Religia a sport [REPORTAŻ Z BIEGU DO PUSTEGO GROBU]

– W ostatnim czasie przebiegłem dwa duże półmaratony – w Gdyni i w Warszawie. Ten drugi jest największym w Polsce. Ale tak licznie zebranych i rozentuzjazmowanych kibiców nie widziałem nigdzie – zarzeka się Rafał Stuła, uczestnik Biegu do Pustego Grobu

Święta sprzyjają refleksjom. Taka nasunęła mi się po liturgii wielkopiątkowej, podzieliłem się nią na Facebooku.

Pamiętam, jak koledzy mając lat 14-15 podśmiechiwali się w Wielki Piątek, kiedy ksiądz na początku liturgii kładł się jak długi przed ołtarzem. Szczenięce nabijanie się. Ja tam za bardzo się nie śmiałem, jakoś od maleńkości wiedziałem, że raczej nie wypada w kościele, że przecież nie kładzie się ów duchowny, żeby sobie poleżeć, tylko to coś pewnie znaczy i coś tam symbolizuje. Po drugie, mężczyzna leżący na ziemi jest śmieszny? Teraz w Wielkie Piątki lubię myśleć o Chrystusie jako o człowieku. Ecce homo. Wyobrażam sobie, jaki był samotny, zdradzony. Jak upadał i wstawał pod ciężarem. Jak był bity, jak miał dość. W końcu jak krzyczy „Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. Fantazjuję o tym, co czuł przed śmiercią, myślę o Jego strachu, o strachu Boga, który zaraz zostanie zabity. Wiadomo: za trzy dni zmartwychwstanie. Ale mnie fascynuje właśnie ta Jego samotność. Taka nieboska, a taka człowiecza. Takie myśli mam w Wielki Piątek”.

Ale potem przyszła oczywiście Wielka Sobota, Niedziela i poniedziałek wielkanocny. Wtedy, punktualnie o 15.00, na trasę wybiegli zawodnicy podczas szóstej edycji Biegu do Pustego Grobu. Wielu z nich głowy miało również pełne refleksji.

Medal od biskupa

Kamil Bandurowski pobiegł razem ze swoimi rodzicami i siostrą. To sportowa rodzina. Do tej pory brał udział w trzech edycjach: – To mógł być już mój czwarty raz, ale za pierwszym podejściem ojciec Grzegorz Marszałkowski nie wyraził zgody na mój udział, bo byłem za młody. Fajnie jest pobiec w swoim mieście i oderwać się trochę od świątecznego stołu. Atmosfera jest super, kibiców mogą nam pozazdrościć, a organizacyjnie bieg na najwyższym poziomie. No i na dodatek dostałem medal od biskupa…

Zwykle K. Bandurowski nie mierzy się z dystansem 10 km. – Tylko podczas Biegu do Pustego Grobu. Z każdym startem poprawiam się, jestem bardzo zadowolony. Chciałem pobiec poniżej 45 minut i to się udało.

– Warto uczestniczyć w takim biegu?

– Warto. To też sposób na nieco inne przeżycie świąt. Dochodzi też oczywiście u nas aspekt rodzinny. My biegliśmy, a reszta rodziny nam kibicowała. Za rok planujemy pobiec wszyscy razem, a ja będę chciał znowu poprawić swój wynik.

Andrzej Bandurowski, tata Kamila: – To był mój czwarty Bieg do Pustego Grobu, z czego trzeci raz biegłem jako opiekun i pacemaker syna. Bieg jest bardzo dobrze przygotowany, trasa dobrze oznakowana i zabezpieczona, nie brakuje punktów nawadniania. Fajne jest to, że mieszkańcy ulic, którymi biegniemy, z własnej inicjatywy też wspomagają biegaczy kubkiem wody. Z biegu jestem zadowolony, udało nam się uzyskać czas, który zakładaliśmy. Warto jest pobiec w Biegu do Pustego Grobu, oderwać się od stołu, spotkać ze znajomymi, a msza dla biegaczy po dekoracji sprawia, że święta przeżywa się inaczej, bardziej wyjątkowo. Dla mnie warto jest biec też dlatego, że biegniemy całą rodziną.

Rafał Stuła drugi raz pobiegł do pustego grobu. Debiutował w nowosolskim biegu rok temu. Teraz coraz częściej uczestniczy w imprezach biegowych w regionie, ale nie tylko. – Poziom organizacyjny zawodów jak zwykle bez zarzutów. Wszystko było sprawnie przeprowadzone i nie można się do niczego przyczepić. Zakończyłem z czasem 50:15, rok temu było 48:25 – to był wówczas mój rekord życiowy na 10 km. Zawody potraktowałem treningowo, przygotowuję się do kolejnych. Biegam dla przyjemności, a fajne czasy, jak na moje możliwości, to tylko dodatkowy aspekt – tłumaczy Stuła.

Nowosolanin jest osobą wierzącą. Podkreśla aspekt duchowy Biegu do Pustego Grobu. – To dodatkowa możliwość oddania czci zmartwychwstałemu Chrystusowi. Dla katolików to szczególny czas, najważniejszy w roku. Na spokojnie można pogodzić wizytę w kościele, rodzinne spędzanie świąt i sportowe uczestnictwo w biegu – mówi Rafał Stuła i dodaje: – Czysto sportowo: ważna jest też szybka i w miarę płaska trasa, na której sypią się życiówki. No i nasi wspaniali kibice. Przebiegłem już sporo biegów w Polsce i za granicą, w ostatnim czasie dwa duże półmaratony – w Gdyni i w Warszawie, ten drugi jest największym w Polsce. Ale tak licznie zebranych i rozentuzjazmowanych kibiców nie widziałem nigdzie – zarzeka się Stuła.

Dla niego Bieg do Pustego Grobu to ciekawa forma promocji miasta, podobnie jak Półmaraton Solan. – Trasa przebiega przez dużą część Nowej Soli i jest okazja, żeby je zobaczyć w całej okazałości. Udało mi się zaprosić na bieg koleżankę z Gubina i kolegę z Warszawy. Naprawdę byli pod wrażeniem zarówno biegu, jak i kibiców.

Balast, z którym nie zawsze sobie radzę”

Aleksander Tomaszewski na co dzień szefuje nowosolskiemu kołu Towarzystwa im. Brata Alberta, które pomaga osobom w kryzysie bezdomności.

– Pobiegł pan też w ich intencji?

– Podczas biegu nie myślałem o swoich podopiecznych. W pewnym sensie chciałem uciec od ich trosk i problemów, pozbyć się gromadzonego przez lata balastu, z którym nie zawsze sobie radzę. Ale potem do nich wróciłem, żeby od nowa uczyć się pokory i cierpliwości.

Tomaszewski to weteran Biegu do Pustego Grobu, bierze w nim udział w każdej edycji. Poprzez bieganie chce „pokonać samego siebie, swoje fizyczne ograniczenia i słabości umysłu”. – To wyjście poza strefę komfortu, które człowieka rozwija. Udział w takim biegu buduje nasze wewnętrzne wartości, daje wiarę we własne możliwości. Człowiek zdaje sobie sprawę, że jak będzie czekał na idealne warunki, to do niczego nie dojdzie – podkreśla Aleksander Tomaszewski.

Jak ocenia swój występ sportowy? – Każde zawody przynoszą mi satysfakcję, a towarzystwo biegaczy jest wyjątkowe. Na dystansie 10 km staram się zawsze złamać godzinę, tym razem wybiegałem 54 minuty.

Szef Towarzystwa im. Brata Alberta rokrocznie organizuje drogę krzyżową dla bezdomnych. Podkreśla wartość religijną również Biegu do Pustego Grobu. – To nie jest bez znaczenia. Bieg dokładnie ilustruje nasze życie, tak jak zawodnicy na trasie przeżywają słabości i je pokonują, tak też jako ludzie słabi i grzeszni podnosimy się po swoich upadkach i chcemy być lepsi.

Kochanowicz zrobiła show

Izabela Kochanowicz biegła po raz drugi. Jest znana w mieście m.in. ze swojej działalności w Nowosolskiej Paczce. Na trasie miała koszulkę z napisem „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”. Prócz tego m.in. różową spódniczkę jak u bajkowej księżniczki.

– To hasło to twoja dewiza życiowa?

– Ubrałam tę koszulkę, bo co się nie dobiega, to się dowygląda (śmiech). Ale rzeczywiście, najważniejsze to stanąć na starcie i minąć linię mety. Nie zawsze liczy się dobry czas i miejsce na pudle. Każdy dzień jest jakąś walką, a ja chciałam pokazać, że każdy może spełniać swoje marzenia. Wystarczy chcieć. To bieg, podczas którego znikają pewne granice. Ja jestem z tych spacerujących biegaczy i wiem, że tych z przodu nie dogonię. Dla mnie liczy się niesamowita atmosfera. Wszyscy byli uśmiechnięci, a ja – tak jak obiecałam – zrobiłam show swoim strojem. Niesamowite jest to, że podczas biegu, odkąd pamiętam, zawsze wychodzi słońce.

JEŻELI CHCESZ PRZECZYTAĆ CAŁOŚĆ ARTYKUŁU, KUP E-WYDANIE NASZEJ GAZETY

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content