, aby przyszedł i odebrał wypowiedzenie. – Odmówił, dlatego dokument wysłano pocztą. Zdarza się, z uwagi na pilność, że pisma wychodzą z urzędu bez zarejestrowania i tak było w tym przypadku – wyjaśniała K. Krzyżanowska. – Jak pani zdaniem powinien postąpić w tej sprawie sekretarz? – zapytała ją sędzia M. Dembowiak. – Pewnie powinien powiedzieć prezydentowi Tyszkiewiczowi o roli syna – odpowiedziała sekretarka.

Wśród wielu wątków poruszanych w przesłuchaniach była m.in. kwestia krótszego czasu pracy sekretarza, który miał mu przysługiwać z racji orzeczenia o niepełnosprawności. Żaden ze świadków nie potwierdził, żeby ten przywilej był wykorzystywany. Z kolei K. Marciniec wiele razy argumentował, że to nie on, a prezydenci podpisują wszelkie umowy zlecające wykonanie usług dla urzędu. Pytani o przyczynę zwolnienia świadkowie powtarzali, że była nią utrata zaufania do jego osoby.

Na kolejnej rozprawie pod koniec sierpnia w roli świadka w sądzie stawi się wiceprezydent Jacek Milewski.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content