Pomóżcie mi odzyskać Dianę!

– Jakaś kobieta weszła na działkę podczas mojej nieobecności i ukradła moją suczkę i jej szczeniaki – zaalarmował nas Bogdan Kuligowski, użytkownik ogrodów działkowych przy ul. Wodnej. – Zabrałam je, bo zagrożone było ich życie – odpowiada Joanna Zubowicz, inspektorka OTOZ Animals

Po odebraniu telefonu od Bogdana Kuligowskiego zaniepokojeni sytuacją niezwłocznie udaliśmy się na działki przy ul. Wodnej. Ogródek pana Bogdana leży tuż przy samej drodze, oddzielony od jezdni ogrodzeniem z siatki. Na kanapie pod zadaszeniem czekało już na nas trzech mężczyzn i czterech chłopców. Okazało się, że to znajomi B. Kuligowskiego, który od około trzech lat był szczęśliwym posiadaczem suczki o imieniu Diana. Diana kilka tygodni temu się oszczeniła. Na świat przyszło siedem szczeniaków, dwóm nie udało się przeżyć. Niedługo po tym, jak na świat przyszły małe, na działce u pana Bogdana zjawiła się kobieta.

– Nie wiem ani jak się nazywa, ani gdzie pracuje. Mówiła, że w jakimś urzędzie, ale nie pokazała żadnych dokumentów – twierdzi B. Kuligowski. Początkowo – jak opowiada – kobieta przychodziła, dokarmiała suczkę i szczeniaki, proponowała sterylizację Diany. – Przychodziła bez zezwolenia, robiła, co chciała. Z osiem razy tu była. Miałem się zastanowić, ale po przemyśleniu stwierdziłem, że nie chcę jej sterylizować. Może chciałbym, żeby miała jeszcze młode w przyszłości. Po odpowiedź pani miała przyjść w piątek. Nie przyszła, a Dianę ze szczeniaczkami zabrała podczas mojej nieobecności trzy dni wcześniej – żali się mężczyzna.

O tym fakcie dowiedział się telefonicznie. – Powiedziała, że piesków mi nie odda, tylko suczkę. A one miały już domy. Zaufani ludzie mieli już je obiecane – mówi mężczyzna. Pan Bogdan podkreśla, że był mocno związany z Dianą. Potwierdzają to jego koledzy. – Diana jeździła z nami do pracy. Zawsze wyciągaliśmy jej szyneczkę z kanapek. W drodze leżała na moich kolanach. Ani jej, ani szczeniakom nic nie brakowało. Jest tu buda, miały jedzenie, kołdrę pościeloną – wyliczają mężczyźni.

– Nie wiemy, o co w tym wszystkim chodzi. Nawet jakby powiedziała, że coś jest nie tak i dlatego zabrała psy, to byłoby inaczej, ale my po tym, co się stało, dzwoniliśmy do niej. Telefon w końcu wyłączyła, nie odzywa się i do tej pory nie odbiera. Miała przyjechać i wszystko wytłumaczyć. Tak brzmiał jej ostatni sms, ale się nie pojawiła i kontakt się urwał. Straszyła jeszcze, że zgłosi na policję, że ją nękam, bo wydzwaniałem cały czas – opowiada B. Kuligowski. – Pomóżcie mi odzyskać Dianę – krzyczał, jak opuszczaliśmy jego działkę.

Skontaktowaliśmy się z właścicielką numeru podanego przez B. Kuligowskiego. Okazało się, że tajemniczą kobietą jest Joanna Zubowicz, inspektorka Otoz Animals w Zielonej Górze. Wersja tej samej historii w jej ustach brzmi zgoła inaczej. Okazało się, że szczeniaki i suczka zostały zabrane przy współpracy z urzędem miasta w Nowej Soli i przebywają w przytulisku, do momentu, aż suczka nie przestanie ich karmić.

J. Zubowicz w połowie maja otrzymała telefon z prośbą o interwencję, że na działkach oszczeniła się suczka. Pojechała we wskazane miejsce. Postanowiła działać. – Zastałam suczkę z siedmioma szczeniakami w dole piachu, bez wody i jedzenia. Postanowiłam pomóc temu panu. Dałam ogłoszenie na Facebooku – prośbę o budę. Odzew był świetny. Pan Bogdan sam rozłożył tę budę. To był czas upałów. Jeździłam tam z jedzeniem, z wodą dwa razy dziennie. W Boże Ciało zajechałam koło południa. Buda była rozłożona na środku podwórka. One siedziały w piachu, bez wody i jedzenia. Całe pyszczki miały pełne piachu.

Zamiast siedmiu szczeniaków było już pięć – opowiada J. Zubowicz. Dodaje, że sytuacja, gdy brakowało wody i jedzenia, zaczęła się powtarzać. – Po tych zaniedbaniach doszliśmy z panem do wniosku, że ja je zabiorę. Do tego momentu zrobiłam im prowizoryczne ogrodzenie z cegieł. Przestawiliśmy budę na cień. Z mężem moim zrobiliśmy daszek. W końcu doszłam do wniosku, że szczeniaki nie mogą tam dłużej zostać, bo zagraża to ich życiu – podkreśla pani Joanna.

Ponadto inspektorka obawiała się, że Diana, która była tuż po porodzie, a chodziła luzem po działkach, zajdzie ponownie w ciążę. – Nie pomyliłam się. Kiedy zabrałam ją na sterylizację, okazało się, że już była w ciąży. Obiecałam jednak panu Bogdanowi, że suczka do niego wróci. Nie miałabym sumienia jej odebrać, bo widziałam, że jest do niej przywiązany. On dobrze o tym wiedział – podkreśla J. Zubowicz. Uważa, że przyjście na świat szczeniaków zupełnie go przerosło. – Tam przychodziły dzieci, a małe szczeniaki nie są zabawkami. Bałam się, że jak zaczną chodzić, rozejdą się po działkach albo wpadną pod samochody – dodaje J.

Zubowicz. Uważa, że mężczyźnie trudno było zrozumieć, że chce mu pomóc. – Płakać się chce, kiedy ktoś wydzwania i wyzywa od złodziejek. Diana by zaraz znów rodziła. Jest zaświadczenie od weterynarza. Straciła w męczarniach dwa psiaki. Nie chciałam, żeby reszta umarła – denerwuje się pani Joanna. – Człowiek zrobił coś z dobrego serca, a ktoś podciął mi totalnie skrzydła.

J. Zubowicz tylko w tym roku odebrała 62 psy, które przebywały w złych warunkach. Znalazła im nowe domy. W ostatnią sobotę po południu Diana została odwieziona do pana Bogdana.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content