Jak gmina z buciorami weszła we własność mieszkańców

– Wchodzą mi blisko 3 metry w podwórko, więc muszę wyciąć drzewo, rozwalić szopę, przestawić dzieciom jedyny plac zabaw. Ciekawe, czy wójt Izabela Bojko byłaby taka mądra, gdyby jej tak wejść z buciorami na posesję? – pyta młody przyborowianin Kamil Kusa. Mieszkańcy kilku ulic są wściekli na gminę, że robiąc drogi publiczne zabrała tak dużo z ich dotychczasowej własności

W Przyborowie ruszyła inwestycja, która w całym kompleksie przewiduje rozbudowę nowych dróg z szerokimi chodnikami, odwodnieniem i oświetleniem na ulicach Strażackiej, Szkolnej, Leśnej, Długiej, Polnej, Kasztanowej, Łąkowej i Osiedlowej.

Wójt gminy wiejskiej Nowa Sól we wrześniu 2020 r. wysłała do starostwa powiatowego wniosek o wydanie decyzji zezwalającej na realizację inwestycji. Ta została wydana 14 grudnia. Na jej podstawie na własność gminy, która jest inwestorem, przeszły spore fragmenty kilkudziesięciu działek. Niektórzy mieszkańcy stracili lub za chwilę stracą duże kawałki własnych posesji, a także płoty, drzewa w ogrodach, skalniaki, które postawili, żeby upiększyć miejsca, gdzie żyją.

Zamiast radości z nowych dróg, w głosach wielu z nich słychać rozgoryczenie i złość, bo inwestor, czyli wójt gminy wiejskiej, według mieszkańców nie zachował się w porządku.

Chyba zrobią autostradę”

Kamil Kusa mieszka w domu na 5-arowej działce przy ul. Szkolnej. Ma dwójkę małych dzieci, dlatego przed domem stoi plac zabaw, na którym mogą się bawić. I drzewo, które daje latem cień.

Plac i drzewo są do rozbiórki.

– Wchodzą mi blisko 3 metry w podwórko, więc muszę wyciąć drzewo, rozwalić szopę, przestawić dzieciom plac zabaw. Tylko zastanawiam się gdzie, skoro zabierają mi około 1 ara działki? Nie bardzo widzę na to nowe miejsce – denerwuje się młody przyborowianin.

Znaczenie słupków pod inwestycję zaczęło się u niego na posesji jakieś trzy-cztery tygodnie temu. – Pracownicy firmy wykonującej pomiary weszli z buciorami jak do siebie i nikogo o nic nie pytali. Nie było mnie w domu, była moja narzeczona. Gdybym był, na pewno na to wszystko bym nie pozwolił. Ciekawe, czy wójt Izabela Bojko byłaby taka mądra, gdyby jej tak wejść z buciorami na posesję? – pyta retorycznie Kusa.

Po sąsiedzku z nim mieszka Jan Janik z rodziną. – Zgodziłbym się, gdyby zabrali ten metr czy półtora, tak jak to przedstawiano na jednym z zebrań wiejskich. Ale nie prawie po trzy metry! Jak ktoś, tak jak ja, jest przywiązany do ziemi, bo mieszka tu ponad 50 lat, to jak ma określić działanie inwestora – urzędu – racjonalnym? Proszę się rozejrzeć, droga przy naszych posesjach jest naprawdę bardzo szeroka, ale za chwilę to chyba zrobią autostradę – ironizuje mieszkaniec Przyborowa.

Jak robaczki, które można rozgnieść”

Blisko 1,5 ara ze swojej działki stracą Mirosław i Teresa Wilkowie z ul. Długiej. Będą musieli przestawić bramę wjazdową, ogrodzenie, rozebrać polbruk, przerobić zjazd do garażu.

– Ale powinniśmy się cieszyć, bo zyskamy nową drogę – ironizuje mieszkanka Przyborowa. I dodaje: – Wiedzieliśmy wcześniej, że może zostanie zabrany metr, ale nie aż tyle. Mało tego, wchodzą mi z inwestycją na szambo. Jak powiedziałam to urzędniczce, to była zdziwiona i powiedziała mi, że zanim wejdą z robotami, to trzeba byłoby sobie to szambo przestawić. Chwileczkę, to ja mam to zrobić? Pani stwierdziła, że tak, bo dostaniemy odszkodowanie, o którym na ten moment cisza. To co, może mam kredyt wziąć na to? Ale tak to jest, jak wszystko się robi po mapkach, a nie przychodzi porozmawiać z człowiekiem, który traci swoją ziemię. Takiej zwykłej rozmowy nie było. Jeździłam do gminy, dzwoniłam, żeby się czegoś dowiedzieć. Nigdzie nie można wejść, z nikim porozmawiać. Po to też mamy swoich radnych, sołtysa, żeby choćby do nas przyszyli, zapytali, jak my na to patrzymy. Nikt nie przyszedł, każdy zasłania się pandemią, bo tak jest wygodnie – denerwuje się Teresa Wilk.

Wiele zastrzeżeń ma także Marta Laszczowska z ul. Leśnej. Wykonawca wszedł ok. 3 metry w głąb jej posesji wzdłuż 60 metrów drogi. Płot, który był wart ponad 10 tys. zł, drzewka, które jeszcze niedawno tam rosły – to już historia.

– Sprawa jest na tyle poważna, że powinny być wysyłane pisma do każdego z zainteresowanych szczegółowo informujące o realizowanej rozbudowie. Gmina powinna potraktować nas inaczej, a nie jak jakieś robaczki, które można rozgnieść. Nasze zdanie, obywateli, jest w ogóle nieistotne. Nikt się z nami nie liczy. Mam ogromny żal do pani wójt, na którą głosowałam, ale na ten moment moja opinia o niej zmieniła się całkowicie – denerwuje się przyborowianka.

Czy gra jest warta świeczki?”

O tym, że zostanie jej zabrana ziemia pod inwestycję, dowiedziała się od… pracownika firmy, która w listopadzie weszła na jej ogród.

– Dopiero w grudniu dostaliśmy pismo o wszczęciu postępowania w starostwie. Jeszcze później, już chyba po Bożym Narodzeniu, kolejne, że jest decyzja pozytywna z rygorem natychmiastowej wykonalności. Także w grudniu pracownik gminy od inwestycji – który z tego, co wiem, już nie pracuje – poradził mi, żeby zrobić zdjęcia, bo na tej podstawie rzeczoznawca dokona wyceny do odszkodowania. To jest w ogóle jakiś absurd, żeby rzeczoznawca wyceniał na podstawie fotografii – denerwuje się Marta Laszczowska.

Po pomoc zwróciła się do kancelarii prawnej, która specjalizuje się w wywłaszczeniach. – Mój dom został zakupiony na kredyt. Rozebrano mi 60 metrów płotu i w związku z tym, że jest wpis w hipotece i tam widnieje bank, to on zabierze całe odszkodowanie. I to rozumiem. Natomiast nie moją inicjatywą była budowa drogi i ja chcę mieć odtworzony płot taki, jaki miałam. Czy gmina mi to zapewni? Dlaczego bank ma otrzymać coś, co mogło być kupione za moje pieniądze? Na to w gminie nie uzyskałam odpowiedzi od urzędniczki, która zajmuje się inwestycją – podkreśla mieszkanka Przyborowa.

Dla niej to, co się teraz dzieje przed jej domem, jest tematem bardzo drażliwym. – Ja się cieszę, że jestem w pracy i nie muszę patrzeć, jak te koparki jeżdżą po naszych ogrodach. Rozumiem, jak buduje się autostrady albo drogi szybkiego ruchu, gdzie korzystają z tego setki tysięcy osób. Ale czy tu, u nas, praktycznie w lesie, gra jest warta świeczki, żeby zabierać ludziom ziemię i tak bardzo ingerować w ich własność, żeby postawić drogę szerszą o chodnik? – pyta retorycznie Laszczowska.

Co na to gmina?

Zadzwoniłem do wicewójta Łukasz Kopija, który poprosił o przesłanie pytań mejlem.

Zapytałem, kiedy i w jaki sposób mieszkańcy byli konkretnie poinformowani o tym, co będzie się działo przy ich domach? Co w sytuacji, kiedy inwestycja wchodzi u niektórych w szamba? Kto ma zapłacić za ich przestawienie? Kiedy będą mogli otrzymać odszkodowania? I dlaczego rzeczoznawca został wybrany tak późno? Czy zgadza się z zarzutem, że ze strony gminy zabrakło właściwego dialogu?

Czekamy na odpowiedzi.

W piątek na sesji rady gminy o tę samą sprawę dopytywała Kopija radna Monika Ostrowska. – twierdził tylko tyle, że ludzie byli należycie informowani o całej inwestycji. Wyraziłam swoje zdziwienie, bo my jako radni nic na ten temat nie wiedzieliśmy – mówi Ostrowska.

Do tematu wrócimy.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content