Okoliczne lasy toną w oponach

Skala problemu, z jakim boryka się gmina, ale też nadleśnictwo, jest olbrzymia. Nielegalnie działający oponiarze zasypują lasy i krzaki tysiącami zużytych opon. Burmistrz chce kupić mobilną kamerę i przyłapać ekozbrodniarzy na gorącym uczynku

Problem wyrzucanych w laskach w Kożuchowie opon nie jest nowy. W gminie według szacunkowych danych działa nielegalnie ponad 50 handlarzy oponami, którzy według naszych informacji sprowadzają je zza zachodniej granicy. Busy, które zjeżdżają do Kożuchowa, wypełnione są oponami, z których część nie nadaje się do sprzedaży. Lądują w lesie.

Jak twierdzi Sławomir Drozdek, członek zarządu powiatu nowosolskiego i mieszkaniec Kożuchowa, problem nasilił się po wprowadzeniu opłaty pod koniec 2016 r. za odbiór odpadów po oponach. Stawki za zużyte opony wynoszą: 1 zł za oponę motocyklową, 1,50 zł za oponę osobową oraz 6 zł za ciężarową. To zbyt dużo dla handlarzy oponami z Kożuchowa. Wolą pozostawić je pod osłoną nocy lub w biały dzień (jak donosi nasz Czytelnik) w lesie. Tutaj mierzą się z kosztem paliwa, pobrudzeniem sobie rąk. Na gorącym uczynku jeszcze nikt nie wpadł.

Henryk Dunas, radny powiatowy z Kożuchowa, podkreśla z kolei, że dziś i tak zniknął problem opon, które były do niedawna palone. – Skończyło się palenie, ale dziś trafiają niestety do lasu – mówi. Każdy ma związane ręce. Nikt nie przyłapał nikogo na gorącym uczynku. Gmina już niejednokrotnie sprzątała porzucone w lasach opony na własny koszt. Podobnie nadleśnictwo.

– My wywieziemy, a za chwilę pojawiają się nowe. Nie możemy brać na siebie tych kosztów – denerwuje się Paweł Jagasek, burmistrz Kożuchowa.

Postanowiliśmy przeprowadzić dziennikarskie dochodzenie. Ze względu na brak narzędzi, jakimi dysponują służby – policja czy straż miejska – zbyt wiele poza nagłośnieniem problemu nie możemy jednak zrobić.

O problemie z oponami poinformował nas niedawno jeden z mieszkańców osiedla po byłej jednostce wojskowej.

– Któregoś dnia zauważyłem na poligonie porozrzucane dookoła opony, które pochodzą prawdopodobnie z jakiegoś warsztatu powstałego w czyimś garażu czy stodole. Nie wiadomo, czy działającego na czarno, czy legalnie. Wielu ludzi zakłada takie warsztaty na wioskach. Zamiast utylizować, co kosztuje, wyrzucają do lasu – opowiada nasz rozmówca. Jego zdaniem opon w lasach jest coraz więcej i nikt ich nie sprząta.

– Na jednej ze ścieżek na terenie poligonu naliczyłem ponad 200 opon. Są wyrzucane hurtowo. Takie góry opon leżą przy dróżce co kilka metrów. Zrobił to prawdopodobnie ktoś, kto prowadzi wulkanizację i serwis opon używanych. Połowa wyrzuconych opon pochodzi z Niemiec – mówi mieszkaniec Kożuchowa.

Pojechaliśmy we wskazane przez niego miejsce. To, co zobaczyliśmy, było szokujące. Góry opon – również porzuconych niedawno – zalewały okoliczny lasek. Na jednej z nich widniał numer telefonu komórkowego.

Zadzwoniliśmy. Okazało się, że właścicielem numeru telefonu jest mieszkaniec Mirocina Średniego. – Rzeczywiście wymieniałem opony w wulkanizacji w Mirocinie Dolnym. Znajduje się ona na dużym skrzyżowaniu. Ale my zabraliśmy nasze stare opony i oddaliśmy je do USKOM – opowiada mężczyzna. Po chwili skontaktowaliśmy się z nim ponownie. Przypomniał sobie więcej szczegółów.

– Pamiętam, że pan z wulkanizacji zapisywał białą bądź żółtą kredą nasz numer telefonu na jednej z opon, ale nie na należącej do nas, tylko pierwszej z brzegu.

Nie czekając długo udaliśmy się do wskazanej przez mężczyznę wulkanizacji. To legalnie działająca firma. Na miejscu powitał nas Bogusław Nowecki. W mieszkaniu znajdowało się wiele słojów z ususzonymi grzybami. – Jestem miłośnikiem przyrody. Czy sądzi pani, że osoba, która tak często bywa w lesie na grzybach, mogłaby wyrzucić opony? – zaczął. – Sam niejednokrotnie zwracałem uwagę na pozostawione w lasach opony. Pomyślałem nawet sobie, żeby moje jakoś znaczyć, żeby nie było na mnie. A ludziom, którzy to robią sam bym ręce ucinał – mówi.

Zarzutowi, że jedna z opon pozostawionych w lesie trafiła tam z jego zakładu, stanowczo zaprzecza. – Nie ma takiej możliwości. Właściciel musiał wyrzucić. Dostał ode mnie opony i zostawił tu. Ja oddaje wszystkie opony klientom – uciął. Pan Bogusław udał się z nami na teren poligonu, żeby z bliska przyjrzeć się sprawie. Nadal jednak wykluczał możliwość, że te opony pochodzą z jego wulkanizacji.
Informacji próbowaliśmy zasięgnąć na czynnej 24 godziny na dobę stacji benzynowej, która znajduje się w sąsiedztwie opisywanego miejsca.

Zauważyliśmy zamontowaną na jednej ze ścian kamerę. Zapytaliśmy pracującego tam mężczyznę, czy możemy przejrzeć monitoring. – Kamera nie obejmuje drogi. Poza tym ja nie wiem, kto może to wyrzucać. Tutaj codziennie przejeżdża bardzo dużo samochodów. Busy też jeżdżą i wieczorem, i w dzień. Ludzie urządzili sobie tu skróty.

Wróciliśmy do wulkanizacji pana Bogusława. Po drodze zatrzymaliśmy się w kolejnym miejscu, gdzie porzucone są opony. Ułożone były w dwie piramidy. Łącznie znajdowało się tam kilkanaście sztuk. Na oponach kredą wypisane były marki samochodów. – To niemieckie opony. Nie nadają się już do użycia – ocenił.

Jak informuje burmistrz Kożuchowa, gmina nie zamierza pozostawić problemu opon bez rozwiązania. – Szefowa wydziału środowiska jest w tej chwili na urlopie. Jak tylko wróci, chcemy zorganizować spotkanie z osobami, które zajmują się procederem zwożenia opon i powiedzieć im, jak duży problem to stanowi. W większości tereny, gdzie wyrzucane są opony, należą do nadleśnictwa lub agencji rolnej. Wysyłamy im pisma, żeby to sprzątali, bo sami nie jesteśmy w stanie ponosić takich kosztów. Sytuacja jest dramatyczna na terenie naprzeciwko USKOM. Nasza gmina to nie śmietnisko, żebyśmy mogli to wszystko zwozić – mówi P. Jagasek. Dodaje też, że dopóki nie złapie kogoś za rękę, to nie da się nic zrobić.

– Nie ma nigdzie w Kożuchowie zarejestrowanej firmy, która przywozi z Niemiec opony i sprzedaje. Jest tylko hurtownia sprzedaży – jedna czy dwie. Ale jeśli ktoś jest zarejestrowany, prowadzi poważną działalność, to nie wyrzuca opon, tylko je utylizuje – podkreśla burmistrz Jagasek. Jego zdaniem walka z oponiarzami, którzy zatruwają środowisko, to na dziś walka z wiatrakami. – Nawet jakbyśmy próbowali te opony zbierać i sprzedawać firmom, które je później przerabiają, to do każdej opony musielibyśmy dodawać po 2 zł. To mamy je zbierać po lasach i płacić za to, żeby ktoś je od nas zabrał ? – denerwuje się P. Jagasek, ale jednocześnie ma pewien pomysł na rozwiązanie problemu. – Gmina planuje zakup przenośnej kamery, która będzie umieszczana na drzewach w punktach newralgicznych, na wjazdach do lasu. I będziemy próbowali wyłapywać w ten sposób delikwentów.

Wagę problemu dostrzega również Nadleśnictwo Nowa Sól. Przedstawiciele lasów rozmawiali już w tej sprawie z Marią Rudkiewicz z urzędu miejskiego w Kożuchowie, policjantami, a także strażnikami miejskimi. – Problem w głównej mierze dotyczy Leśnictwa Mirocin. Przypadki takich „oponiarskich” dzikich wysypisk dotknęły także Leśnictwa Nowa Sól i Książ. Proceder ten szczególnie mocno widoczny jest w lasach położonych nieopodal Kożuchowa. Mimo częstszych patroli nastawionych na kontrolę najbardziej zagrożonych terenów, sprawców trudno jest przyłapać na gorącym uczynku. Nasi leśniczowie są szczególnie mocno uwrażliwieni na temat śmieci w lesie – mówi Beata Kątna z nowosolskiego nadleśnictwa. Dodaje, że każdy przypadek zlokalizowania dzikiego wysypiska jest zgłaszany i traktowany jako priorytetowy.

– Śmieci staramy się usunąć najszybciej, jak jest to możliwe, aby nie kłuły w oczy nie tylko nas ludzi, jednak przede wszystkim nie mogą stanowić zagrożenia dla przyrody. Koszt usunięcia jednego takiego wysypiska w Leśnictwie Mirocin wyniósł blisko 5,5 tys. zł. W ramach przeciwdziałania tworzeniu dzikich wysypisk planujemy wspólne patrole straży leśnej wraz z kożuchowskimi policjantami i strażnikami miejskimi – dodaje B. Kątna.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content