Ani autobusu, ani lekarza…

– To jest nie do pomyślenia, żeby w XXI wieku ludzie z największej wsi w gminie byli pozbawieni zarówno lekarza pierwszego kontaktu, który przyjmuje na miejscu, jak również autobusów, które mogłyby ich do niego dowieźć – denerwują się mieszkanki Borowa Wielkiego

– Lata temu, jeszcze za poprzedniego włodarza gminy, lekarz rodzinny przyjmował na dyżurach w Domu Strażaka w Borowie Wielkim. W najlepszych czasach trzy razy w tygodniu, potem dwa, aż przestał zupełnie i tak zostało do dziś. Jak to się stało, że przestał do nas przyjeżdżać, tego nie wiemy. Sami mieszkańcy wsi na pewno go nie wygonili – mówią dwie mieszkanki największej wsi w gminie Nowe Miasteczko, które w poprzednim tygodniu odwiedziły naszą redakcję.

Brak kontaktu z lekarzem na miejscu szybko uwypuklił drugi problem, z którym boryka się zarówno ta, jak i inne w gminie wsie, a mianowicie brak publicznego transportu chociażby do Nowego Miasteczka.

– Pracowałam kilkanaście lat za granicą i nie mieści mi się to w głowie, żeby w XXI wieku było tak, że tu nie dojeżdża żaden autobus. Wbrew pozorom prawo jazdy i samochód to nie jest absolutny standard, dlatego żeby dostać się na wizytę do doktora, trzeba się nieźle nakombinować. Są osoby starsze, chore, również bez kogoś w rodzinie z samochodem – komentuje jedna z pań.

Czytelniczki opowiadają, że podróż zaczyna się od podwózki do Nowego Miasteczka, o którą trzeba poprosić jednego z sąsiadów. Ciekawiej robi się po wizycie u lekarza. – Wsiada się w Nowym Miasteczku w busa do Nowej Soli, a tam o godz. 13.35 trzeba złapać autobus relacji Zielona Góra – Bolesławiec, który ociera się o Borów Wielki. W moim przypadku potem jeszcze tylko półtora kilometra pieszo i wreszcie jestem w domu. Tym autobusem można się też dostać do Zielonej Góry, jak jedzie rano z Bolesławca. Był czas, że jeździł cały tydzień, teraz tylko od poniedziałku do piątku – opowiada jedna z pań. – Podatki płaci się tutaj, tutaj też należy nam się jakiś transport publiczny i swobodny dostęp do lekarza. To są przecież podstawy – dodają nasze Czytelniczki.

Panie z Borowa Wielkiego dziwią się, że inni mieszkańcy wsi nie walczą o zmianę sytuacji. – Nie mówią, nie piszą, są bierni. Do tego urząd, który rozkłada ręce i radni, którzy nic nie mogą lub nie chcą. I tak największa wieś jest odcięta od świata… – komentują.

Szeroko do tematu odniosła się burmistrz Nowego Miasteczka Danuta Wojtasik. – W mieście są dwie praktyki lekarza rodzinnego, gdzie stale przyjmuje trzech lekarzy. Oprócz tego specjaliści, więc jest to sytuacja, o jakiej niejedna z małych gmin może pomarzyć. Rzeczywiście kilka lat temu jeden z lekarzy przyjmował też w Borowie Wielkim, gdzie gmina zapewniała pomieszczenie w remizie. Jednak zakończył przyjmować w Borowie jeszcze w poprzedniej kadencji, więc nie wiem, czy gmina próbowała ten stan rzeczy utrzymać i czy wspólnie szukano rozwiązań. Od mieszkańców wiem, że przyczyną było wprowadzenie systemu informatycznego, którego nie można było obsłużyć w gabinecie. Do tej pory żaden z mieszkańców nie wnioskował o przywrócenie gabinetu lekarskiego, więc uznaliśmy, że nie ma takiego zapotrzebowania. Tym bardziej że po leki czy zwolnienie lekarskie i tak mieszkańcy muszą jechać do Nowego Miasteczka. Pomieszczenie, które kiedyś było gabinetem, stoi puste. W pomieszczeniu obok przyjmuje dentysta – wyjaśnia burmistrz gminy.

– Jeśli chodzi o autobusy, to na terenie gminy świadczą usługi dwie firmy, więc oczywiście jest taka możliwość. Jednak pod warunkiem, że będą to kursy rentowne, gdyż żaden przewoźnik nie jest organizacją non profit. Na wniosek mieszkańców na początku roku szkolnego uruchomiliśmy połączenia z Nowym Miasteczkiem w godzinach porannych i popołudniowych. Autobusem na początku jeździło kilkoro dzieci, a z biegiem czasu ta liczba spadła do jednej osoby. Ponieważ za nierentowne kursy płacimy z budżetu gminy, uznaliśmy, że je wycofujemy, gdyż nie ma takiego zapotrzebowania, a innych potrzeb jest mnóstwo – dodaje D. Wojtasik.

W obliczu tragicznego wypadku uczniów z Borowa Wielkiego (o tym więcej na stronie 7) temat autobusów, jak się okazuje, wywołali też rodzice i miejscowa szkoła. – Zadzwonił do mnie dyrektor z prośbą od rodziców o spotkanie w sprawie autobusu. Ponieważ planujemy 22 kwietnia zebranie w Borowie, na którym będziemy wybierać sołtysa i radę sołecką, porozmawiamy i na ten temat. Sprawdzimy, jaka liczba osób jest zainteresowana przewozem, w jakich godzinach, jaką kwotę musimy dopłacić przewoźnikowi, bo na pewno nie będzie to kurs samofinansujący się. Ustalimy także, z czego zrezygnujemy, by te koszty pokryć i być może spróbujemy wypracować rozwiązanie. Żeby pokryć koszty kursu, którym jeździ kilkoro dzieci, trzeba z czegoś zrezygnować. Mam nadzieję, że mieszkanki, które były w redakcji, wskażą – z czego – mówi D. Wojtasik.

Udało nam się też zamienić dwa słowa z doktorem Romualdem Betiukiem, który przyjmował kiedyś w Borowie Wielkim. – Chodziło tylko o wiek. Sam zrezygnowałem, jak przeszedłem na emeryturę – mówi lekarz, który dziś ciągle jeszcze praktykuje w Nowym Miasteczku. – Czy jest szansa, żeby jakiś lekarz rodzinny wrócił na tę wieś? – zapytaliśmy. – Nie mam pojęcia, nie jestem organizatorem służby zdrowia. To rola gminy – odpowiedział doktor.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content