Michał Szmajda w grudniu powalczy o pas MFC

Po raz drugi w historii gal Makowski Fighting Championship kibice zobaczą starcie, którego stawką będzie mistrzowski pas MFC. Szansę na jego wywalczenie dostanie jeden z najbardziej zasłużonych dla organizacji zawodników, jedna z ikon ringów MFC – Michał Szmajda, który w walce wieczoru o najważniejsze trofeum skrzyżuje rękawice z Niemcem Fabianem Hundtem

Jeśli jesteś księdzem i właśnie wróciłeś z misji z Konga, możesz nie wiedzieć, co to jest pas MFC. Wyjaśniamy. Marka Makowski Fighting Championship to bez wątpienia najwyższa jakość sportowa, komplementowana w wielu zakątkach tego świata za poziom organizacyjny i sportowy. Marka budowana krok po kroku od 2009 roku, kiedy to w Nowej Soli odbyła się pierwsza edycja gali sportów walki. Każda kolejna odsłona gali wskazywała obrany kierunek rozwoju – coraz większy profesjonalizm organizacji, konsekwentne umacnianie pozycji imprezy o najwyższym poziomie sportowym.

Tomek Makowski już rok temu zaczął myśleć o tym, by wprowadzić pasy mistrzowskie MFC i to bardzo dobre posunięcie, adekwatne do poziomu sportowego tej organizacji. Tomek nie zaczął od drugiej strony, choć są takie ruchy na polskiej scenie sportów walki, że najpierw robi się pasy, a potem na tej podstawie próbuje zbudować jakość. „Maku” najpierw zbudował niezaprzeczalną, wysoką jakość, a dopiero potem zdecydował się na własne pasy mistrzowskie. On jak mało kto ma do tego pełne prawo.

Pierwszy, historyczny bój o pas MFC miał miejsce we wrześniu w Zielonej Górze podczas 12. edycji gali. Po ciężkim, pięciorundowym pojedynku pas mistrzowski MFC trafił na biodra Pawła Jędrzejczyka, niekwestionowanej ikony MFC, który w tym pojedynku pokonał Guillermo Bloklanda. Może ktoś pomyśleć: no tak, skoro Jędrzejczyk ten pas wygrał, czy oznacza to, że trofeum MFC wyjechało do Wrocławia i go już nie ma? Czy żeby zorganizować kolejną walkę o pas, trzeba będzie go pożyczyć od Pawła? Zabrać mu? Odpowiadamy: nie, nie trzeba. Bo to nie jest tak, że Tomek myśląc o organizacji walk mistrzowskich własnej federacji przewidział tylko jeden taki pas. Nie jest też tak, że kiedy otwiera szafę, wysypują się z niej pasy, że wypadają też przy otwieraniu lodówki, zmywarki, drzwi od auta. Że w jakimś zakątku świata drastycznie spadło pogłowie bydła, żeby pozyskać skórę na zrobienie tych trofeów. Nie pojawił się też na nabrzeżu Bałtyckiego Terminalu Kontenerowego w Gdyni kontener z napisem „Pasy dla Maka”. Osobiście widziałem dwa mistrzowskie pasy MFC. Ba, ja byłem nawet posiadaczem jednego z nich, krótko, bo krótko, kiedy po prezentacji zawodników na stadionie Falubazu przed MFC 12 w Zielonej Górze niosłem ten pas do samochodu. Te pasy mają w sobie moc 12 gal MFC. Ich marka zbudowana jest na tym, co działo się przez te lata w ringach Makowski Fighting Championship, ich jakość wykuwana była pięściami tych ponad 200 zawodniczek i zawodników, którzy stawali w ringu MFC od 2009 roku. I to właśnie walkę o to trofeum zobaczymy 16 grudnia w Nowej Soli.

Będzie on stawką walki w formule K-1, w limicie wagowym 72,5 kg. W jednym narożniku stanie Michał Szmajda z Maku Gym, w drugim Fabian Hundt z 8 Weapons Gym Lipsk. A że jest to bój o taką stawkę, zaplanowano ją na dystansie pięciu rund po trzy minuty.

Fabian Hundt ma zaledwie 20 lat, ale na swoim koncie ogrom robiących wrażenie sukcesów, jak choćby zwycięstwa na prestiżowych imprezach: MX Muay Xtreme w Bangkoku, gali na Patong Boxing Stadium, Topking World Series czy gali na stadionie Lumpinee w Bangkoku. – Trenuję od czterech lat w klubie 8 Weapons w Lipsku. W tym czasie przez rok mieszkałem, trenowałem i walczyłem w Tajlandii – mówi o sobie zawodnik z Lipska. Można zobaczyć w internecie walki z tego tajskiego wypadu, Niemiec robi wrażenie tym, co robi w ringu. Jego 188 cm wzrostu dają mu sporą przewagę, pięknie rozgrywa bój w dystansie, ale kiedy czuje, że jest szansa, świetnie szturmuje. Tajów kładł jak matka dzieci do spania, jak minister puszczę. Mimo dużego zasięgu nie walczy jedynie w dystansie, potrafi nagle przejść do półdystansu, ustawić rywala lewym prostym i załadować prawym jak – nomen omen – z pancerfausta.

O zawodniku sporo wie Dawid Polok z Żarskiego Klubu Sportów Walki, nie tylko trener klubowy ŻKSW, ale także profesjonalny skaut, którego czujne oko wypatruje za naszą zachodnią granicą tych najciekawszych zawodników. – Hundt wywodzi się z bardzo solidnego klubu 8 Weapons Gym Leipzig, to thaiboxer, sam klub słynie z tego, że jego topowi zawodnicy regularnie przebywają w Tajlandii, gdzie oprócz samych treningów walczą również na najważniejszych wydarzeniach. Tak też jest z Fabianem, który w 2016 wystąpił na legendarnym Lumpinee Boxing Stadium, gdzie zwyciężył. Ma za sobą dwie bardzo mocne wygrane walki z Tajami na galach MX Muay Extreme, gdzie walczy się na zasadach boksu tajskiego w piąstkówkach do MMA. Walczył również na Topking World Series. W październiku miał okazję pierwszy raz walczyć w Polsce na gali Thai Battle Championship, gdzie skrzyżował rękawice ze świetnie dysponowanym Jakubem Rajewskim. Walkę tę przegrał na punkty, natomiast trzeba powiedzieć, że po knockdownie w pierwszej rundzie pozbierał się i udowodnił, że dysponuje bardzo twardą szczęką oraz wielkim sercem do walki – mówi D. Polok.

Co szczególnie wyróżnia Hundta i co sądzi o nim trener ŻKSW na tle jego rywala, Michała Szmajdy? – Michałowi oprócz wspomnianych wcześniej atrybutów może przeszkadzać również wzrost Niemca, jak się nie mylę, mierzy 188 cm. Zapowiada się megawidowisko w walce o pas i już nie mogę się doczekać tego pojedynku, ponieważ obu wojowników uważam za świetnych i wszystko może się wydarzyć – odpowiada D. Polok.

Fabian Hundt zapytany o markę MFC mówi: – Słyszałem, że MFC jest jedną z największych polskich gal i jestem dumny, że będę miał okazję reprezentować na tej gali mój klub i mój kraj.

Co wie o Michale Szmajdzie? – Bardzo długo trenuje i na tę chwilę ma za sobą więcej walk niż ja, ma ogromne doświadczenie. Co do walki, zamierzam rywala kontrolować silnymi ciosami – mówi niezbyt wylewnie, choć to zrozumiałe, Fabian Hundt.

I kiedy Niemiec będzie stał w swoim narożniku, w ciemności i lekkiej niepewności, wtedy usłyszy: „Z buta wjeżdżam, jednym strzałem wyłamuje zamek”. Od zawsze przy tym kawałku do ringu wychodzi Michał Szmajda. Ostatni wyczyn Szmajdy z MFC 12 w Zielonej Górze, kiedy to znokautował Vlada Konskyego, tylko potwierdził jego wysoką markę. Michał odpłacił Słowakowi za nokaut z grudnia 2011 r. – Doskonale wiedziałem, co to za rywal, bardzo twardy i potrafiący wykonać niespodziewaną akcję. Całą tę walkę biłem się na ogromnym ciśnieniu, bałem się, że w którymś momencie on coś trzaśnie znienacka. Kompletnie nie liczyłem, że go znokautuję, ale trafiłem i się udało – wspomina tamtą walkę Michał Szmajda.

16 grudnia Michał dostąpi zaszczytu walki o pas MFC. Trzeba powiedzieć krótko – zasłużył na tę walkę. – Kiedy Paweł wywalczył ten pas w Zielonej Górze, powiedziałem wtedy: będę miał i ja. MFC to gruba organizacja, ten pas jest ważnym trofeum – mówi Michał.

Limit wagi to 72,5 kg. Niewiele. – Właśnie jestem chwilę po treningu, wszedłem na wagę, zostało mi do zbicia jeszcze 6,5 kg. Trochę ostatnio chorowałem, nie było jak za bardzo mocniej trenować. Szybko łapię wodę i z tą wagą muszę się trochę męczyć – mówi reprezentant Maku Gym. Zaznacza, że nowością jest dla niego pięciorundowy bój. – Nie walczyłem na takim dystansie nigdy, ale pracujemy z Tomkiem nad tym, żeby kondycyjnie się jak najlepiej przygotować – słyszymy od Michała. Szmajda od Hundta jest niższy o kilka centymetrów. Ale to dla niego nie nowość, zazwyczaj bije się z zawodnikami wyższymi. – Z wysokimi lepiej mi się walczy, zresztą ja chyba nigdy się nie biłem z kimś o moim wzroście, może raz – mówi zawodnik.

Trenuje tak, jak zawsze, nie ma tu większych zmian, choć podkreśla, że między MFC 12 a MFC 13 jest krótki czas. – Solidnie trenujemy, „Maku” zaplanował mocne sparingi ze Sławkiem Przypisem i Łukaszem Pławeckim, na treningach dużo pracuję z Tomkiem, jest niższy, szybki, wymusza szybkość reakcji. Widzę po treningach, że „Maku” ma już wszystko pod tę walkę poukładane w głowie i tak właśnie pracujemy – mówi Michał. Swojego rywala widział na gali w Słubicach. – Dobry zawodnik, bardzo dobrze zaczął, ale zgasł po bombie i to zdecydowało o przebiegu tego, co działo się później – ocenia krótko Hundta Michał.

– Plan na walkę? Nie układaliśmy jakiegoś precyzyjnego planu jeszcze, pewnie „Maku” już wszystko wie, więc muszę robić, co każe (śmiech). Na pewno muszę być gotowy na pięć rund, żeby ciągle odpierać ataki wysokiego gościa. Dziś oczywiście nie liczę na nokaut, będę na pewno kontrował, obijał, atakował, kopał doły, jak zawsze. A jak coś mocniej wejdzie, to będzie dobrze – podsumowuje Michał Szmajda.

Bilety na galę można kupić na portalu abilet.pl. Hala przy ul. Botanicznej w Nowej Soli jest niewielka, stąd miejscówek jest niewiele. Zapraszamy!

źródło: MFC/Facebook
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content