Konflikt w kasie PKP

Otrzymaliśmy od anonimowego pracownika kasy sprzedającej bilety na pociąg listę zarzutów pod adresem ajenta kasy. Po konfrontacji uwag z firmą okazało się, że zarzuty wyjątkowo mijają się z prawdą

– Indywidualnie rozliczamy się z utargu. Ktoś upoważniony powinien sprawdzać, kiedy i jaki był utarg, ale nikogo takiego nie ma. Po kilku tygodniach potrafią powiedzieć, że brakuje wpłat z jakiegoś dnia i obarczyć całą winą pracownika, każąc mu oddać pieniądze. A prawda jest taka, że sześć osób i szef mają klucze i mogą również w nocy w każdej chwili wejść do budynku. Pieniądze nie są trzymane w sejfie, a w szufladzie i często nie są na czas zabrane na pocztę – opisuje kobieta, która zgłosiła się do naszej redakcji.

– Pracujemy na umowy-zlecenie za śmieszne 7,5 zł za godzinę, choć ciąży na nas duża odpowiedzialność. Nieprawidłowości, a wręcz kradzieże pieniędzy nie są nigdzie zgłaszane, bo ajent boi się kontroli z inspekcji pracy, która zaraz dopatrzyłaby się złych zapisów w umowach oraz wytknęłaby warunki, w jakich pracujemy – komentuje Czytelniczka zwracając uwagę na rzekomy brak toalety, ale i dostępu do wody.

– Brakuje śmietników, dlatego odpady lądują na zapleczu lub są w nocy wynoszone przez kasjerki do śmietnika publicznego. Byłoby inaczej, jakbyśmy się przenieśli do wyremontowanych pomieszczeń dworca, ale nie widać, żeby to miało w najbliższym czasie nastąpić – uważa kobieta.

Do powyższych, ale też innych uwag odniósł się pełnomocnik ajenta. Przedstawiciele firmy rozpoznali, kto stoi za anonimem, ponieważ jego autorka, jak się okazuje nie pracująca już w kasie, posługując się różnymi fikcyjnymi danymi podobne treści kierowała już w różne miejsca.

– Jak na ilość zastrzeżeń, ta pani pracowała u nas dość długo, a wszystkie uwagi, jak widać, kieruje po fakcie – mimo niezadowolenia. Ta pani ma charakter intrygantki i wyolbrzymia rzeczywistość. Wszelkie spostrzeżenia na temat jej niewłaściwego ubioru i zbyt ekspresywnego zachowania w miejscu publicznym były przyczynkiem do braku porozumienia. Po uwagach od pasażerów próbowaliśmy z nią rozmawiać w dobrej wierze i dla zmiany postępowania, ale to tylko potęgowało trudności w porozumieniu – opisuje Natalia Janik, pełnomocnik ajenta.

Jak czytamy w wyjaśnieniach, sprawa nierozliczonego utargu dotyczyła właśnie autorki uwag, która poproszona o okazanie dowodu wpłaty unikała tematu i nie udzieliła żadnych wyjaśnień na swoją korzyść. – Ujawniono to jednak bezpośrednio po zakończeniu współpracy, a w odwecie ta pani zaczęła pisać anonimy. Za rozliczenie utargu odpowiedzialność ponosi każdy osobiście. Pozostali pracownicy zachowywali czujność, a tylko ta pani była zawsze roztargniona i chaotyczna, czemu nie zaprzeczała. Co do zastrzeżeń o czystość, to właśnie ona pozostawiała po sobie ogólny nieład, nad którym musiały panować inne osoby – wylicza pełnomocnik.

Pomieszczenia zastępcze, w których mieszczą się kasy, były na wniosek byłej już pracownicy kontrolowane przez sanepid, który nie wskazał nieprawidłowości.
– To też miało miejsce po zakończeniu współpracy. Kobieta pewnego dnia po prostu nie przyszła, bez żadnej informacji. Bezpośrednio po tym zatrudnienia poszukiwała na dworcu w Głogowie, gdzie odmówiono jej współpracy. To osoba konfliktowa i niewiarygodna. Choć to niedopuszczalne, to zdarzało się, że pożyczała z kasy środki pieniężne na tzw. zeszyt – podkreśla N. Janik.

– Usługi świadczyła w oparciu o prowizję, a model ten stosowany jest przez przewoźników kolejowych na terenie całego kraju. Nie bez powodu w swojej karierze ta pani pracowała w wielu miejscach, a wszędzie w krótkim czasie, bo jak sama mówiła, każde z tych miejsc było z rozmaitych powodów niewłaściwe – podsumowuje pełnomocnik ajenta.

Rozmawialiśmy też z osobą, która współpracowała z autorką anonimu. Ta swoje stanowisko zaczyna od określenia, że jej uwagi są bulwersujące. – Zawsze źródłem konfliktów i problemów była ona sama. Sugeruje historię z pieniędzmi, które nie trafiły na konto firmy, a to właśnie ona nie przelała 1000 zł. Zwracano jej uwagę na sposób ubioru i zachowania i od tamtej pory się obraziła – mówi. – Informacja o braku toalety jest nieprawdziwa. To stary budynek, więc standard jest niski, ale podstawy są zapewnione. Czekamy na możliwość przeniesienia się do wyremontowanego dworca, ale to nie od nas, tylko od urzędu miejskiego zależy – dodaje.

– Ta pani sama robiła wokół siebie bałagan. Awanturowała się m.in. o terminy dni wolnych, które wcześniej w grafiku były wpisywane zgodnie z jej prośbą. Groziła, że jak nie będzie zmienione po jej myśli, to nie przyjdzie do pracy i ostatecznie tak właśnie zrobiła twierdząc, że jest chora – wspomina.

Sprawie miała się przyjrzeć również spółka Przewozy Regionalne, ale nie zdążyła tego zrobić do momentu wydania gazety. – Przyjrzymy się funkcjonowaniu kasy biletowej pod kątem tych zgłoszeń. Ajent jest zobowiązany do obsługi punktu kasowego zgodnie z zapisami umowy – zapewnił rzecznik prasowy Dominik Lebda.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content