Oszuści naciągali przedsiębiorców na reklamę

W mieście pojawiła się szajka oszustów, którzy naciągają drobnych przedsiębiorców na reklamę. – Weszły tu dwie dziewczyny podające się za studentki z Głogowa. Mieliśmy zapłacić za miesięczną reklamę złotówkę. Po miesiącu przyszła faktura na 615 zł – opowiadają młodzi przedsiębiorcy ze sklepu z żarówkami przy ul. Witosa w Nowej Soli

W sumie udało nam się dotrzeć do kilku naciągniętych przedsiębiorców. Jak ustaliliśmy, nieuczciwi „studenci” grasują na terenie powiatu od około dwóch miesięcy. Ich ofiarami padają drobni przedsiębiorcy prowadzący działalność głównie w centrum miasta.
Wielu pokrzywdzonych skarży się na oszustów na portalach internetowych i forach. Zgłoszenia trafiają też pod adres najwłaściwszy, czyli do prokuratury i nowosolskiej policji.

– Do tej pory wpłynęło do nas sześć zgłoszeń. Cztery z nich dotyczą firm w Nowej Soli, a dwa z Kożuchowa. Generalnie wszyscy przedsiębiorcy mówią to samo: że padli ofiarą oszustów. Metody działania w każdym przypadku były bardzo podobne. Sprawą zajmują się śledczy z dochodzeniówki – informuje st. post. Karolina Kowalczyk, p.o. rzecznika prasowego nowosolskiej policji.

Marcin i Robert prowadzą swój żarówkowy biznes w Nowej Soli od pięciu lat. Zajmują się głównie sprzedażą internetową, ale zależy im również na promocji na lokalnym rynku.

Kiedy pod koniec maja do ich sklepu weszły dwie młode dziewczyny podające się za studentki z Głogowa i zaoferowały reklamę mobilną na miesiąc za złotówkę, Marcin i Robert zgodzili się bez wahania. – To były dwie młode brunetki, bardzo przekonujące. Opowiadały, że w ramach projektu na uczelni chcą zrealizować reklamę dla firm za złotówkę miesięcznie. Miała to być reklama mailowa, mobilna i kampania telefoniczna. Później, jakbyśmy chcieli nawiązać współpracę, to miała być możliwość podpisania umowy na czas określony – opowiadają naciągnięci przedsiębiorcy, którzy prawdziwy szok przeżyli miesiąc później, kiedy do sklepu przyszła faktura za reklamę opiewająca na 615 zł.

Wystawiona została przez PIDG, czyli Polską Inicjatywę Działalności Gospodarczych.

– Dopiero wraz z otrzymaną fakturą okazało się, że mamy podpisaną z nimi umowę na 24 miesiące. Jej zerwanie zaś wiąże się z pokryciem połowy kosztów umowy, czyli w sumie 7 tys. zł z hakiem – opowiadają Marcin i Robert.

Z fakturą udali się niezwłocznie do adwokata. Sprawę zgłosili w prokuraturze. O PIDG w internecie aż huczy. – Nasz prawnik powiedział, że nic nie będziemy płacić, bo to typowe wyłudzenie pieniędzy – mówią mężczyźni. Cała sytuacja dała im się jednak we znaki. – Mamy teraz nauczkę. Nie damy się już wplątać nigdy w nic podobnego – mówią.

Gdyby jednak każdy z przedsiębiorców został oszukany choć raz, to PIDG mogłaby się dorobić fortuny. A tych, którzy dali się naciągnąć w samej tylko Nowej Soli, nie brakuje.

– Przyszły do mnie dwie panie z firmy PIDG. Mówiły co innego, a co innego mi dały do podpisu. Nie wyrażałem zgody na żadną płatną reklamę. Wyraziłem zgodę na miesiąc czasu – tylko na tę złotówkę. I po miesiącu mogliśmy przystąpić do rozmowy. Dały mi nawet pokwitowanie, które podpisały nazwiskami Szymańska i Blacha – opowiada mechanik samochodowy z Nowej Soli, który woli zachować anonimowość.

– Nie ma się czym chwalić. Dałem się oszukać. Najlepsze jest to, że przyszli do mnie z dokumentami, na których były już moje dane osobowe. Nie miałem czasu tego analizować, nie jestem prawnikiem. Nie wierzyłem, że mnie oszukają. Teraz przychodzą do mnie faktury na ponad 600 zł – denerwuje się mężczyzna, który podobnie jak kolejni nasi rozmówcy wielokrotnie próbował dodzwonić się pod podany na fakturze numer. Bez skutku.
Na fakturze, którą otrzymał, wyszczególnione były trzy usługi z przypisanymi kwotami: kolportaż ulotek – 166 zł, kampania telefoniczna – 166 zł oraz kampania mobilna – 166 zł.

– Napisałem im pismo, że nie wyraziłem zgody na to, aby płacić za jakieś reklamy. Wyraziłem zgodę tylko na tę reklamę za złotówkę. Później mogliśmy ewentualnie pogadać o tym, co dalej. Nie mam czasu, żeby to załatwiać, muszę pieniądze zarabiać. Szkoda, że takie praktyki mają miejsce. Jako przedsiębiorcy jesteśmy zabiegani. A nie zakładamy z góry, że przyjdą do nas ludzie, którzy nas oszukają – mówi mężczyzna, który przekazał całą sprawę swojemu prawnikowi.

Kolejna oszukana, z którą udało nam się porozmawiać, jest fryzjerką. To ona trzy tygodnie tremu jako pierwsza zgłosiła się z tą sprawą na policję. – Zapytałam, czy ktoś już z tym był. Odpowiedzieli, że nie – mówi pani Aneta.

Scenariusz w salonie fryzjerskim był niemal identyczny jak u mechanika i w sklepie z żarówkami. Do gabinetu weszły dwie dziewczyny, pseudostudentki, przedstawiły niepowtarzalną ofertę. – Powiedziały, że są ze szkoły reklamy w Głogowie. Nie wyglądały na studentki, były młodsze, ale mówiły, że mają praktykę i pozyskują dane firm. I powiedziały, że jest to ankieta bezpłatna i do niczego niezobowiązująca. I ja do nich mówię: „dziewczyny, żeby nie było, że ja tu coś podpisuję i będę potem płacić”. I one, że „nie, absolutnie”. Miałam akurat klientkę, więc powiedziałam im, że nie mam czasu tutaj nic podpisywać. – Ale pani nic nie musi podpisywać, wystarczy, że nam przybije pieczątkę – prosiły. Podbiłam pierwszą kartkę, a potem dziewczyna stwierdziła, że tu źle zaznaczyła i musi przepisać. Więc ja bez patrzenia na tę ankietę znowu podbiłam, ale nie wiedziałam, co podbijam. Potem wywaliłam tę ankietę do kosza – wspomina ten dzień pani Aneta.

Po czasie, jak już można się domyślić, przyszła faktura na 615 zł. Do pani Anety wydzwaniał przedstawiciel PIDG z Warszawy nalegając na uregulowanie płatności.

– Nie wyrażałam zgody na żadną płatną reklamę, a te dziewczyny to ode mnie wymusiły. Powiedział, że ma moją fakturę i że mam zapłacić. Dowiedziałam się, że policja dzwoniła do osób oszukanych. Z dwóch tysięcy oszukanych policjanci dodzwonili się do 500 osób. Każda z nich otrzymała taką samą fakturę – opowiada fryzjerka. Ona również zgłosiła się do prawnika.

Nieco więcej przezorności i braku zaufania wykazała kolejna nasza rozmówczyni, która prowadzi sklep z drobiazgami przy ul. Wrocławskiej.
W jej przypadku oszustem nie były dwie studentki. – Przyszedł do mnie wysoki pan, który powiedział, że jest studentem i potrzebuje kilku osób do listy. Mówił też, że chodził po sklepach tutaj w okolicy i pytał inne firmy – i że te chętnie się zgodziły. Wspominał, że jakiś samochód będzie jeździł po mieście i reklamował firmy przez megafon. Zaczął mi opowiadać bajki o reklamie za złotówkę. Kto to widział, nie ma takiej reklamy. Wiedziałam, że coś tu nie gra. W trakcie rozmowy spisywał moje dane. Na koniec dał mi do podpisania dokumenty. Stanowczo odmówiłam. On zabrał wszystko, nie powiedział słowa, nie zostawił wizytówki i wyszedł – opowiada pani Katarzyna, która dziś może sobie pogratulować nieufności.

O komentarz w tej sprawie prosiliśmy prokuraturę rejonową w Nowej Soli i okręgową w Zielonej Górze. Niestety, do zamknięcia numeru nikt nie był w stanie udzielić nam żadnych konkretnych informacji.
Anna Karasiewicz

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content