Edward Gramont nie tylko o spotkaniu z niedźwiedziem… [NAD KUBKIEM HERBATY]

Zawsze myślałem, że będę podróżować. I nawet w tej chwili rysuje mi się taka perspektywa. Nie chcę zapeszać. Ta podróż zapowiada się za półtora miesiąca, ale kierunek ma wybrać mój najmłodszy syn Natanael. Chcę z nim pojechać. Moim marzeniem jest zobaczyć Chile, ale nie wiem, czy tak się stanie. Moje podróże to przede wszystkim góry – mówi Edward Gramont, szef teatru Terminus A Quo i pasjonat górskich szlaków

Zacząłem od Tatr Zachodnich. Gdy szedłem tam po raz pierwszy, miałem przy sobie swojego najstarszego syna Patryka. Miał wtedy 6-7 lat. Pogoda była wredna, pod psem, nikogo na szlaku, tylko my: przemoczeni i zmarznięci. Zdobyliśmy wtedy Starorobociański Wierch. Kiedy wracaliśmy i byliśmy w Dolinie Jarząbczej, na Polanie Sokołowskiej, już bardzo blisko schroniska, w poprzek drogi przeszedł nam niedźwiedź. Zamarliśmy. Odczekałem trochę. Pomyślałem, że już sobie poszedł i ruszyliśmy.

Chwilę później okazało się, że przechodzimy dosłownie cztery-pięć metrów od niego.

JEŚLI CHCESZ PRZECZYTAĆ WIĘCEJ, KUP E-WYDANIE „TYGODNIKA KRĄG”

Marta Brych-Jackiewicz

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content