MKS Nowe Miasteczko – wielka piłkarska rodzina

– MKS to jest wszystko. I sentyment, i życie, i przeżycie, bo czasem bywało ciężko. Prezes Kozłowski opowiadał, że jak był mały, to płakał, że go nie zabrali do żuka jadąc na mecz. Ja pamiętam, że za tym żukiem jako młody chłopak jeździłem rowerem, żeby móc oglądać MKS, który był dla mnie w jakimś sensie sposobem na życie, a wydarzenia z boiska ukształtowały mnie jako człowieka – wzrusza się Ryszard Sidło, żywa legenda klubu, który przed tygodniem świętował swoje 70-lecie. Dziś zapraszamy Was na sentymentalny spacer po historii MKS-u

Huczne obchody 70-lecia klubu odbyły się przed tygodniem. W uroczystości uczestniczyli zaproszeni goście, przedstawiciele władzy samorządowej, działacze, ale przede wszystkim sami piłkarze, którzy przez 70 lat budowali klub.

– Obchody jubileuszu to zawsze historia czysto ludzka, która z wami, piłkarzami, się kojarzy. Były łamane kości, zostawione na boisku hektolitry potu, niejednokrotnie rozbite nosy – i to wszystko spowodowało, że klub istnieje do dziś. Bo żeście się nie poddali, byliście zawsze mocni, mieliście hart ducha i wyrwaliście te 70 lat – mówił podczas oficjalnej części wydarzenia Robert Skowron, prezes Lubuskiego Związku Piłki Nożnej.

Kto łamał kości, wylewał hektolitry potu i rozbijał nosy za klub w barwach czerwono-zielono-białych? Jak kształtowała się jego 70-letnia historia?

Zapraszamy do lektury.

Pierwsi piłkarze? Pracownicy fabryki mebli

Początki działalności sportowej w mieście nierozerwalnie wiążą się z pracownikami Fabryki Mebli. To tu w 1949 r. zorganizowano pierwszy zespół piłkarski, który potem nazwano Unią. Jego założycielem, trenerem i zawodnikiem był Józef Gałąszczak. Na mecze przychodziło wielu kibiców, którzy z entuzjazmem oglądali rozgrywki. W czasach gdy nie było stałego kina, biblioteki, a radio zastępował kołchoźnik (ówczesny radiowęzeł), ludzie mogli liczyć przede wszystkim na rozrywkę podczas meczów. Drużyna Unii grała w klasie C (dziś poziom okręgówki).

Na początku lat 50. istniały w mieście już dwa zespoły piłkarskie: Górnik i Sparta, która powstała na bazie Unii.

W 1954 na podstawie zawodników Sparty i częściowo Górnika powstał Klub Sportowy Pogoń, który istniał do 1964 r. W okresie działalności KS Pogoń sekcja piłki nożnej walczyła w klasie B (dzisiejsza IV liga), zajmując czołowe pozycje. Pozwalało to często walczyć o awans do klasy A (mecze m.in. z Gwardią Głogów), progu tego jednak nie udało się przekroczyć. 12 grudnia 1963 powstaje – w oparciu o pracowników Fabryki Mebli w Żukowie i Nowym Miasteczku – Klub Sportowy Meblarz. Rozpoczął działalność jako zakładowy klub sportowy pod patronatem Zielonogórskich Fabryk Mebli. Przez krótki czas istnieją na terenie miasta dwa kluby: Pogoń i Meblarz.

W momencie objęcia funkcji kierownika zakładu meblarskiego w Żukowie przez K. Szewcowa (lipiec 1964) doszło do fuzji Pogoni i Meblarza. Cały majątek przejął Meblarz, a jego prezesem został K. Szewców, który prowadzi klubową działalność do końca lat 80. W pierwszym zarządzie KS Meblarz zasiedli: T. Wyszyński, S. Kopyciel, J. Szałata, M. Zaguła, P. Sidło i M. Bocian. Sekcja piłki nożnej miała trzy zespoły: juniorów, trampkarzy i seniorów.

Bazą dla rozwijania działalności sportowej w mieście był i jest nadal wybudowany w czynie społecznym stadion lekkoatletyczny mogący pomieścić ok. 4 tys. kibiców. W budowie tego obiektu pomagały Zielonogórskie Fabryki Mebli, Gminna Spółdzielnia Mleczarska, SHR Borów Wielki. Otwarcie stadionu nastąpiło 20 lipca 1974. Otrzymał nazwę XXX-lecia PRL. Przez wiele lat gospodarzem obiektu był Tadeusz Wyszyński. Na terenie stadionu wybudowano pawilon z zapleczem dla sportowców, gabinetem fizjoterapii i siłownią. W planach zakładano budowę hali sportowej i basenu.

Trener Sidło i talenty z Nowego Miasteczka

W czerwcu 1978 piłkarze weszli do klasy A. Ten znaczący awans wywalczyli m.in. J. Felczerek, H. Sibera, Cz. Jeziorek, M. Wyszyński, Z. Wyszyński, M. Szewców i D. Kubicki. Trenerami zespołu byli wówczas Ryszard Sidło i Aleksander Stuła.

Tamte czasy doskonale pamięta R. Sidło, jedna z legend klubu z Nowego Miasteczka, najpierw wieloletni zawodnik, a potem trener. Przygodę z działalnością w klubie zaczął w 1962 jako zawodnik juniorów. Grał tam 10 lat. W 1972 przeniósł się do Stali Chocianów. Stamtąd po roku poszedł do trzecioligowego Dozametu. Grał w nim do 1977.

Do Nowego Miasteczka wrócił jako trener w 1977 roku. – Zostałem zatrudniony przez Wojewódzką Federację Sportu i jako trener na tym etacie pracowałem aż do 1986 roku. Wtedy poszedłem do pracy w technikum rolniczym jako nauczyciel wychowania fizycznego – wspomina R. Sidło.

Spod jego ręki wyszło wielu dobrych piłkarzy. Najbardziej znanym jest były reprezentant Polski Dariusz Kubicki, który w 1981 osiągnął wielki sukces – wraz z reprezentacją Polski do lat 18 zdobył tytuł Wicemistrza Europy. Już rok później trafił do dorosłej reprezentacji Polski w piłce nożnej i zadebiutował w wygranym przez biało-czerwonych spotkaniu z Francją 4:0.

W przyszłości rozegrał jeszcze 36 spotkań w reprezentacyjnym trykocie. Już jako piłkarz Legii Warszawa zagrał na Mistrzostwach Świata w Meksyku w 1986 roku.

– Już zanim wróciłem z Dozametu, mówiono mi, że jest w Nowym Miasteczku ogromny talent. Pamiętam, że powstał wtedy taki przepis, że obligatoryjnie trzeba było wprowadzić juniora do gry, który musiał grać co najmniej 45 minut. Wtedy zadebiutował u mnie Darek. Z tego co pamiętam – w wieku 14 lat.

– Jaki był? – dopytuję pierwszego trenera Kubickiego.

– Miał upór, był niesamowicie pracowity. Dużo trenował sam, był bardzo dobry technicznie, niesamowicie zdyscyplinowany, od razu wykonywał każde polecenie, słuchał podpowiedzi. Co ciekawe, jako młody chłopak był motywatorem dla starszych kolegów, dlatego się wybił. Jego rówieśnikiem jest Irek Połoński, który – tak uważam – mógł osiągnąć to samo, co Darek. Byli na jednym poziomie, a Irek, który zagrał później w drugoligowym Dozamecie, był nawet lepszy sprawnościowo. Z tych najzdolniejszych moich wychowanków mogę wymienić także Sławka Chylińskiego – opowiada R. Sidło, który z klubem był związany przez wiele lat.

Spiker: Gola zdobył Helwig

Największe sukcesy drużyny z Nowego Miasteczka przypadły na lata 1989-1992, kiedy wywalczyła awans do ligi międzyokręgowej, a następnie do III ligi dolnośląskiej. W tym okresie trenerem zespołu był Grzegorz Szałata, którego w Nowej Soli kibice na pewno pamiętają z gry dla Dozametu. Po spadku z III ligi zespół grał już tylko w lidze okręgowej.

W połowie lat 80. Zakładowy Klub Sportowy Meblarz stal się Miejskim Klubem Sportowym Meblarz. W latach 90. nazwę zmieniono na Miejsko-Gminny Ludowy Klub Sportowy, a następnie na Miejski Klub Sportowy. Drużyna spadła do klasy A, ale po rocznej przerwie wróciła do okręgówki pod wodzą trenera Bronisława Przygrodzkiego.

Od końca lat 90. z klubem jest związany Maciej Nowak vel Spiker. W budce komentatorskiej po raz pierwszy pojawił się, kiedy nie miał jeszcze 15 lat.

– Któregoś razu poszedłem na stadion do tego słynnego radiowęzła. Tam mój trochę starszy ode mnie znajomy prowadził mecze i puszczał muzykę. To mi się bardzo spodobało. To były oczywiście czasy kaset magnetofonowych. I on zaproponował mi, żebym na kolejny mecz przyniósł swoją kasetę. I wróciłem z kasetą Modern Talking. A że ten znajmy nosił się z zamiarem odejścia ze spikerki, zaczął mnie wkręcać. Od kolejnego meczu dostałem mikrofon i ten starszy kolega powiedział, że mam sobie radzić. I tak zaczęła się moja przygoda z klubem – opowiada M. Nowak. Zajmował się spikerką, a później – kiedy coraz bardziej popularny stał się internet – z Romanem Stachowiakiem prowadzili także pierwszą stronę internetową.

W 2004 doszło do fuzji MKS–u z klubem Czarni Jelenin, grającym w IV lidze. Zawodnicy MKS wsparli Czarnych swoją grą, w zamian mecze rozgrywane były na stadionie w Nowym Miasteczku, a drużyna nosiła nazwę MKS Czarni Jelenin/Nowe Miasteczko. Z siódmego miejsca, jakie po rundzie jesiennej zajmował klub z Jelenina, MKS Czarni spadli na barażowe, 15. miejsce. W barażowym dwumeczu z drużyną Odry Górzyca zespół z Nowego Miasteczka przegrał, ale ostatecznie degradacji nie zaznał, bo na skutek wycofania się z III ligi Włókniarza Kietrz i utrzymania się w niej Polonii Słubice, w lidze IV znalazło się miejsce dla MKS-u.

W sezonie 2004/2005 trenerem był Jarosław Helwig, którego zatrudnił prezes klubu Roman Kozłowski, a Nowe Miasteczko grało w IV lidze pod własnym szyldem jako MKS Roana Nowe Miasteczko.

Helwig z drużyną jako zawodnik i grający trener był związany przez blisko pięć lat. – Jeśli chodzi o strzelców bramek, to Jarek Helwig był tym, którego nazwisko wymawiałem najczęściej – wtrąca M. Nowak.

Prezes Kozłowski i przeboje Krawczyka…

Helwig przygodę z klubem wspomina z wielkim sentymentem.

– Jeżeli myślę o MKS, to od razu przychodzi mi do głowy osoba prezesa Kozłowskiego. To jest człowiek, który wspierał MKS przez lata w rożny sposób. Chyba jedna z najważniejszych osób w historii tego klubu, jeśli nie najważniejsza. Myślę, że to święto, które za nami, to tak naprawdę w dużej mierze było jego święto – zaznacza J. Helwig, dziś trener IV-ligowego Dębu Przybyszów.

– Jakim szefem klubu jest prezes Kozłowski? – zapytałem.

– Nieszablonowym, nieschematycznym, na pewno niepowszednim. Jednym słowem: trudno go określić, ale na pewno jest dobrym i sympatycznym człowiekiem – odpowiada J. Helwig.
Żeby zrozumieć, czym dla prezesa Kozłowskiego jest MKS, warto przytoczyć anegdotę, którą on sam opowiadał z wypiekami na obchodach 70-lecia klubu. – Nie pamiętam, który to dokładnie był rok. Seniorzy jechali na mecz żukiem, kochani, żukiem z plandeką. Z nimi grał mój brat. No więc ja, jako 5-, 6-letni chłopiec, pełen nadziei, któregoś razu poszedłem z nim za rączkę na zbiórkę. Chciałem pojechać z nimi na mecz. Do dziś pamiętam, jak płakałem i biegłem za tym żukiem, bo z powodu braku miejsc nie mogli mnie ze sobą zabrać – opowiadał gościom obchodów 70-lecia Kozłowski, który do dziś ma ten błysk w oku, kiedy pyta się go o MKS.

I to właśnie on złożył Helwigowi ofertę przejścia do tego zespołu jeszcze przed jego rozstaniem z Chrobrym Głogów.

– Przejmowałem drużynę MKS-u z myślą, że będziemy grać w okręgówce. Ale dwa tygodnie przed sezonem któraś z drużyn ze względów organizacyjnych wycofała się z IV ligi i my jako zespół, który spadł do klasy okręgowej, dostaliśmy możliwość startu jednak w rozgrywkach czwartoligowych. Oczywiście wtedy nie byliśmy na to gotowi kadrowo, ale z czasem – na przestrzeni lat – dołączyło do nas kilku ciekawych zawodników i to pozwalało grać w IV lidze. Wspomnę tu kilku graczy, którzy przyszli za mojej trenerskiej kadencji: Rafała Zycha, Grzegorza Longawę, Jacka Kikowskiego, Roberta Malawskiego, Lesława Kobę, Sławka Dopierałę, Waldka Romacia czy braci Tadajewskich – wylicza trener Helwig.

Z anegdot pozaboiskowych pamięta pomeczowe wizyty w barze U Olka, który mieścił się koło stadionu: – Do dziś oprócz prezesa z MKS-em kojarzy mi się Krzysztof Krawczyk (śmiech). To był ulubiony artysta naszego bramkarza Lesia Koby. Po meczach Leszek wrzucał do maszyny kilka monet i potem przez godzinę leciały przeboje Krawczyka…

Sezon 2007/2008 klub zakończył na ostatnim, 16. miejscu tabeli z dorobkiem 16 punktów, co skutkowało spadkiem do klasy okręgowej.

Dobra atmosfera

Od 2010 do 2015 r. klub pod wodzą nowego zarządu balansował między klasą A i B. Zimą 2015 prezesem został ponownie Roman Kozłowski, który piastuje to stanowisko do teraz. Wiceprezesem jest Wojciech Skrzydlewski, a trenerem Beniamin Żółtak.

Drużyna MKS-u występuje w grupie III klasy A.

R. Sidło: – MKS to jest wszystko. I sentyment, i życie, i przeżycie, bo czasem było ciężko. Prezes Kozłowski opowiadał, że jak był mały, to go nie zabrali na mecz żukiem. Ja pamiętam, że za tym żukiem jako młody chłopak jeździłem rowerem, żeby móc oglądać MKS, który dla mnie był w jakimś sensie sposobem na życie, a wydarzenia z boiska ukształtowały mnie jako człowieka na dalszą część życia.

Z klubem przez wiele lat jest także związany Mirosław Kiesiak, który do tej samej rzeki wchodził aż trzy razy.

– Po spadku Arki do III ligi pod koniec lat 90. i chyba jednym sezonie spędzonym w Szprotawie, trafiliśmy do MKS-u z Rafałem Galasem i Andrzejem Chorążykiem. To był 2003 lub 2004. Już wtedy mieszkałem w Nowym Miasteczku, bo się tu ożeniłem. Potem odszedłem do Jelenina. Tak na porządnie w Nowym Miasteczku zadomowiłem się, jak doszło do fuzji właśnie z Czarnymi Jelenin. To była IV liga. I to była moja druga wizyta tutaj. Grałem tu kilka lat, do czasu aż prezesem został Czesiu Jeziorek. Wtedy sporo zawodników odeszło, ja wróciłem tu po dwóch latach po raz kolejny. Więc to były moje odejścia i powroty do Nowego Miasteczka. Zawsze tu wracałem chętnie. To były inne czasy, wszyscy cieszyli się grą. Po meczach spotykaliśmy się na jakimś grillu, przy piwku – opowiada M. Kiesiak.

– Podobno w barze U Olka ciągle leciał Krawczyk…

– (śmiech) Dokładnie tak. Za czasów Jarka Helwiga piłkarze oblegali ten lokal. Spotykaliśmy się, ale zawsze to było z pełną kulturą. Lesiu Koba za każdym razem miał przygotowaną odpowiednią ilość monet i wrzucał do maszyny puszczając przeboje Krawczyka. Lesiu był naszym konferansjerem i duszą towarzystwa. Zresztą jak odchodził z Nowego Miasteczka, żegnały go łzy kobiet. Atmosfera podczas tych spotkań, podobnie jak na co dzień w klubie, zawsze była dobra. Prezes Kozłowski chciał, żeby było jak w rodzinie. I tak było – puentuje M. Kiesiak.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content