Wysokie kary za spalanie mebli!

– Czas pouczeń już się skończył, bo wszyscy wiedzą, że meblami z płyty wiórowej palić w piecach nie wolno, a w zasadzie każdego dnia podejmujemy z tego powodu interwencje – mówi strażnik miejski Jacek Baranowski

– Jeszcze 10-15 lat temu w Nowej Soli mało komu mieściło się w głowie, żeby sprzątać odchody po swoim psie. Dziś dla większości stało się to normą i nikt już na to nie zwraca uwagi. Może podobnie będzie z problemem spalania śmieci. Teraz ciągle wielu mieszkańców nie rozumie, że w ten sposób bardzo mocno zatruwa środowisko, w którym żyjemy, ale jeśli nie będziemy bierni i poświęcimy wiele na skuteczne akcje edukacyjne, to ten temat również za jakiś czas przestanie być aż takim problemem – mówiła na wstępie spotkania z dziennikarzami Ewa Batko, rzeczniczka prasowa urzędu miejskiego.

Tematem rozmowy był coraz częściej ujawniany proceder spalania odpadów, w tym kawałków mebli, w przydomowych piecach.

– Pamiętam, jak lata temu była fabryka mebli w Niedoradzu. Jej pracownicy sprzedawali ich resztki całymi ciężarówkami, a nowosolanie byli zbulwersowani, kiedy zabranialiśmy tym palić. Bywało, że ogrzewano się też oponami. Tego drugiego na szczęście już nie ma, ale wciąż do pieców często trafiają płyty wiórowe, czyli same kleje, lakiery, słowem: tablica Mendelejewa, a nie drewno. Każdego dnia podejmujemy interwencje w miejscach, gdzie pali się starymi meblami – mówi strażnik miejski Jacek Baranowski.

– Winą obarczam również mieszkańców budynków wielorodzinnych ogrzewanych przez miejską ciepłownię, ponieważ wystawiają na zewnątrz stare meble, a nie wywożą ich na PSZOK i nie wystawiają ich podczas jednego z dwóch wywozów odpadów wielkogabarytowych. A w mieście nie brakuje osób, które to zbierają i cały rok magazynują na opał w sezonie. W trakcie interwencji najczęściej słyszymy, że ktoś wie, że tym palić nie można, ale i tak to robią, podchodzą do tego bezrefleksyjnie. A my już nie pouczamy, jesteśmy bezwzględni, bo czas tłumaczeń, że to na podpałkę, już minął – ostrzega J. Baranowski. – Ostatnio mieliśmy takiego pana, który akurat w czasie zbiórki odpadów wielkogabarytowych zrobił obchód po mieście i nazwoził sobie mebli czy stolarkę okienną i drzwiową. Tłumaczył, że on tym nie pali, tylko zbiera, ale w kotłowni widać było co innego – dodaje.

– Nawet to, że kogoś nie stać na lepszy opał, nie znaczy, że ma prawo truć innych. Są dane, które mówią, że w Polsce w okresie grzewczym wdychamy tak dużo chemii, jakbyśmy palili każdego dnia 17 papierosów! Na 50 najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie aż 37 jest w Polsce – przytacza strażnik.

Maksymalnie mandat za spalanie odpadów może mieć wysokość 500 zł. Zwykle za pierwszym razem strażnicy nakładają mniejsze kary, bo chcą też dać szansę na zakup normalnego opału. Co innego jeśli ktoś notorycznie nagina prawo, a jest to ok. 20 proc. osób karanych.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content