Iść ich śladem, by zachować pamięć. Rocznica marszu śmierci młodych dziewczyn [REPORTAŻ]

Późnym popołudniem wyruszamy w sześć osób ze Sławy do wsi Cegłówko. Przytula się do niej rozległe pole z samotnym drzewem. Tyle zostało po dawnym podobozie koncentracyjnym z czasów II wojny światowej. Stąd 76 lat temu wyruszało 2000 młodych dziewczyn i kobiet w tzw. marsz śmierci. Ocalała tylko garstka

Nocujemy w ogrodzie Edyty i Piotra. Użyczają nam osłoniętego folią tarasu, koców, poduszek. Częstują pączkami i ciepłą herbatą. Włączają gazowy piecyk, dzięki niemu temperatura na tarasie podnosi się do 9 stopni.
Wędrujące z nami nastolatki wyjmują swoje szkolne zeszyty. Lekcje chcą zrobić, by jutro w marsz ruszyć z wolną głową.
Piecyk, jedzenie, ludzka życzliwość, ciepłe ubranie. Zupełnie inne okoliczności niż te, które miały więźniarki w marszu śmierci. Rozpoczął się w styczniu 1945 r. Wtedy szło 2000 słabych, zagłodzonych dziewcząt w wieku od 12 do dwudziestu kilku lat. Z odmrożonymi stopami, były poganiane śmiercią upadających po drodze towarzyszek.

Niedziela 24 stycznia

O poranku odwiedza nas nowosolanin Sławomir Jach. Nie jest pewien, jak się trzymamy po chłodzie nocy, więc przyjechał kilkadziesiąt kilometrów, żeby przywieźć nam gorącą jajecznicę, kanapki, herbatę, kawę.
Przed nami 25 km.
Dzisiaj dołączają do nas mieszkańcy Sławy. Jest ich około 30.
Ciekawi mnie grupa ludzi odzianych w neonowe seledynowe kamizelki z napisem Polanie. – Jesteśmy stowarzyszeniem lokalnych historyków. Mamy siedzibę w domu kultury w Kolsku. O corocznej wyprawie Marka Grzelki śladami dziewczyn idących w marszu śmierci dowiedzieliśmy się od kolegi. Napisałem do pana Grzelki. Zaprosił i jesteśmy – mówi Krzysztof Hojka ze Stowarzyszenia Grupa Eksploracyjna Polanie.
Od ub. roku mam wrażenie, że historia marszu śmierci i pomordowanych po drodze dziewcząt na terenie Sława – Spokojna – Stary Jaromierz – Kargowa jest powszechniej znana niż w Nowej Soli, w której istniała przecież filia obozu Gross-Rosen. Dzielę się tą myślą z Krzysztofem.
Hojka: – Wiesz co, kwestia ludzi i ich ciekawości miejsca, w którym żyją. Ja przypadkiem wyczytałem na tablicy ze spisem obozów koncentracyjnych w zamku Książ, że jeden z nich był w Sławie. Zaciekawiło mnie. Zacząłem szukać informacji. Później z kolegami uczestniczyliśmy w spotkaniu z lokalnym historykiem ze Sławy. Mówił m.in. o tym obozie. Wśród zaproszonych był syn pani, która ukryła jedną z dziewcząt, której udało się uciec. A w tym roku po raz pierwszy idziemy do Starego Jaromierza, w rocznicę rozstrzelania 41 więźniarek. Chcemy nawiązać współpracę z Jerzym Fabisiem, burmistrzem Kargowej, zaproponować pomoc w opiece nad obeliskiem upamiętniającym tamto wydarzenie.

Razem z nami idzie Elwira Zimny ze wsi Bagno. Rok temu udostępniła nam miejsce na namiot w swoim ogrodzie. Teraz postanowiła do nas dołączyć.
Zimny: – Historia działa się niemal pod moim domem. Pochodzę stąd. Mieszkam tu ponad 40 lat, a o marszu śmierci dowiedziałam się przez przypadek od was, bo potrzebowaliście miejsca na nocleg i trafiliście akurat do mnie. Nie uczą o tym w szkole. Ze zwykłego ludzkiego obowiązku, przyzwoitości powinniśmy tę pamięć podtrzymywać. Dopóki pamiętamy, one jakoś istnieją… Wiesz, że od ub. roku co jakiś czas podjeżdżam pod pomnik pomordowanych dziewczyn, sprzątam, zapalam znicz? Wczoraj też byłam. Zapomniałam grabek, więc grabiłam rękami. Byłoby mi wstyd, gdyby to miejsce było zaniedbane.

Idący obok Elwiry Piotr pochodzi z Dąbrówki Wlkp., mieszka w Szreniawie. W tym roku też postanowił dołączyć do pamiątkowego marszu Grzelki.
Piotr: – Temat obozów koncentracyjnych wiąże się z zakresem moich zainteresowań: okresem II wojny światowej i jednostkami Waffen SS, które pilnowały więzionych. Zacząłem zwiedzać wszystkie miejsca związane z Gross-Rosen. Spośród obozów koncentracyjnych to właśnie GR miał najwięcej filii. Choćby w Zielonej Górze, Ciosańcu, Sławie czy Nowej Soli, którą też odwiedziłem. Na terenie dawnego obozu jest szkoła – „Nitki”. W październiku zwiedzałem Gross-Rosen, ale skupiłem się głównie na temacie Riese, gdzie przymusowi pracownicy-więźniowie drążyli sztolnie. To w Kotlinie Kłodzkiej akurat i chodzi o miejscowości Włodarz i Sobótka. Temat obozu Gross-Rosen i marszu śmierci jest mi znany, ale na uroczystość burmistrza Fabisia w Starym Jaromierzu idę w tym roku po raz pierwszy. To kolejny istotny punkt na moim szlaku historycznych wędrówek.

Kilka kilometrów od Wilcza dołącza do nas Maciej Łakomy, pasjonat regionalnej historii. Odnalazł i odnowił miejsce, w którym leży jedna z zamordowanych dziewczyn.

Łakomy: – Po wymianie informacji z Markiem Grzelką dało się ustalić, ile tych dziewczyn padało po drodze, ale nie wiadomo było, gdzie leżą. To jedyne miejsce, o którym wiem na pewno, że leży tu jedna z nich. Do lat 80. było objęte opieką harcerzy z Hufca Ziemi Wałbrzyskiej. Później zniknęło. I dopiero ja kilka lat temu z powrotem je przywróciłem na podstawie informacji od burmistrza Fabisia. Pomyliłem się tylko półtora metra. Odnalazłem to miejsce po konwaliach, które zarastały je uprzednio. Postawiłem tablicę i odtworzyłem to miejsce pamięci.

Maciej zaproponował nam nocleg w Wilczu. Gdy jedliśmy ciepłą kolację przygotowaną przez jego żonę, przyjechał burmistrz Jerzy Fabiś, żeby nas przywitać, chwilę porozmawiać. Zaskoczył nas tym i wzruszył.

Poniedziałek 25 stycznia

W poniedziałek skończyliśmy naszą podróż pod obeliskiem w Starym Jaromierzu. Burmistrz – tak jak rok temu – zapewnił nam poczęstunek i gorące napoje.
I tam, w tym Starym Jaromierzu, pod obeliskiem w środku lasu przeżyłam najbardziej dojmującą chwilę tego naszego wędrowania, gdy Jerzy Fabiś opowiedział pokrótce historię rozstrzelania 41 kobiet: – Te dziewczęta znalazły się w Sławie, w Potrzebówku Górnym i Dolnym, w dwóch folwarkach. Było ich 2000. Z ewidencji oświęcimskiej zdjęto z numeru 70 001 do 72 000. Pewnie nie wszystkie przyjechały do Sławy, bo część już zginęła wcześniej. I w ciągu tych trzech miesięcy od października do 22 stycznia, kiedy nadszedł rozkaz ewakuacji, one pracowały w bardzo ciężkich zimowych warunkach. Kopały rowy przeciwczołgowe. Wycieńczone pracą, chorobami i wieloletnim pobytem w obozie, w pieszym marszu zostały ewakuowane z zamiarem dojścia do Dachau. Pierwsze rozstrzelanie nastąpiło w miejscowości Spokojna. O zgrozo – tak się ta miejscowość nazywa. Wyselekcjonowano 18 i szóstkami przemieszczano je do rowów, które same sobie wykopały. W drugiej szóstce szła Waleria Straussowa, Czeszka, która została postrzelona w obojczyk. Gdy Niemcy poszli po ostatnią szóstkę, wyczołgała się z rowu i schowała za sosnami. Później znalazła schronienie w stogu słomy. W kierunku Wijewa, bo do Wijewa stamtąd było jakieś 6-7 km w prostej linii. Z tego miejsca widać światła Wijewa. Wyselekcjonowano ją tak, jak resztę, bo była już słaba, nie mogła dalej iść. Jednak w tym stogu słomy przechowała się dwie noce i jeden dzień. W Wijewie, w rodzinie Marii Wojciech, uzyskała pomoc. Później także pomoc medyczną w szpitalu w Wolsztynie. I co ciekawe, mąż Marii – Wojciech, o rok starszy od Walerii – przebywał w tym czasie w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Wrócił stamtąd żywy, ważył 38 kg. Waleria Strauss wykurowała się w szpitalu, a jej zeznania stanowiły później w procesie norymberskim dowód przeciwko oprawcom. Po rozstrzelaniu tych 17 więźniarek reszta dziewcząt przemieszczała się przez Łupice, Świętno w kierunku Starego Jaromierza, gdzie zarządzono nocleg i postój. Po drodze ze Sławy jedna 20-latka została uderzona kolbą karabinu w głowę. Niemiec roztrzaskał jej czaszkę. I tam, w tym miejscu, jadąc przez Świętno, po lewej stronie jest krzyż i tabliczka informująca o tym wydarzeniu, na nowo oznaczona i pielęgnowana przez sołtysa Macieja Łakomego.

Florian Drzymała, naoczny świadek tamtych zdarzeń, wskazał miejsce pochówku, a w zasadzie zamaskowania zastrzelonych 41 dziewczyn, w tym 38 z Jaromierza. Tych już nie żywiono ziemniakami, które były dla więźniarek ugotowane w parowniku na postoju, tylko pod płotem je usadowiono. Później wpakowano na trzy furmanki i pod pretekstem wiezienia do szpitala – jak opowiada Drzymała, którego podejrzenie wzbudził fakt, że zamiast skręcić w prawo do Sulechowa, skręcili w lewo – wywieziono tu, do lasu, gdzie był rów melioracyjny. I do tego rowu zostały wrzucone po rozstrzelaniu po dwie-trzy i nakrywane szmatami, strzępami odzieży i śniegiem. Jak opisuje Florian Drzymała, one były oszalałe z przerażenia. Jedna z nich wskoczyła między spłoszone konie przy furmance. Drzymała trzymał te konie za uszy. Rzuciła się do ich tylnych nóg i złapała się za nie. Pomimo, że koń był spłoszony, nie zareagował, nie zabił tej dziewczyny. A Niemcy mieli problem w odciągnięciu jej w dwójkę, żeby ją w tym rowie melioracyjnym rozstrzelać. To jest miejsce najbardziej zbroczone krwią w XX wieku na ziemi kargowskiej. Dlatego naszą powinnością jest troska nie tylko o pamięć, ale i o promocję. I cieszę się, że na zasadzie kuli śnieżnej przybywa osób wrażliwych, przychodzących tu z własnej woli, bo przecież nikt tu nikomu nie kazał przyjechać. A jeszcze dołączyli nowosolanie z panem Markiem Grzelką na czele.

Gdy burmistrz Kargowej skończył, dostrzegłam dwóch żołnierzy, którzy repetują broń. Chcą salwą oddać honor dziewczynom.
Patrzę na nich i myślę o tej, która wskakuje między spłoszone konie wozu Drzymały. Uczepia się końskich nóg. Z rozpaczy, przerażenia, może ostatniego porywu nadziei. Bo do koni kto ośmieli się strzelać? Koni żal. Potrzebne są. Nie to co dziewczyny z odmrożonymi nogami. Dziewczyna krzyczy. Dwóch Niemców próbuje złapać ją za ręce, żeby odwlec z dala od koni. Koni szkoda. W końcu dowlekają ją nad rów, repetują broń…

Za moimi plecami rozlega się salwa. I kolejna.

Więc tak brzmiała tamta śmierć? Najpierw potworny huk. Później jej chude ciało wpadające do rowu.

76 lat później słucham jej historii. I nie mogę nie widzieć sercem matki tej przerażonej dziewczynki w wieku moich córek. Rozbrzmiewa mi za plecami tamta przeklęta salwa. I wtedy to serce matki mi pęka.

Wtorek 26 stycznia

W 76. rocznicę wyruszenia więźniarek z Gross-Rosen Neusalz w marsz śmierci pod tablicą pamiątkową na terenie „Nitek” prezydent Nowej Soli Jacek Milewski, wiceprezydent Natalia Walewska-Wojciechowska, przewodniczący rady Andrzej Petreczko i dyrektor Muzeum Miejskiego Tomasz Andrzejewski oddali dziewczynom hołd i złożyli kwiaty.
Później to miejsce odwiedzili też mieszkańcy Nowej Soli, którzy pamiętają o dziewczętach z Gross-Rosen.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content