Wenta: Świat jest zbudowany brutalnie [ROZMOWA]

– W polityce jest trudniej, bo sport ma pewne reguły gry. Spotykamy się na boisku, mamy 60 minut gry otoczonej regułami. Istnieje koniec i początek. Kiedy ktoś wygra, to się mu gratuluje i przygotowuje do kolejnego meczu. W polityce też pewne reguły istnieją, ale – nazwijmy to – są przestrzegane w sposób zbyt elastyczny. I czasami to jest frustrujące – mówi w ekskluzywnej rozmowie z „TK” Bogdan Wenta, europoseł, kiedyś zawodnik i trener reprezentacji piłki ręcznej

– To jedna z najważniejszych postaci polskiego szczypiorniaka – nie ma wątpliwości Bronisław Maly, nowosolski radny, prezes Lubuskiego Związku Piłki Ręcznej. Wenta to autor największych sukcesów reprezentacji Polski w jej ostatniej historii.

W ub. tygodniu Bogdan Wenta odwiedził Nową Sól. Był m.in. w hali przy ul. Botanicznej, gdzie grają na co dzień szczypiorniści Astry. Dostał pamiątki odnoszące się do przeszłości nowosolskiej i lubuskiej piłki ręcznej.

W spotkaniu uczestniczyli m.in. prezydent Wadim Tyszkiewicz, ale i Bronisław Maly, Zbigniew Malaczewski czy Marian Wasielewicz – ludzie związani z nowosolskim szczypiorniakiem od lat.

***

Mateusz Pojnar: Skąd pomysł przyjazdu do Nowej Soli?

Bogdan Wenta: Nawiązałem kontakt z prezydentem Tyszkiewiczem. Po pierwsze, przyjechałem po dobre porady, bo startuję na prezydenta Kielc w wyborach samorządowych.

I co pan usłyszał?

Pochodzę ze świata sportu, z gry zespołowej. Nasze spotkanie z prezydentem potwierdziło to, że w samorządzie wspólna praca jest ważna. Trzeba szanować mieszkańców, być cierpliwym i razem z nimi być odpowiedzialnym za losy miasta. I to chyba jest największym sukcesem pana prezydenta i nowosolan. Nowa Sól miała w przeszłości sporo kłopotów, prezydent założył wiele lat temu pewną strategię i ona się sprawdziła.

Ważne jest dążenie do celu. Usłyszałem od prezydenta Tyszkiewicza słowa, które kojarzą się też ze sportem: „Musisz walczyć. Jeżeli walczysz, to możesz przegrać. Jeżeli nie walczysz, to już przegrałeś”. To wszystko nas uczy.

Sukcesy, czyli to, co widać u was dookoła, plus inwestycje, które są planowane – np. jeśli chodzi o infrastrukturę sportową – robią wrażenie. To tylko potwierdza dobry kierunek.

Mam też nadzieję, że moje doświadczenia – najpierw zbierane przez mnie jako młodego chłopaka trenującego piłkę ręczną, później przez okres kariery zawodniczej, trenerskiej i menedżerskiej – mogą się sprawdzić w samorządzie, przydać się.

Ale wymiar odpowiedzialności w samorządzie jest bez wątpienia większy niż w przypadku nawet prowadzenia reprezentacji Polski. Od wielu miesięcy prosiłem prezydenta Tyszkiewicza o możliwość spotkania. Udało się. Ukradłem mu dwie godziny i to był dobrze spożytkowany czas.

A jak panu się podoba w Nowej Soli?

Tak jak już mówiłem wcześniej, podoba mi się pomysł używania określenia „aglomeracja”, czyli miasto Nowa Sól połączone więziami z sąsiednimi gminami. Najważniejszy organ nie może być sam, musi mieć powiązania. Tak jak w sporcie – zespół ma swoje gwiazdy (miasto), ale one wymagają też innych zawodników (gminy ościenne), żeby cała drużyna mogła przeżyć, a jednocześnie odnosić jakieś sukcesy.

Ta strategia od wielu lat w Nowej Soli się sprawdza i sądzę, że to doceniają sami mieszkańcy. To jest nauka płynąca od prezydenta: mimo różnic, które na co dzień są między ludźmi, mimo różnic, jeśli chodzi o to, w co wierzymy – wspólny cel daje jedność. I ta jedność w dążeniu do celu to moim zdaniem największy sukces, jaki pan prezydent osiągnął przez te lata.

Przejdźmy do sportu: czego pana nauczył i jakie są pana najważniejsze wspomnienia zawodnicze i trenerskie?

Nie mam najważniejszych. Każdy dzień był inny, mamy za mało czasu, żeby o tym opowiadać (śmiech).

Sport uczy przede wszystkim szacunku i respektu. Najbardziej uczą zawsze porażki, nie zwycięstwa. Po wygranych masz wokół siebie bardzo dużo ludzi. Jak coś nie wyjdzie, jest pan sam.

Tego najbardziej uczy sport. Później to przekłada się na działalność społeczną czy biznesową – na tych niwach też się sprawdzałem, chociaż wielu o tym nie wie i o tym nie mówi.

Będąc zawodowcem poświęcałem się też pracy z dziećmi czy z osobami niepełnosprawnymi, bo wiem, że świat jest zbudowany brutalnie. Często widzimy tylko błysk medali, zapominając, że następnego dnia zaczyna się na nowo twarda rzeczywistość. Trzeba z dużym szacunkiem podchodzić do innych ludzi, do swoich mieszkańców, a co za tym idzie – do wyborców. Kluczem do sukcesu są ludzie.

W sporcie był pan fighterem, w polityce jest podobnie?

W polityce jest trudniej, bo sport ma pewne reguły gry. Spotykamy się – tak jak w przypadku piłki ręcznej – na boisku w hali, mamy 60 minut gry otoczonej regułami. Istnieje koniec i początek. Kiedy ktoś wygra, to się mu gratuluje i przygotowuje do kolejnego meczu.

W polityce też pewne reguły istnieją, ale – nazwijmy to – są przestrzegane w sposób zbyt elastyczny. I czasami to jest frustrujące. Codzienną odpowiedzią na politykę, jaka prowadzona jest w Warszawie, jest właśnie samorząd. To on jest tą rzeczą, która nas dotyczy na co dzień, która jest naprawdę blisko nas.

W samorządzie – o tym też usłyszałem od prezydenta – ważne jest poczucie, że możemy wspólnie coś zrobić. Nie jest to taka kwestia, że wyciągasz rękę i to dostajesz, ale też dzielisz się, znowuż – grasz zespołowo. Dla dobra otoczenia i społeczności.

Jeżeli spojrzymy kilkadziesiąt lat wstecz, na fabryki, które tu były, na dramatyczną dla Nowej Soli transformację ustrojową, na wielkie bezrobocie i porównamy to z tym, jak jest teraz, to praca pana Tyszkiewicza jest wzorem dla wielu samorządowców.

Codzienna polityka dla wielu jest nie do przyjęcia, dla niektórych do przyjęcia. Ale ten element samorządności, nawet przed naszą akcesją do Unii Europejskiej, jest najbardziej pozytywny i nawet inne państwa członkowskie nam tego zazdrościły, kiedy do Unii wchodziliśmy. Wiem, bo przebywałem wtedy za granicą.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content