Mam dożywocie na zamku

Ostatni raz na zamku w Broniszowie Czytelnicy Tygodnika Krąg gościli kilka lat temu. Przez ten czas właściciel wykonał kolejne prace rewitalizacyjne zabytku. Obiekt zmienia swoje oblicze i staje się ważnym punktem kulturalnym na mapie naszego województwa. Cezary Lusiński, kasztelan na zamku, opowiada o tym, co dzieje się w jego posiadłości

Monika Owczarek: Remont zamku w Broniszowie trwa od ośmiu lat. Przez ten czas bardzo wiele udało się Panu zrobić. Kiedy ostatnio nasi Czytelnicy gościli na komnatach, pracowała tam Joanna Lang zajmując się odrestaurowaniem stropu w kaplicy. Co wydarzyło się do tamtej pory?

Cezary Lusiński: Po wykonaniu najpilniejszych prac, które trwały od 2010 roku przez cztery kolejne lata, mogliśmy przystąpić do kolejnego etapu. Przypomnę, że ten pierwszy obejmował prace wymagające największych kosztów. Wtedy też dysponowałem większymi środkami po sprzedaży nieruchomości w Warszawie i zaciągnięciu kredytów. Uzyskałem również dotację z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na sgrafitta na elewacji (technika dekoracyjna malarstwa ściennego, dop. red.). Do samej sali balowej przygotowywaliśmy się koncepcyjnie przez parę lat. Trzeba było zrobić analizę konstruktorską, czy nam się nie zawalą ściany, gdy usuniemy jedną z działowych. Ostatecznie udało się to zrobić.

Następnie wzmacnialiśmy strop od odwrocia. Ekipa konserwatorska pod wodzą Joanny Lang i jej zastępczyni Anny Świątkowskiej, absolwentek konserwacji, malarstwa i rzeźby polichromowanej z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, wraz z innymi dyplomowanymi konserwatorkami wykonały najważniejsze prace. Z tych rzeczy, którymi się nie dzieliśmy dotychczas z Czytelnikami, podkreśliłbym odrestaurowanie sali paradnej. To jest sala, która powstała po usunięciu wtórnej ściany działowej, podobnie jak w dawnej kaplicy. W przypadku sali paradnej problem był bardziej złożony. Barokowymi sztukateriami zostały tam przykryte wyjątkowe renesansowe malowidła. Zauważyliśmy to, ponieważ sztukaterie odpadały odsłaniając ten skarb. Jak piękne były te malowidła, mogliśmy ocenić dopiero po zdjęciu wierzchniej warstwy późniejszych sztukaterii. Najpierw więc musieliśmy wystąpić o to, żeby przeprowadzić badania odkrywkowe w sąsiedniej komnacie. Spodziewaliśmy się, że mogą tam być takie same zdobienia. Potwierdziło się, że znajdowały się na deskach, które zostały wykorzystane przez rzemieślników barokowych w końcu XVII wieku, jako podkład pod nową warstwę, bardziej modną w tamtych czasach. Mieliśmy wtedy jednoznaczny dowód, że sala była jednolita. Podejrzewaliśmy, że tak będzie, bo sala, w której odpadały płatami sztukaterie, nie miała okien. Zostało w niej zrobione pomieszczenie do codziennego użytku dla pracowników folwarku, może poczekalnia. Sąsiadowała jednak z wyjątkową reprezentacyjną salą, co wskazywało, że mogły stanowić jednolitą funkcjonalnie przestrzeń, połączoną drzwiami. W sytuacji, kiedy już wiedzieliśmy, że w obu pomieszczeniach są te same zdobienia, wystąpiłem do lubuskiej konserwator zabytków o zgodę na rozebranie wtórnej ściany działowej. Zostało to poprzedzone badaniami, które odpowiedziały na pytanie, czy ścianę zawierającą przewody grzewcze od pieców, odprowadzenia do kominów, można rozebrać. Dostałem taką zgodę. W jednej części pozostała podłoga dębowa, w drugiej mozaika ceramiczna z cegły. Jedno i drugie z początku XVIII wieku.

Dużo uwagi poświęcił Pan pracy przy stropie w sali balowej. Co dokładnie zostało tam wykonane i dlaczego jest tak cenny?

Muszę przyznać, że strop w sali balowej jest niemal całkowicie odrestaurowany. Pieczołowicie zostały odtworzone ornamenty. Całość jest dziś rzeczywiście imponująca. Mam w planach organizować tam bale i warsztaty taneczne. Pozwoliłoby to używać sali sklepionej jako drugiej, obok sali paradnej, sali jadalnej. Wszystko razem z wielką sienią stworzy idealną całość recepcyjną. W sieni umieściłem epitafium z 1565 roku, czyli z czasów świetności Broniszowa, które obrazuje dwie postacie pod krzyżem, męską i żeńską. Cieszę się, że konserwator kamienia z Zielonej Góry dał radę je odrestaurować. Dziś jest już ono wpisane do rejestru zabytków ruchomych.

Cały czas trwają prace na pierwszej kondygnacji, kiedy kolejne piętra?

Pomału wdrapuję się wyżej. Bawole oka w wysokim dachu zostały wyremontowane w pierwszej kolejności. Wymieniłem okna na fasadach. Zgodnie z dawnymi przekazami historycznymi odtworzyłem kolor ugier ciemny, który był w XVIII wieku. Wymiana stolarki okiennej trwała pięć sezonów. Odbyło się to przy wsparciu Urzędu Marszałkowskiego, za co dziękuję. Między innymi z prac przy stropach pozostało mi kilka tysięcy kutych gwoździ. Całe mnóstwo było ich w stropach podtrzymujących średniowieczną siatkę w sali paradnej. Kolejny etap to będzie praca na fasadach budynku, zwłaszcza przy renesansowym portalu. Wtedy też wrócą do zamku panie konserwatorki.

Wygląda na to, że tym pracom nie ma końca.

Mam dożywocie na tym zamku, nie obrażę się, jeżeli taki będzie tytuł. Sam ten wyrok na siebie sprowadziłem. Ostrzegam entuzjastów, którzy chcą się porwać na zabytkowe obiekty. Zwłaszcza tak duże. Prace są wyjątkowo kosztowne. Od paru sezonów borykam się ze zgromadzeniem środków na pełnowymiarowe prace konserwatorskie w zakresie struktury i materii budowlanej. Wydałem blisko cztery miliony złotych, a na kolejny, przedostatni etap, potrzebuję blisko miliona. Analizuję programy, z których mógłbym otrzymać dofinansowanie. Dzisiaj zamek jest zabezpieczony. Przemurowałem go od fundamentów po dach. Pęknięcia były tak duże, że można było włożyć w nie ramię. Wykonałem szalenie pilne prace wzmacniające stropy. Wydałem więcej, niż zakładałem. Poszły na to środki z kredytów, sprzedaży nieruchomości i dobre zarobki w Szwajcarii.
Teraz znowu muszę popracować kilka lat, żeby zaoszczędzić na dwa sezony kosztownych prac. Kupując zamek w Broniszowie podjąłem życiową decyzję, teraz to jest moje miejsce na ziemi i ja tego nie odpuszczę.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content