Koty giną w męczarniach

Zaczęło się od wysłanego do nas w środku poprzedniego tygodnia nagrania. Na krótkim filmie, który krąży po Facebooku na profilach nie tylko zaangażowanych w obronę zwierząt wolontariuszy, widać kota w ataku konwulsji.

– W piątek 9 czerwca rozmawiałam z sąsiadem z mojej alejki. Opowiedział, że kot, który przychodził na jego działkę, dostał silnych drgawek i zdechł. Kolejnego dnia córka z zięciem zauważyli, że na nasz ogród przyszły trzy z normalnie pokazujących się czterech kotów wolno żyjących, które szczególnie zimą dokarmiany – opowiada nam Iwona Jamroszczyk, działkowiec z ogrodów im. F. Chopina, znajdujących się pomiędzy Parkiem Krasnala II a Wodnym Światem. – Znaleźli go. Trząsł się strasznie, więc szybko zawieźliśmy go do przychodni weterynaryjnej – dodaje pani Iwona, autorka wiadomości z nagraniem.

Weterynarz nie mógł wiele zrobić. Po około godzinnej akcji polecił zwierzę zabrać, otulić czymś, położyć, zostawić przy nim wodę i czekać… – Nie minął kwadrans i było po wszystkim. Upewniłam się, że kot nie żyje i zakopaliśmy go na działce – wspomina I. Jamroszczyk.

Adam Michalski, weterynarz, nie ma wątpliwości, że zwierzę otruto i skazano na wyjątkowe cierpienie. – To było bardzo silne zatrucie. Ostatni raz spotkałem się z czymś takim kilkanaście lat temu, na początku swojej pracy i też był to kot otruty na terenie ogrodów działkowych. Trudno powiedzieć bez badań, co wywołało taki atak, ale najpewniej jakiś środek z grupy fosforoorganicznych lub karbaminianów, które są składnikiem środków ochrony roślin przed ślimakami i owadami. Na pewno nie trutka na szczury, bo ta sztucznie wywołuje hemofilię – wyjaśnia weterynarz.

– Zabicie kota w taki sposób, jak to miało miejsce w poprzednią sobotę, to skazanie zwierzęcia na jeden z najgorszych rodzajów śmierci. Zwierzę odczuwa ekstremalne cierpienie. To porównywalne do trucia gazem ludzi w Syrii. Na ratunek zwykle jest już za późno – dodaje poruszony A. Michalski.

Jedni dokarmiają, drudzy trują

W poprzednim roku w miesiącach marzec i kwiecień na działkach im. F. Chopina otruto cztery koty. Sprawę zgłoszono wówczas straży miejskiej, padłe zwierzęta oglądał weterynarz. Również tym razem liczba zabitych zwierząt może być większa.
– Znajomi z działek powiedzieli, że na ich ogród też przyszedł kot, który dostał drgawek. Próbowali go złapać, ale uciekł i od tamtej pory go nie widzieli – mówi pani Iwona.

Gdy spotkaliśmy się na terenie ogrodów, dołączyli do nas też inni działkowcy. – To było w lutym tego roku. Ja tego kota nie dokarmiałem, on u sąsiada zawsze się pojawiał, a ktoś zwierzaka zabił i za tylną łapkę powiesił na moim drzewku. Dzięki kotom nie ma tu myszy, szczurów, nornic. Jak tak dalej pójdzie, gryzonie znów zalęgną się na działkach, bo kotów coraz mniej – uważa Wiesław Ankutowicz.

Kot z 9 czerwca przyszedł na ogród Janusza Karapczyńskiego. – Ten zdechł, ale był też drugi. Musiał zjeść mniej trutki, trzęsła mu się jedna łapka, ale przeżył, bo widzieliśmy go na drugi dzień. Z przeszłości znam przypadki przebijania kotów widłami – opowiada pan Jan.
– Palców obu rąk by mi zbrakło, jakbym miał wyliczyć wszystkie koty, które kojarzyłem, a które ktoś przez lata tutaj zabił. Widziałem kota z urwanym ogonem, z obdartą ze skóry łapką po tym, jak zwierzę wpadło we wnyki. Straszne rzeczy… – wspomina Zenon Jędraszak.

Wśród działkowców od dawna trwa konflikt. Znaczna część z nich angażuje się w dokarmianie kotów wolno żyjących, inni odpowiadają na to w najgorszy możliwy sposób. Dodatkowo panią I. Jamroszczyk część z właścicieli ogrodów chce pozbawić prawa do jej działki.
– Mam apel straży miejskiej. Mam uchwałę miejską. Oba dokumenty nawołują do pomocy kotom wolno żyjącym. Mimo to niektórzy przeciw temu na różne sposoby protestują. Ja natomiast dołożę swoje zeznania do zawiadomienia do prokuratury, które jakiś czas temu złożyła już jedna pani. Jest tu jedna osoba, która wygrażała, że powybija wszystkie koty, a potem wystawiła pojemnik z mięsem i trutką. Wspomniana kobieta zaniosła to do urzędu miasta strażnikom i zgłosiła się na prokuraturę. Obawiam się tylko, że zaraz znów będę przedmiotem dyskusji na zarządzie ogrodów, gdzie podejmowane są próby pozbawienia mnie mojej działki. Zebrano kilkadziesiąt podpisów w tej sprawie… – mówi pani Iwona.

Wsparcie od obrońców zwierząt

Wolontariusze organizacji zajmujących się obroną zwierząt są oburzeni, ale nie zaskoczeni sytuacją. – Walczymy z tym od lat. Proceder trucia kotów nie dotyczy tylko Nowej Soli. Tłumaczymy, że podstawą jest rozsądna opieka nad zwierzętami, kastracja, sterylizacja, bo nie sztuką jest rozmnożyć zwierzęta i potem podrzucić je na działki, żeby mnożyły się dalej. Koty wolno żyjące są chronione prawem. Mają ważną rolę do spełnienia. Zadbane i wysterylizowane są tańszą metodą walki z gryzoniami niż środki chemiczne. Truciciele zobaczą skutki swoich działań, jak kotów będzie za mało – przestrzega Elżbieta Nowakowska z Nowosolskich Adopcji Zwierząt.

– A ludzie zamiast być wdzięcznym pani Iwonie, która wiele razy na własny koszy sterylizowała koty, chcą ją wyrzucić z działek. Nie zostawimy jej z tym i zorganizujemy prawnika – dodaje Edyta Straka, wolontariuszka NAZ i OTOZ Animals.

Na terenie ogrodów im. Chopina na tablicy informacyjnej możemy przeczytać komunikaty, w których zabrania się dokarmiania zwierząt i przestrzega przed kotami. Zawiadomienie informuje o możliwości zarażenia się toksoplazmozą, wścieklizną, zwraca uwagę na odchody. – Działkowcy nadal dokarmiający koty zobowiązani są trzymać je u siebie na działce w pomieszczeniu zamykanym (…), powinny być wysterylizowane i wykastrowane – czytamy w komunikacie, który kończy się ostrzeżeniem o pozbawieniu członkostwa w związku działkowców. Tuż obok jest też drugi komunikat, który zabrania stałego trzymania na terenie ogrodów psów i kotów. Czyli z jednej strony nakaz zamykania, z drugiej zakaz stałego przetrzymywania. Do tego ani słowa rozróżnienia czy jest mowa o kotach domowych, czy wolno żyjących.

Co na to prezes ogrodów? – Ja przeciwko kotom nic nie mam. Były, są i będą. Nie może być tylko tak, że są dokarmiane w dowolnym miejscu działek, a już w szczególności, jak zrobiła to pani Iwona zimą, przy bramie. Miłośnicy kotów mogę je sobie dokarmiać tylko i wyłącznie na własnych działkach – mówi Stanisław Gratka.
Prezes ogrodów im. Chopina zaznacza, że na dziś nie ma tematu usunięcia z działek pani I. Jamroszczyk. – Była taka uchwała zarządu, ale ją wycofałem – mówi S. Gratka.

Dyskusję zamyka strażnik miejski Jacek Baranowski. – Według przepisów koty z działek są to zwierzęta wolno żyjące, nie domowe i mają prawo tam przebywać. Jeśli ktoś pisze w regulaminie, że nie mogą, to może mieć tylko na myśli koty domowe – mówi mundurowy. – Dodam natomiast, że koty raczej nie powinny być dokarmiane latem, bo to obróci się przeciwko nam. Zwierzęta stracą swój instynkt i nie będą już polować na gryzonie – przestrzega J. Baranowski.
Artur Lawrenc

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

One thought on “Koty giną w męczarniach

  • 26 czerwca 2017 at 23:37
    Permalink

    To wprost niepojęte, że są tacy ludzie, którym przeszkadza karmienie kotów oraz, że mają w sobie tyle nienawiści, żeby tak koszmarnie je krzywdzić. Dla siebie oczekują od innych pomocy, zrozumienia i litości, a sami są bezwzględnymi okrutnikami wobec niewinnych stworzeń.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content