Kiedy praca staje się nałogiem

– Moje życie? Prywatnego praktycznie nie ma, brak czasu dla samej siebie, rodziny i przyjaciół … – mówi w przededniu Dnia Pracoholików nowosolanka Aleksandra Kawszyn

W jakże często przywoływanym przez nas kalendarzu świąt nietypowych pod datą 12 sierpnia znalazłem informację, że tego dnia obchodzimy Dzień Pracoholików. „Pracoholizm to z pewnością nie jest powód do dumy, dlatego dzień ten nie ma na celu gloryfikowania uzależnienia od pracy, ale uświadomienie jego skutków” – piszą autorzy kalendarza.

Jak mówi psycholog Krzysztof Dziadkiewicz, pracoholizm jest klasycznym przykładem uzależnienia od czynności. – Polega na tym, że człowiek w sposób sztywny reguluje swój nastrój poprzez realizację zadań zawodowych, a jego poczucie wartości zależy wyłącznie lub niemal wyłącznie od efektywności wykonywanej pracy. Osoby przejawiające tego typu zaburzenia w rolach społecznych – rodzinnych, nie poosiadają sfery relaksu, zainteresowań, a ich życie obraca się wokół osi, którą stanowi praca.

Aleksandra Kawszyn to urzędniczka, która popołudniami zrzuca żakiet i szpilki, a swój zapracowany dzień kontynuuje na sali treningowej jako instruktorka karate.

– Teraz mam małe wakacje, ale w roku szkolnym pracuję od 7.30 do 15.30, później godzina przerwy na dojście do domu, spacer z psem i dotarcie na salę, gdzie od od 17 do 21:30 realizuję się jako trenerka. Do domu wracam po godzinie 22. Wychodzę z psem, szybka kąpiel, kolacja jak starcza siły i do łóżka – wylicza punkty swojego dziennego grafiku A. Kawszyn.

– Wolny weekend to dla mnie wielki sukces. Ale najczęściej w ich trakcie mam wyjazdy, zawody, seminaria, zajęcia z samodoskonalenie się – podkreśla nowosolanka, która zauważa, że pracuje za dużo. – Szczególnie, kiedy przed godziną 22.00 wpadam do marketu po czerstwe bułki, bo przecież w ciągu dnia nie mam czasu nawet na zakupy – uśmiecha się A. Kawszyn. – Prywatnego życia brak, brak czasu dla samej siebie, rodziny i przyjaciół – bynajmniej brak go na tyle, ile bym chciała, aczkolwiek wszyscy się już przyzwyczaili i nie robią wyrzutów, że własna matka musi ze mną spotkania umawiać z kalendarzem…
– Czy praca może być nałogiem? – pytam. – Oczywiście, szczególnie, kiedy ją kochasz – odpowiada nowosolanka.

Maciej Frąckiewicz pracuje w otyńskim magistracie przy inwestycjach budowlanych i unijnych. – Wbrew opinii to nie taka łatwa praca. Zmienność przepisów prawa, dotacji unijnych i krótkich terminów powoduje dużo problemów. Ale satysfakcja jest, jak uda się coś fajnego, to – np. obecnie przedszkole w Otyniu – mówi Frąckiewicz.

W pracy spędza osiem godzin dziennie, ale o obowiązkach zawodowych nie zapomina opuszczając urząd. – Zdarza się dużo pracować mailowo po godzinach. Cóż, rodzina na pewno traci, ale staram się nie przeginać – mówi Frąckiewicz. 12 sierpnia planuje być w domu, z domownikami. – Choć nigdy nie wiadomo, bo trwają odbiory wyposażenia w przedszkolu….

Nie tylko etatowcy mają ciężko, co potwierdza Karol Kolba. – Jako firma, którą od trzech lat prowadzę, robimy zdjęcia, filmy, piszemy teksty i projektujemy grafikę. Za tym idzie także żonglowanie narzędziami: drony, stabilizatory pozwalające skakać na bungee z kamerą, która nie drgnie nawet o milimetr, ostatnio weszliśmy nawet w robotykę. Od kilku miesięcy pracujemy nad „Pędzikiem” – robotem kamerowym, który potrafi jechać z prędkością 75 km/h, a także kręcić niebezpieczne sceny akcji wszędzie tam, gdzie operator kamery nie mógłby się dostać, albo jego życie byłoby zagrożone. Ach i nie zapominaj, że poza tymi wszystkimi rzeczami jestem też szefem – muszę podpisać papierki, zadbać o to, aby ludzie z którymi pracuję przynieśli wypłatę do domu czy zadzwonić do pani ze skarbówki i przeprosić ją, że z uwagi na nadmiar roboty nie zapłaciłem VAT-u w terminie… – opowiada Kolba.

Są okresy, w których przez czternaście dni non-stop po osiemnaście-dwadzieścia godzin pracuje na planach zdjęciowych. – I kiedy już zasypiam na stojąco ze zmęczenia pojawia się myśl: „Kurde! Chyba jednak się przepracowuję!”.

W jego przypadku trudno znaleźć złoty środek we właściwym oddzieleniu pracy od czasu wolnego. – Czytałem kiedyś raport Natalii Hatalskiej o tym, jak do pracy podchodzi pokolenie millenialsów (ludzie urodzeni w latach 1980 – 2000), które właśnie rozpoczyna swoje kariery. Okazuje się, że dla nich granica między czasem prywatnym a pracą jest dużo bardziej płynna, niż u dzisiejszych czterdziestolatków. Zmienia się też sama praca. Coraz mniej społeczeństwa odbija po ośmiu godzinach kartę w fabryce, bo też pracuje w zawodach, które wymagają innego podejścia. Trudno być administratorem sieci IT, czy choćby PR-owcem przez osiem godzin, pięć dni w tygodniu. Skoro już przy tym jesteśmy – w chwili kiedy rozmawiamy, jest grubo po północy, a ja właśnie dostałem dwa maile od klienta i zaraz będę musiał do tego usiąść, co zajmie mi pewnie z godzinę… – odrywa się od rozmowy Kolba, żeby odpisać na maile.

Kiedy kończy, odsłania swoją sferę relaxu. – Jedyne, co pomaga mi utrzymać jakąś higienę umysłową, to przyjaciele. Zdarza mi się w środku tygodnia iść z kimś o drugiej w nocy na wiadukt nad S3, usiąść z dobrym espresso, liczyć samochody i opowiadać sobie masę rzeczy, choć w którymś momencie i tak przeplata się to z rozmowami o pracy – obrazuje mój rozmówca.

Bartłomiej Adamczyk prowadzi swój warsztat oraz serwis ogumienia w pojazdach ciężarowych i osobowych. – Można powiedzieć, że jestem w pracy 24 godziny przez 7dni w tygodniu. Czasem zdarza się tak, że po 12 godzinach pracy w warsztacie dzwoni telefon o awarii tira 500 km od Nowej Soli i bez zastanowienia pakuję się i wyruszam w podróż. Należę do osób bardzo żywiołowych i rozgadanych, dlatego mało czasu poświęcam na odpoczynek. Ale dzień 12 sierpnia będę spędzał w gronie rodziny, ponieważ obchodzimy rocznicę ślubu moich rodziców – zdradza B. Adamczyk wskazując na piękny powód do świętowania.

Dorota Dębska pół roku temu założyła własną firmę. Z zawodu jest masażystką. Na brak pracy nie narzeka. 12 sierpnia obchodzi urodziny, ale raczej nie będzie świętować podwójnie. – W ogóle nie wiedziałam o takim święcie… – uśmiecha się nowosolanka.

– Pracuję sześć, siedem godzin dziennie, czasami dłużej, dlatego chyba nie jest tak, że za mocno oddaję się swoim zajęciom zawodowym. Przy czym chcę zaznaczyć, że w każdym masażu daję z siebie wszystko. Ludzie to doceniają, a mnie jeszcze bardziej to motywuje. Czasami ręce odmawiają posłuszeństwa, ponieważ jest to praca fizyczna. Jednak ja się szybko nie poddaję – uśmiecha się Pani Dębska, która ma pełną świadomość – i słusznie – że nie samą pracą człowiek żyje. – Szczególnie teraz, kiedy jest tak ciepło lubię położyć się na leżaku, zaczerpnąć trochę słońca i poczytać dobrą książkę – dodaje masażystka, której co roku urodziny wypadają w dzień pracoholika. – A że w tym roku to będzie akurat sobota to przypuszczam, że zrobię sobie wolne i spędzę ten czas w gronie najbliższych – mówi D. Dębska.

Odpuszczenie sobie pracy, choćby 12 sierpnia, ale także spojrzenie na swoje życie zawodowe w inny sposób, może być zbawienne. – Wieloletnie uzależnienie od czynności zawodowych prowadzi do poważnych zmian w zdrowiu fizycznym (nadciśnienie tętnicze, różnego rodzaju dyskopatie etc.). Z prowadzonej praktyki znam przypadki osób, które w okresie urlopowym podejmowały zastępcze zatrudnienie, jak i również związki, do których rozpadu przyczynił się pracoholizm jednego z małżonków – przestrzega psycholog Krzysztof Dziadkiewicz.

– Jak najłatwiej ocenić, że pracuje się za dużo? – pytam.
– Najprościej pracoholizm można rozpoznać poprzez analizę puli czasu, jaką dany człowiek przeznacza na zaangażowanie zawodowe. Idealny schemat funkcjonowania to 3 razy osiem, czyli 8 godzin snu, osiem godzin pracy i 8 godzin dla siebie i rodziny. We wczesnej fazie u pracoholików zanika obszar czasu wolnego, później skraca się faza snu – odpowiada Dziadkiewicz. I dodaje na koniec: – Omawiane zaburzenie podlega psychoterapii i przy motywacji własnej pacjenta rokuje pozytywnie. Zmiana w tym zakresie jest realna, choć wymaga ciężkiej pracy nad sobą.
Mariusz Pojnar

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

One thought on “Kiedy praca staje się nałogiem

  • 10 sierpnia 2017 at 21:07
    Permalink

    JA jakiś czas temu odszedłęm z korpo, bo nie mogłem tego wytrzymać, nadgodziny, niewyspanie, kłótnie w domu. teraz robię w ME na sklepie, kasa mniejsza ale mam wolną głowę i dużo czasu spędzam z rodziną

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content