Jeden mówi, drugi trąbi…

Hotelowej sprawy w Kożuchowie ciąg dalszy. Ci, którzy chcieli się dowiedzieć czegoś w tej kwestii podczas ubiegłotygodniowej sesji rady miejskiej, za dużo się nie dowiedzieli, bo burmistrz stwierdził, że sprawę zamyka.

– Odbyło się spotkanie z przedsiębiorcą z Mirocina, chciał się spotkać. Przyjechał, zaproponował kupno hotelu. Po niskiej cenie, bez przetargu, nie przedstawił koncepcji funkcjonowania hotelu. Nie było żadnych argumentów, żeby można było dalej rozmawiać. Więcej na ten temat odpowiedzi nie będę udzielał – tak brzmiał początek sprawozdania z pracy burmistrza Kożuchowa Pawła Jagaska między sesjami, a które to sprawozdanie burmistrz Kożuchowa przedstawiał podczas ostatniej sesji rady miejskiej. Potem przeszedł do omówienia innych spraw, niejako sprawę hotelu słowami zasypując.

Nie da się ukryć, że po tym krótkim wytłumaczeniu sprawy hotelu, po minach kożuchowskich radnych przemknął szron zdziwienia. Wszak po naszej ubiegłotygodniowej publikacji chcieli sprawę hotelu mieć klarowną.

Przypomnijmy: kiedy radni oddawali w dzierżawę hotel przy stadionie prywatnemu inwestorowi, nie wiedzieli, że „w grze” był jeszcze jeden oferent, który chciał hotel kupić.

Wyszło jak wyszło. O tym, że był chętny na kupno hotelu przy stadionie, radni dowiedzieli się z Tygodnika Krąg.

Nie sądzę, by burmistrz Jagasek miał jakiś tajny plan związany z hotelem, tak tajny, że nawet radni nie mogą go znać. Zapewne było, jak mówił: oferta kupna nie była do końca precyzyjna, że nawet nie było sensu zawracać sobie nią głowy. Ale niesmak pozostał, bo o tym fakcie burmistrz powinien jednak radę poinformować.
Radna Barbara Brzezińska skwitowała tę sytuację krótko: na przyszłość – skoro mamy podejmować decyzje, powinniśmy zawsze mieć pełną wiedzę.

I tu sprawa w sumie mogłaby się zamknąć. Ale to nie koniec.

Na ścianie obrad w kożuchowskim ratuszu jest namalowana taka oto scena. Mężczyzna z uniesioną w górę ręką czyta coś z kartki, obok mamy człowieka z mieczem za pasem, który dmie w trąbę, a za nim idą kolejni ludzie, z dzidami czy innymi pikami. Słowem: pewnie jest wezwanie do obrony miasta i się zbierają. Być może taka jedność ma przyświecać pracom kożuchowskiej rady.

Tymczasem sesje w Kożuchowie nie zawsze są wyrazem takiej jedności. Scena z obrazka zmienia się w taką: jeden mówi, drugi w tym czasie gra na trąbie. Ten, który mówi, mówi to kategorycznie, z ręką w górze, wręcz jak wyrok boski, ten, który w trąbę dmie, ma za pasem miecz, mówiącego zagłuszyć chce, a nawet nieco nastraszyć.

Tekst burmistrza, że nie zamierza więcej na ten temat rozmawiać, był taktycznym błędem. Wręcz przeciwnie, powinie dokładnie tę sprawę każdemu radnemu wyjaśnić, by nie został na tej decyzji ani cień wątpliwości. Jacek Niezgodzki od razu stwierdził, że burmistrz obraca teraz kota ogonem, bo się wszystko wydało. Kolejne pytania radnych były bez odpowiedzi: jaką cenę zaproponowano za hotel, a kiedy Andrzej Marek zapytał, jakie przychody będą z dzierżawy hotelu, bo nie był na poprzedniej sesji, usłyszał odpowiedź od burmistrza, że mógł być na sesji. M. Niezgodzki do tego wszystkiego jeszcze uderzył w dzwon patosu mówiąc: „mienie gminy to mienie mieszkańców, a nie pana prywatne”, na co burmistrz odparł „dlatego rozporządzam nim z korzyścią dla gminy”.

Sceny jak z obrazka na ścianie: jeden wyrokuje, drugi gra na trąbie. Do tego sporo wzajemnej kąśliwości, nieco opryskliwości, zdawkowe, niegrzeczne po prostu odpowiedzi, trochę jak przekomarzające się uczniaki. Inna sprawa, że podczas sprawozdania burmistrza nie wszyscy byli nim specjalnie zainteresowani, co potwierdzał nieustający bas szeptu męskiej dyskusji. Nie prościej wszystko jasno i klarownie wyjaśnić i faktycznie temat raz na zawsze zamknąć?

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content