Przypomniał mi się chłopiec [FELIETON]

Zawsze czekam na ten turniejowy moment, w którym razem z naszymi Przyjaciółmi chodzimy po domach i rozdajemy prezenty za zebrane pieniądze. W ubiegłą środę 20 grudnia ponownie było pięknie. Dzięki Wam, moi Piłkarze. To był prawdziwy finał naszych zmagań, nie mecz Anomalia – Bradders

Pamiętam, kiedy w czasach dzieciństwa eksplorowałem różne zakątki domu, wszystkie szafy, szafki, szuflady, skrytki w poszukiwaniu prezentów. Zawsze zastanawiałem się, co też w tym roku wymyślili rodzice, wujkowie i ciocie, dziadkowie. I gdzie to wszystko schowali.

W dzień Wigilii byłem niespokojny. Wstawałem rano, razem ubieraliśmy choinkę, w domu w zasadzie było już posprzątane, pogotowane i wystarczyło ubrać się elegancko i czekać, aż wspólnie z rodziną zasiądziemy do wigilijnego stołu uginającego się pod ciężarem potraw. Staraliśmy się, żeby zgodnie z tradycją było ich 12. Zapach karpia mieszał się frenetycznie z zapachem zupy grzybowej czy pierogów. To bez wątpienia jeden z zapachów mojego dzieciństwa. Waszego też, prawda?

Ale wróćmy do dzieciństwa meritum, czyli do oczekiwania na prezenty świąteczne. Szybko zjadałem to, co do zjedzenia miałem i z niecierpliwością czekałem na rozwój wydarzeń. A co jest kulminacją świątecznej fabuły dla dziecka? Oczywiście wizyta św. Mikołaja. Wujek, pamiętam to do dziś, udawał Greka, że niby ktoś puka do drzwi, „pewnie jakiś zbłąkany wędrowiec, dobrze, że mamy dodatkowe nakrycie dla nieoczekiwanego gościa”. Tak. Pamiętam, że do pewnego momentu w to wierzyliśmy. To znaczy dzieci wierzyły, a w rodzinie trochę ich było.

W każdym razie podchodziliśmy do drzwi zobaczyć, kto puka. Nikogo na klatce schodowej nie było. Za to kiedy wróciliśmy, pod choinką leżały już prezenty. Fura prezentów.

Miałem w życiu to szczęście, że dorosłem w rodzinie, w której niczego nie brakowało. Miałem szczęśliwe dzieciństwo, za co chcę podziękować rodzicom. Miałem, co chciałem. W rodzinach, które odwiedziliśmy w ub. środę, jest trochę inaczej. Nie można powiedzieć, że tam nie ma miłości. Ale na pewno pod względem zamożności jest skromniej, bardziej ubogo. Dzięki Piłkarzom biorącym udział w XIV edycji Turnieju Mikołajkowego im. Radka Druciaka te dziewczynki i ci chłopcy mieli święta o niebo lepsze. Zawsze będę pamiętał ich uśmiech i wzruszenie, kiedy otwierali kolejne paczki. Było w nich to, co sobie wymarzyli, to, o co prosili w listach do Świętego, które naprzód napisali i wysłali.

Nasze rozdawanie prezentów (raz jeszcze podkreślę: dzięki Wam, piłkarze!) nie wydaje mi się próbą naprawiania świata, bo to zbyt duży patos. To byłaby misja Don Kichota. Może to jest tego świata mały lifting, bo ów rozłazi się, rozkleja, pęka w szwach od smutku i biedy. I takie turnieje charytatywne i inne formy pomocy próbują ten świat skleić, na powrót zszyć. Biedy nie zlikwidujemy, ale dajemy momenty szczęścia dzieciom. A czymże byłby świat bez dziecięcego uśmiechu? Nie byłby wart funta kłaków.

One, te dzieciaki, dziękowały Mikołajowi, a ja chciałbym podziękować im. Za co? Za powrót w pamięci do krainy dzieciństwa, kiedy sam rozpakowywałem prezenty i towarzyszyła mi olbrzymia radość. Uśmiech wtedy nie schodził mi z twarzy. To było trochę jak u Prousta – jadąc do tych dzieci poszukiwałem straconego czasu. Szukałem w sobie pięcio-, sześcio-, siedmioletniego chłopca, który już nie wróci.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content