Historia zegarmistrzów zatoczyła koło

– Tata byłby dumny, że pan Remigiusz postanowił kontynuować jego pracę – mówi Alina Szelecka, córka zmarłego zegarmistrza Romana Kopcia, w którego zakładzie działalność rozpoczął jego ostatni uczeń – Remigiusz Aksentowicz

Roman Kopeć w Nowej Soli pracę zegarmistrza zaczął w 1962 roku. – Stało się to po śmierci dziadka pana Remigiusza. Tata przejął jego zakład przy ul. Piłsudskiego, a jego uczniem został tata pana Remigiusza, który potem pracował w Austrii, ale cały czas współpracował z moim tatą. Od 1965 roku tata naprawiał zegarki już w tym miejscu, gdzie dziś się znajdujemy – mówiła w środę po nowym otwarciu zakładu przy ul. Moniuszki Alina Szelecka, córka zmarłego w sierpniu R. Kopcia.

– Zdarzało mi się przyjeżdżać do taty, ale zawsze miał tak wielu klientów, że mówiąc szczerze nie chciałam mu przeszkadzać. Czekający w kolejce nie tylko przychodzili naprawić zegarki, ale zwyczajnie chcieli z nim porozmawiać. Pan Remigiusz napatrzył się na to, jaki tata miał kontakt z klientami, więc myślę, że też taki będzie – dodała pani Alina.

R. Aksentowicz był piątym, ostatnim z uczniów pana Romana. Sztukę zegarmistrzowską poznawał od września 1991 do marca 1995 roku po ukończeniu ośmioletniej szkoły podstawowej.

– Wielką przyjemnością było tutaj przebywać, uczyć się pod okiem mistrza i słuchać jego anegdot z dawnych lat. Do dziś jest tu biurko, przy którym wówczas pracowałem – mówił wskazując na mebel po prawej stronie zakładu pan Remigiusz.

Po nauce w zakładzie i lekcjach teoretycznych w Zielonej Górze (częściowo też w Krakowie) R. Aksentowicz zaczął naukę w liceum, a następnie poszedł na studia inżynierskie. W ich trakcie otrzymał ofertę pracy w laboratorium obróbki mechanicznej metalu i drewna na dzisiejszym Uniwersytecie Zielonogórskim. – Tak zaczęła się moja kariera naukowa na Wydziale Mechanicznym. Obroniłem doktorat nauk technicznych, dalej pracuję na uczelni, a zegarami przez te wszystkie lata zajmowałem się hobbystycznie. Dziś to właśnie tej pasji będę poświęcał najwięcej czasu – mówi R. Aksentowicz.

– Jak zmarł tata, to właśnie pana Remigiusza poprosiłam o pomoc w uprzątnięciu zakładu, bo on znał go lepiej ode mnie. Weszliśmy tu i momentalnie pojawiła się w nas myśl, że tego nie można tak zostawić – wspomina pani Alina, która również wykłada na UZ – na Wydziale Matematyki.

– Tata na pewno by się cieszył, że jego praca będzie kontynuowana – dodaje A. Szelecka.

Ponowne otwarcie zakładu przy ul. Moniuszki ma też jeszcze jeden cel – uratować zawód zegarmistrza przed wymarciem, które dość skutecznie postępuje od lat. – Wiele osób przychodziło tu przez dziesiątki lat, a zakład stał się miejscem legendarnym. Nie można dopuścić, żeby odeszło to w zapomnienie – podkreśla R. Aksentowicz.

– Dziś nie ma już potrzeby zdawania egzaminów i szkolenia się na zegarmistrza. Można otworzyć zakład bez takich kwalifikacji, dlatego tym większą wartością jest praktykowanie zawodu przez pana Remigiusza – dodaje pani Alina.

Zakład będzie otwarty cztery dni w tygodniu: w poniedziałek od 11.00 do 17.00, a we wtorki, czwartki i piątki od 9.00 do 17.00. Podobnie jak za pana Romana zamknięty będzie w środy. – Tak się złożyło, że muszę wówczas być na uczelni, ale wychodzi na to, że dla przyzwyczajonych do tego klientów nie będzie to problemem – mówi R. Aksentowicz.

W ponownie otwartym zakładzie nie tylko wymienią nam baterię czy pasek, nie tylko naprawią zegarek, bo dodatkową działalnością będzie renowacja starych zegarów – zarówno mechanizmu, jak i drewnianej skrzyni.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

One thought on “Historia zegarmistrzów zatoczyła koło

  • 3 grudnia 2019 at 16:49
    Permalink

    Hallo!
    Ich war am 24.10.2019 bei ihnen. Wir sprachen über alte Wanduhren.
    Ich möchte gern am 13.12.2019 5 alte Uhren zur Reparatur bringen.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content