Do Nowej Soli przyjedzie Koszarek [ROZMOWA]

– Uznałem, że może fajnie byłoby pokazać dzieciom, które zaczynają przygodę z koszem, że w oddali jest cel, jaki powinien przyświecać każdemu sportowcowi – koszulka z orłem na piersi i gra w reprezentacji – mówi Grzegorz Potęga, prezes Lubuskiego Związku Koszykówki, organizator turnieju, który odbędzie się 14 października w hali „Elektryka”. Dzieciaki spotkają się m.in. z Łukaszem Koszarkiem, legendą polskiego basketu, w ramach realizacji projektu „Koszykówka w biało-czerwonych barwach – być reprezentantem kraju”

Mateusz Pojnar: Jak zrodził się pomysł takiego turnieju?

Grzegorz Potęga: Urząd marszałkowski ogłosił duży projekt związany z Lubuskimi Niepodległościowymi Inicjatywami Młodzieżowymi. Chodziło o to, żeby w sposób niekonwencjonalny zaktywizować młodych ludzi do takiego nietradycyjnego obchodzenia 100-lecia niepodległości. Chcemy pokazać, że tę niepodległość można świętować w inny, nowatorski sposób.

W tej inicjatywie był pakiet różnych płaszczyzn, na których można realizować projekty – w tym ta sportowa. Na co dzień pasjonuję się koszykówką, uznałem, że może fajnie byłoby pokazać dzieciom, które zaczynają przygodę z koszem, że w oddali jest cel, jaki powinien przyświecać każdemu sportowcowi – koszulka z orłem na piersi i gra w reprezentacji.

Projekt został przyjęty bez żadnej uwagi, wypadł dobrze i dostaliśmy dotację w wysokości 10 tys. zł.

Ilu zawodników weźmie udział w turnieju? Jakie to będą kategorie wiekowe?

Adresujemy te zawody do dzieci w wieku 12-13 lat, czyli do młodzików młodszych – tak naprawdę to jest minikoszykówka. Mamy nadzieję na udział sześciu drużyn z terenu województwa. Start zaplanowaliśmy na 10.00. Duże znaczenie miało dla mnie to, że jest w Lubuskiem sporo zawodników w tym przedziale wiekowym. Mamy nadzieję, że za – powiedzmy – pięć lat, kiedy przejdą całą drabinkę młodzieżową, zostanie ich w sporcie najwięcej z ostatnich roczników. Wiadomo, że im dalej w las, tym jest trudniej – dochodzą obciążenia, częstsze treningi, rodzice wybierają im inną drogę, a nam – trenerom i działaczom – marzy się, żeby grali możliwie jak najdłużej.

Szykujecie też inne atrakcje dla dzieciaków.

Dużą będzie na pewno możliwość spotkania z Łukaszem Koszarkiem, Michałem Sokołowskim i być może Przemkiem Zamojskim, reprezentantami Polski. Przyjedzie też Arek Miłoszewski, który jest drugim trenerem seniorskiej reprezentacji Polski i oczywiście pracuje również w Stelmecie, a w koszykówkę grał całe życie.

To będzie taki dodatkowy panel związany ze spotkaniami, ale oni pokażą też dzieciom ćwiczenia, które pomogą im w lepszym rozwoju sportowym, potrenują razem z nimi.

Koszykarska młodzież jest ci bliska, to nie jest tak, że w Lubuskiem jest tylko Stelmet. Chcecie namawiać dzieci do uprawiania basketu. Taki turniej jest elementem tych starań?

Tak, ale oczywiście nie jedynym. Jeśli chodzi o Nową Sól, w przyszłym roku na pewno będziemy robić czwartą edycję Memoriału im. Romana Terlikowskiego. To ciekawa, ważna inicjatywa. W maju kończą się rozgrywki w minikoszykówce i to jest finałowy wojewódzki turniej. Postać Romana Terlikowskiego jest nietuzinkowa w kontekście naszego sportu.

To człowiek, któremu nowosolska koszykówka rzeczywiście wiele zawdzięcza. Twoim zdaniem w Nowej Soli widzimy rozwój tego sportu?

Romek na końcu swojej drogi był ciągle trenerem w UKS SKM. To jedyny klub koszykówki młodzieżowej na terenie nie tylko miasta, ale i powiatu nowosolskiego. Trzymam kciuki, żeby dalej się rozwijał, a organizacja takich turniejów jak ten może w tym tylko pomóc.

Już sześć lat jesteś prezesem Lubuskiego Związku Koszykówki. Co wymieniłbyś jako swoje dwa największe sukcesy? Jednym z nich jest rozwój koszykówki młodzieżowej?

Wiesz, prezes może sobie coś na papierze nakreślić, ale życie to weryfikuje. Z tymi sześcioma laty zbiegł się boom na koszykówkę w Zielonej Górze – podkreślam jednocześnie, że absolutnie nie przypisuję sobie tej zasługi, to jest praca rzeszy osób. Zaczęliśmy się liczyć – nie tylko, jeśli chodzi o seniorów – na podwórku krajowym. Dla nas sukcesem wcześniej było to, że byliśmy w najwyższej klasie rozgrywkowej, teraz to jest naturalne i wszyscy chcą co rok medali, najlepiej złotych. Dla mnie sześć medali zielonogórzan w ostatnich latach to coś bardzo pozytywnego – nie tylko dla lubuskiej koszykówki, o czym nawet nie śniłem, kiedy zostawałem prezesem.

Po drugie, korzystne jest w województwie to, że w Zielonej Górze jest basket męski, a w Gorzowie żeński. W koszykówce poukładało się to dobrze, nie ma konfliktu, który tak często polaryzuje te miasta w innych dziedzinach.

Trzecia rzecz to jest to, o czym mówisz – koszykówka młodzieżowa. Dla nas, dla związku, zasadniczą kwestią było doprowadzenie do tego, żebyśmy mieli własne rozgrywki, nawet w najniższej kategorii wieku. To jest paradoks: mimo że basket po żużlu jest najpopularniejszy w Lubuskiem, nie jest wcale sportem licznym, uprawianym przez wielu adeptów. Brakuje też bazy, trenerów. I dlatego staraliśmy i dalej staramy się to rozwijać, wykorzystać dobrą passę lokalnej koszykówki. Pojawiło się u nas sporo nowych klubów, na III Memoriale Romana Terlikowskiego było osiem ekip. Tym się cieszymy najbardziej – powstaniem nowych ośrodków.

Poza tym w koszykówce młodzieżowej mamy piękne sukcesy – klub AZS AJP Gorzów w koszykówce żeńskiej jest od czterech lat najlepiej szkolącym dziewczynki klubem w Polsce i wręcz seriami zdobywa medale MP. Swój solidny poziom trzymają chłopcy w SKM Zastal Zielona Góra, a młodzi zawodnicy z Chromika Żary z rocznika 1999 w młodziku i kadecie zdobyli Mistrza Polski; w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży też zdobyliśmy złoty medal dla Lubuskiego.

Jesteś też członkiem zarządu Polskiego Związku Koszykówki. Jak to realnie pomaga lokalnemu basketowi? I jakie są twoje dalsze cele?

Czteroletnia kadencja zarządu mija za miesiąc. Trzeba to podkreślić: to najważniejszy podmiot zarządzający polskim basketem, tam są rozdawane karty. Dla mnie te cztery lata były dużą nauką. Mam satysfakcję, że dobrze wykorzystaliśmy ten czas pracując właśnie w sposób szczególny na rzecz koszykówki młodzieżowej.

Zobrazuję to tak: zaczynaliśmy z dotacją z Ministerstwa Sportu w okolicach 1 mln zł na każdy z dwóch większych projektów adresowanych do dzieci i młodzieży w kraju. Po czterech latach rozwoju jeden z nich kończymy na 3 mln dotacji, a drugi – z 6-milionowym budżetem. To pokazuje zastrzyk strukturalny dla koszykówki młodzieżowej, kluby są największym beneficjentem. Zresztą m.in. UKS SKM wdraża projekt „SMOK” w Bytomiu Odrzańskim.

To oczywiście tylko jeden przykład, ale mam nadzieję, że dobitnie podkreślający dobrą pracę na rzecz koszykówki w kraju w minionych czterech latach. Poza tym warto zauważyć, że sporo imprez mistrzowskich odbyło się na Ziemi Lubuskiej, mamy trenerów kadr narodowych, zwiększyliśmy obecność w strukturze sędziowsko-komisarskiej. Jest bezpośredni kontakt z centralą – to ważne ze względu na wiele płaszczyzn współdziałania.

Takim marzeniem i celem na przyszłość jest to, żeby ponownie przedstawiciel Lubuskiego znalazł się w zarządzie i mógł tam lobbować w naszych sprawach. Różne wyzwania przede mną, zobaczymy, jak życie się poukłada. Jednak koszykówka cały czas mnie kręci i cieszę się nią.

Na koniec: jak zachęciłbyś młodych ludzi do tego, żeby zaczęli trenować koszykówkę?

Kiedyś w jednym z programów telewizyjnych dziennikarz zadał mi pytanie na zasadzie: jaki jest pana ulubiony sport? Odpowiedziałem, że właśnie koszykówka, bo ta dyscyplina skupia w sobie mnóstwo rzeczy, które są w innych sportach. Jaką ma przewagę? Ona opiera się na tym, że jest niezwykle dynamiczna, wymaga od zawodnika rewelacyjnej koordynacji ruchowej. Dodatkowo – oczywiście z całym szacunkiem do innych dyscyplin – trzeba na koszykarskim parkiecie efektywnie wykazywać się swoją inteligencją.

Poza tym jest to gra bardzo różnorodna i atrakcyjna dla widza. W każdym meczu wpada mnóstwo punktów o różnych wartościach. 15 lat temu patrzyliśmy na NBA i przecieraliśmy oczy ze zdumienia, że ktoś rzuca w ostatniej sekundzie, trafia i cały wysiłek, cała przewaga rywali idzie na marne. Teraz koszykówka zmieniła się na tyle, że w ostatniej minucie spotkania przegrywa się i wygrywa mecz po trzy razy – jest takie tempo, tak błyskawicznie zmienia się scenariusz. Do końca nie można odpuszczać, a widzowie nie mogą się nudzić.

Wytrenowanie zawodników sięga w każdym elemencie tak niebotycznych granic, że wręcz trafiają z 10 metrów z zamkniętymi oczami, na zakończenie intensywnego meczu. To jest niesamowite w koszykówce. Ten element nieprzewidywalności. Zdecydowanie zachęcam dzieci, żeby spróbowały tego sportu.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content