Boże Narodzenie w szpitalu psychiatrycznym [KOMENTARZ]

Drodzy piłkarze i sponsorzy turnieju mikołajkowego: dzięki wam przeżyliśmy być może najpiękniejsze rekolekcje w życiu

Od razu zwróciły moją uwagę. Kiedy weszliśmy, siedziały we dwie przy stole i nieśmiało, delikatnie uśmiechały się na powitanie. Obie opatulone w jeden koc, choć w sali było przecież ciepło. Tak jakby we wzajemnej przyjaźni szukały otuchy i bliskości, która pomoże im łatwiej przetrwać pobyt w szpitalu w Boże Narodzenie.

Poranek 25 grudnia był dla nas inny niż wszystkie nasze poprzednie świąteczne poranki w życiu – to na pewno. Z Nowosolską Paczką ruszyliśmy w drogę, żeby rozdać prezenty kupione za pieniądze zebrane podczas 15. edycji charytatywnego Turnieju Mikołajkowego im. Radka Druciaka.

Najpierw byliśmy w szpitalu psychiatrycznym w Zaborze. Tam właśnie zobaczyłem te dwie dziewczyny owinięte w jeden koc. Nie zdjęły go nawet, jak podchodziły do św. Mikołaja po upominki. Długo nie zapomnę widoku tych dwóch koleżanek wspierających się w walce z trudnościami, z którymi przyszło im się zmierzyć tak wcześnie, w tak młodym wieku.

Albo ten chłopiec. Miał na sobie białą koszulkę z narysowaną gitarą i napisem „Make some noise”. Od początku nie odstępował Mikołaja na krok. Cały czas donosił panu Pawłowi Brychowi, który wcielił się w rolę Świętego, kolejne porcje ciasta. Fajny, uśmiechnięty blondynek. Na oko ma jakieś 6-7 lat. Kiedy potem usiadł przy stole, zacząłem mu się dyskretnie przyglądać. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach zobaczyłem, że przeżył więcej niż inne dzieciaki w jego wieku. Podobnie zresztą jak reszta jego koleżanek i kolegów w szpitalu w Zaborze.

Dlaczego jedne dzieci budziły się w ten poranek Bożego Narodzenia w swoich domach, przecierały oczy, sięgały po prezenty, które dostały dzień wcześniej i rozpoczynały zabawę z rodzicami, a inne spędzały święta w szpitalu psychiatrycznym? I jak to się stało, że ten blondynek tam trafił? A te dwie przyjaciółki? Odpowiedź, że takie jest życie, taki jest świat i że czasami po prostu tak się dzieje jest niewystarczająca, nie wyczerpuje tematu i nie daje spokoju.

O tym myślę w końcówce 2018 i na progu kolejnego roku.

Później pojechaliśmy do placówki opiekuńczo-wychowawczej w Zielonej Górze. Dzieci, żeby dostać prezent, musiały opowiedzieć coś o sobie, zaśpiewać kolędę albo wyrecytować wierszyk.

Chłopiec, którego odwiedziliśmy na koniec, był jakiś wycofany. Zawstydzony, stale patrzył w jeden upatrzony przez siebie punkt i nie chciał gadać z Mikołajem. Potem dowiedziałem się, że do placówki trafił niedawno, tuż przed świętami.

Drodzy piłkarze i sponsorzy Turnieju Mikołajkowego im. Radka Druciaka: to wy – nie my – sprawiliście, że Boże Narodzenie dla tych dzieci było choć odrobinę lepsze, radośniejsze. A to już jest bardzo dużo. My byliśmy tylko waszymi wysłannikami. To dzięki wam mogliśmy też z naszymi przyjaciółmi z Nowosolskiej Paczki przeżyć być może najpiękniejsze rekolekcje w dniu, w którym jako ludzie wierzymy, że urodził się Bóg. Za to wszystko wam dziękujemy.

Gdybyście tylko widzieli te uśmiechy na twarzach dzieci, kiedy odbierały prezenty. Były najlepszym dowodem na to, że nasz turniej warto kontynuować.

Zaraz będzie nowy rok. Przede wszystkim chciałbym życzyć tym dzieciom, żeby poradziły sobie z chorobą i problemami. Wokół siebie – w szpitalu i w placówce – mają dobrych ludzi, którzy im w tym pomagają; mam tutaj na myśli pracowników i personel. Życzę wam, dzieciaki, dużo zdrowia, pomyślności i siły.

Wierzę, że wszystko im się wyprostuje, a za zakrętem, na którym się znaleźli, jest ich dobra, szczęśliwa przyszłość.

Duża relacja z naszej wizyty w Zaborze i Zielonej Górze w papierowym wydaniu „Tygodnika Krąg”, który w kioskach pojawił się dzisiaj (poniedziałek 31 grudnia).

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content