Spacerkiem po czasie: Tym razem o moście odrzańskim

Kiedy nad rzeką powstaje miasto, oczywistą koniecznością wydaje się zbudowanie mostu. Nowa Sól z mostem przez rzekę miała jednak, jakkolwiek to brzmi, pod górkę. Dziś w trzeciej części naszych spacerków po czasie przyjrzymy się bliżej historii naszego mostu

Jeśli jest miasto nad rzeką, to musi być most – banalna oczywistość. Bo co to za rzeka bez mostu, co to za miasto nad rzeką bez mostu? Bywa, że droga się kończy na brzegu rzeki. Gdzieś tam, po drugiej rzeki stronie, też jest droga. Mostów zadaniem zaś jest te niepołączone drogi spinać, zszywać, spawać, „bajpasować”, by ludzkość lokalna i tranzytowa bezpiecznie i suchą nogą niebezpieczeństwa kipieli zdradzieckich wód pokonać mogła.

A że sposoby na nagłe rozstąpienie się wód są w historii świata jedynie zjawiskami marginalnymi, trzeba budować mosty. Przecież co to by było, wyobraź sobie, gdyby co chwilę, co każde auto jadące w stronę Przyborowa, Wolsztyna i reszty świata, Odra rozchylała swą toń pod nakazującym gestem Stwórcy? Co na to kajakarze? Przecież Andrzej Dela wioząc dzieci w galarze musiałby czekać, aż się wody zamkną, żeby przepłynąć. Jak widzisz, mosty są dlatego właśnie bardziej praktyczne niż cuda.

JEŚLI CHCESZ PRZECZYTAĆ WIĘCEJ, KUP E-WYDANIE „TYGODNIKA KRĄG”

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content