Aby nie było gorzej

Urodziłam się we wsi Świerże 14 lutego 1926 roku. W domu byłam do 14. roku życia, potem Niemcy łapali na przymusowe roboty. Kryliśmy się po różnych łąkach. Gdy nas złapali i wywieźli do Lublina byliśmy w łagrach. Zaczęli nas sortować i dali tabliczki z numerem, zbadał nas niemiecki lekarz. W tym obozie spędziłam tydzień.

Podczas wojny przeżyłam bombardowanie, chowanie się po lasach, kto mógł, to uciekał. Potem wieźli nas pociągiem. Dotarłam do Berlina. Pracowałam także nad morzem, w pensjonacie, ale to było tylko sezonowo. Przenieśli nas na wyspę Rügen, tam byłam do końca wojny. Zajmowałam się też pracą w kuchni. W Niemczech poznałam swojego męża i urodziłam pierwsze dziecko.

Pod koniec wojny zostaliśmy wyzwoleni – dokładnie 8 maja. Dali nam wybór: albo wracamy do Polski, albo jedziemy na Sybir. Musieliśmy wracać. Staliśmy cały dzień na dworze, bo Rosjanie zabrali nam dokumenty. Trzy albo cztery tygodnie szliśmy pieszo do kraju. Długo trwało, zanim znaleźliśmy swoje miejsce. Tułałam się, mieszkałam u różnych ludzi w różnych miejscach.

W Nowej Soli poszłam pracować z mężem do Odry, by zarobić parę groszy, a gdy choroba przyszła, poszłam na rentę.

Jak już byliśmy na swoim, trzymałam świnie, kury, kozy, miałam działkę i pracowałam. Z mężem wychowałam piątkę dzieci w jednym pokoju z kuchnią.

Zimą zawsze brałam dzieci, sąsiadka też i jeździliśmy na sankach na kaczej górce. Musieliśmy zbierać szyszki na opał, bo nie było niczego innego. Zawsze sobie powtarzałam „aby nie było gorzej”.

Niedawno zostałam zaproszona do Berlina przez Fundację Polsko-Niemieckie Pojednanie, żeby opowiedzieć swoją historię.

Stanisławę Lorych
wysłuchała
Aleksandra Gembiak

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content