Na szczęście nie zostałem burmistrzem

To była ostatnia sesja, w której uczestniczył K. Ponikwia. Postanowił pożegnać się z radnymi, wspomnieć trudne i zabawne chwile. Podziękował wszystkim obecnym radnym za 2,5 letnią współpracę.

–  Myślę, że nasze wzajemne relacje były dobre, poprawne. Ze swej strony nie odczuwam żadnych sytuacji, które byłyby konfliktowe. Cieszy mnie na pewno to, że mogłem służyć swoją pomocą. Całe życie uważam, że jestem doradcą. Ja się nie nadaję na wielkie zarządzanie. Mogłem doradzać mojemu burmistrzowi Pawłowi Jagaskowi oraz w dużej mierze państwu. Było to dla mnie zaszczytem i przyjemnością życia – zaczął sekretarz Ponikwia.

Podkreślił, że ma szczególny sentyment do kożuchowskiej sali obrad oraz do osób, które zasiadały w radzie w poprzednich kadencjach i są w niej obecnie.

Pierwszy kontakt z tą salą miał w 1974 r. – W tamtym systemie istniało tzw. kolegium wykroczeń i w tej właśnie sali mnie oskarżano, tu płaciłem mandaty. Nie za to, że byłem przestępcą, tylko był taki przepis, że nie można było mieć stołówki razem z przedszkolem, którą zakładałem w Radwanowie. Co roku mnie tu oskarżano, płaciłem określony mandat i później dalej to funkcjonowało i za rok sytuacja się powtarzała. Takie były czasy – wspomina K. Ponikwia.

Od 1984 r. na sali obrad przebywał już w charakterze radnego. Wówczas było ich łącznie 50. – Pamiętam swoje pierwsze przybycie. Siedziałem wtedy w kącie, gdzie dziś jest miejsce dla prasy. Bardzo miło wspominam z tamtego okresu drugiego przewodniczącego rady Zbyszka Paruszewskiego, któremu moim zdaniem wyrządzono na przełomie lat 1989/1990 wielką krzywdę, że wyeliminowano go z układu solidarnościowego i nie chciano za bardzo, żeby startował z komitetu obywatelskiego Solidarność. To było przykre, naprawdę. Dla mnie jest on człowiekiem-legendą. To osoba, która wiele dla Kożuchowa zrobiła, a mogła zrobić jeszcze więcej. Niestety dostał swego czasu tzw. wilczy bilet – opowiadał K. Ponikwia.

Sekretarz z większą przyjemnością powrócił do czasu, kiedy w latach 90. był jednym z niezależnych radnych. – Kiedyś zdarzyło się tak, że mój głos decydował o tym, kto będzie pierwszym burmistrzem. Ja byłem człowiekiem niezależnym, nie startowałem z żadnego komitetu, z żadnego ugrupowania i to było pocieszające. Muszę oddać sprawiedliwość opatrzności i mojej małżonce, że w 1992 r. nie zgodziłem się być burmistrzem. Cieszę się z tego, bo gdybym się zgodził, to albo bym do tej pory był burmistrzem i mieliby państwo może ze mną problemy, albo bym nie wytrzymał i znalazł się na ostatnim adresie zameldowania. Cieszę się, że taką decyzje wówczas podjąłem – śmiał się K. Ponikwia.

Sekretarz podziękował Henrykowi Zielińskiemu i Zdzisławowi Szukiełowiczowi – radnym, którzy  w 2002 r. dokonali wyboru K. Ponikwii na stanowisko, które jeszcze do końca maja będzie piastował.

 – W tamtym okresie sekretarza wybierała rada. I oni byli za tym, żebym pełnił tę funkcję. Praca jest fajna, dobrze płacą – żartował K. Ponikwia.
Na koniec życzył wszystkim radnym dokończenia kadencji, a tym, którzy będą startować, żeby wygrali następne wybory. – Nie rozstaję się z państwem w tym sensie, że nie będziecie mnie widywać. Nie chciałbym, żeby kiedykolwiek było tak, że jak spotkam kogoś z państwa na ulicy, to będziecie przechodzić na drugą jej stronę. Szczerze i serdecznie dziękuję za znakomitą współpracę. Jesteście grupą ciekawą, mobilną, taką która połączyła doświadczenie z młodością i wykorzystujcie to. Bądźcie razem, sprzeczajcie się, ale w sposób kulturalny i ludzki – dodał K. Ponikwia.
Anna Karasiewicz

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content