Jazzowy strzał w dziesiątkę!

Historyczny koncert Big Bandu Nowosolskiego przy ruinach zamku wypadł znakomicie. Grono prawie 200 słuchaczy zachwycone było zarówno miejscem, jak i brzmieniem instrumentów

Trzeba to sobie jasno powiedzieć – zielonogórski pub Piekarnia Cichej Kobiety, lubuski konserwator zabytków oraz właściciel zamku w Siedlisku zrobili coś kapitalnego. Inauguracja projektu „Jazz w pałacach i dworach” z udziałem Big Bandu Nowosolskiego wypadła znakomicie.

– Jestem dumny, że kiedyś kupiłem zamek oraz że dziś cieszymy się z pierwszych efektów współpracy z pubem i ochroną zabytków – mówił na wstępie Giulio Piantini, Włoch, właściciel ruin zamku w Siedlisku.

– Giulio robi tu kawał dobrej roboty, dlatego nie bez kozery zaczynamy swój projekt właśnie w Siedlisku. Cykl koncertów jest kontynuacją wcześniejszych spotkań artystycznych pod nazwą „Jazzujące muzeum”. Dziś gramy w Siedlisku, a będziemy jeszcze np. we dworze w Szybie czy w posiadłości hrabiny Cosel w Zaborze – wyjaśnił Jerzy Nowak, właściciel pubu Piekarnia Cichej Kobiety i oddał głos lubuskiej konserwator zabytków Barbarze Bielinis-Kopeć, którą określił mianem fanki jazzu.

– Cieszę się z tak dużej frekwencji w środku lata. Zamek, historycznie największy na Śląsku, jest wciąż niesamowity, bardzo malowniczy. Poznałam go bliżej, gdy kilka lat temu przed Świętem Bzów otrzymałam anonim o fatalnym stanie murów. Wtedy to skontaktowałam się z panem Piantinim i złożyliśmy pierwsze wnioski do ministerstwa o środki na zabezpieczenie ruin, które trzeba utrzymać w jak najlepszym stanie – powiedziała B. Bielinis-Kopeć, a następnie przypomniała najważniejsze fakty z kilkusetletniej historii zamku.

Tuż przed wejściem na „scenę” (miejsce, gdzie przed zniszczeniem zamku mieściła się sala balowa) muzyków J. Nowak dodał: – Gdy wpadliśmy na pomysł cyklu jazzowych koncertów, nie wiedzieliśmy, że w przeszłości jazz gościł już na zamku w Siedlisku. Jak widać, historia zatoczyła koło. Marzy nam się, żeby na tym nie poprzestać i robić tutaj bigbandowe „pojedynki” – zapowiedział J. Nowak.

Przelotny deszcz ustąpił i skład nowosolskiej grupy pod przewodnictwem Kacpra Wojtkowiaka mógł zacząć grać. Już po pierwszym utworze wszyscy wiedzieli, że plac przed ruinami zamku nadaje się do takich imprez, bo nie tylko stwarza klimatyczne tło, ale jeszcze dysponuje wyjątkowymi właściwościami akustycznymi.

Blisko 200 osób wysłuchało koncertu w przyjemnej, piknikowej niemal atmosferze

Dosłownie zachwycony efektem był Wojciech Kowalczyk, prywatnie nauczyciel m.in. gry na perkusji. – Usłyszałem o koncercie w radiu i cieszę się, że tu trafiłem. Pięknie to wygląda i brzmi. Koncert to strzał w dziesiątkę. Jako muzyk wiem, że dobrze nagłośnić taki skład, jak big band, nie jest łatwo, a tutaj brzmi to wprost rewelacyjnie. Słychać każdy detal przy, nie czarujmy się, dwóch standardowych kolumnach – komentował W. Kowalczyk. – Jestem zachwycony, tu jest jak na światowym koncercie. Po zmroku, przy światłach rzuconych na mury widziałbym tu takie wydarzenie, jak np. koncert pianisty Leszka Możdżera.

Inny z słuchaczy, Marek Masłowski, dodał, że teraz najważniejsze to kontynuować nowy rozdział w historii zamku. – Dzisiejsza impreza jest świetna i teraz od ludzi: organizatorów oraz słuchaczy, zależeć będzie, co dalej z tym zrobimy. Nie ulega wątpliwości, że trzeba to miejsce wykorzystać, bo jest fantastyczne – ocenił M. Masłowski.
Artur Lawrenc

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content