Wieńcowa tradycja żniw

Dzieci przychodzą i podglądają, więc pokazujemy im, co i jak. M.in. wnuki interesują się robieniem wieńców – opowiadają o pracy przy tworzeniu dożynkowej ozdoby konotopianki

Mieszkańcy Konotopu od lat angażują się w tworzenie wieńca dożynkowego. Nie inaczej jest tym razem. W poprzednim tygodniu odwiedziliśmy panie, które w pocie czoła pracowały nad stworzeniem kolejnej imponującej ozdoby, która symbolizuje udane żniwa.

– W tym roku wieniec zaczęłyśmy robić w połowie czerwca. W tym okresie zaczynamy zwykle, bo najpierw na początku miesiąca trzeba jeźdźić zbierać kłosy. Jak już mają ładny złoty kolor i odpowiednią długość, to trzeba jeździć na pole i je ścinać – mówi sołtys Elżbieta Szymczak. – Na jednym spotkaniu spędzamy dwie-trzy godziny. Jest straszny upał i nie można siedzieć dłużej, bo jest gorąco. Gdyby policzyć cały czas, to wychodzi, że z miesiąc trzeba spędzić przy jednym wieńcu. W czerwcu spotkaliśmy się w sumie 20 razy, ale wieniec trzeba jeszcze dokończyć i ozdobić kwiatami – dodaje.

Do budowy, poza drutem w stelażu, nie używa się sztucznych materiałów. Konstrukcję owija się sznurkiem, a wieniec musi być zrobiony z czterech zbóż: pszenicy, jęczmienia, owsa i żyta. Do tego można jeszcze potem dodawać pszenżyto, proso, len i kwiaty.

– Kwiaty bierzemy z ogrodu. Muszą być świeże, zerwane dzień wcześniej. Poza zbożem i kwiatami do ozdabiania używamy jeszcze suszonych ziół i trawy. Zboże jest trochę słabe w tym roku. Jest lekkie, kłosy są prawie puste. Rolnicy będą mieli na pewno bardzo dużo strat, ale kolor jest naprawdę piękny. Co roku robiło się różne wieńce, ale najbardziej tradycyjny wzór układa się w koronę. W poprzednim roku nie robiliśmy typowego wieńca na stelażu, a mały wiklinowy kosz – mówiła dalej pani Elżbieta.

Tworzenie wieńców to tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie. – Kiedyś rolnicy po zakończeniu żniw dziękowali Bogu za chleb i robili coś na kształt wieńca – wyjaśnia Danuta Mierzwiak.

Część pań nauczyła się robić wieńce w szkole, część poznała te umiejętności samemu, jeszcze inne – podczas podobnych spotkań. Sołtys robiła swój pierwszy wieniec osiem lat temu w wieku 60 lat, a wydarzyło się to w tym samym miejscu, czyli w jej garażu. Wcześniej zdarzało jej się pleść wianki na głowach dzieci.
– Robimy wieniec w garażu, bo jest duży i nie zmieściłby się w innym pomieszczeniu. Będzie miał 1,5 na 2 metry, waga wyniesie 50 kilogramów lub więcej. W garażu jest też miejsce na składowanie zboża – wyjaśnia pani Elżbieta. – Co ciekawe, kilkoro dzieci, w tym nasze wnuki, przychodzi i podglądają naszą pracę – dodaje.

Rolnicy bez problemów pozwalają paniom zrywać tyle kłosów zbóż, ile potrzebują, dlatego cały koszt wykonania ozdoby to po prostu fizyczna praca pań. Stelaż robią mężczyźni, którzy należą do rady sołeckiej.

– Na tegoroczne dożynki szykujemy wieniec, ale także stoisko z rękodziełem. Każda z nas robi w domu różności z nici, wikliny, papieru lub innych materiałów. Z wieńca jesteśmy bardzo zadowolone. Trzeba też przyznać, że jedna osoba tego nie zrobi. Każda z nas jest odpowiedzialna za inny jego element – mówiły autorki wieńca.

Joanna Sokołowska
Damian Śliżewski

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content