Kryminał retro cierpiętnika Koziołka

– Pewne rzeczy trzeba przeczytać wcześniej, żeby w swojej opowieści być wiarygodnym – mówi o kulisach powstawania kryminałów retro Krzysztof Koziołek, nowosolski pisarz. I dodaje: – Jak ktoś chce być cierpiętnikiem i sobie samemu dopiec, to powinien się wziąć za ten gatunek

Niedawno ukazała się kolejna książka Koziołka. Tytuł? „Imię Pani”. To była okazja do spotkania z czytelnikami w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Nowej Soli.
– „Imię Pani” jest czwartym kryminałem retro, który napisałem, gotowy jest jeszcze piąty – ukaże się za dwa lata, a dzieje się w przedwojennej Szklarskiej Porębie.

Kryminał retro to jest straszna kwestia. Jak ktoś chce być cierpiętnikiem i sobie samemu dopiec, to powinien się wziąć za ten gatunek. Trzeba zbierać długo materiały do książki, pewne rzeczy trzeba sprawdzić, wyszukać – to przy okazji „normalnego” kryminału może zająć kilkanaście godzin, góra kilkadziesiąt. Przy retro zbieranie materiałów to kilka miesięcy żmudnej, katorżniczej roboty. Przy okazji napisania jednego kryminału musiałem przeczytać sześć tys. stron książek. Do tego dochodzi niezliczona ilość stron w internecie, fotografie archiwalne, żeby pewne wnętrza zobaczyć. Niektóre rzeczy trzeba przeczytać wcześniej, żeby w swojej opowieści być wiarygodnym – zaznaczał Krzysztof Koziołek.

Mówił też o kłamstwie w literaturze, z naciskiem na kryminały retro: – Gdzieś zawsze margines błędu musi być. Mam taką filozofię przy pisaniu: jeśli nie muszę kłamać, to nie kłamię. John Grisham, jeden z najbardziej znanych autorów thrillerów prawniczych, powiedział kiedyś, że pisanie powieści czasami wymaga kłamstwa. Zygmunt Miłoszewski z kolei mówił, że jak autor pisze książkę, to podpisuje cyrograf z czytelnikiem i pod żadnym pozorem nie może kłamać. Ja staję pośrodku.

Pisarz podkreślał, podobnie jak w rozmowie na naszych łamach sprzed tygodnia, że kryminał retro można napisać zza biurka. Ale to nie jest to, do czego aspiruje. – Każdą książkę można napisać nie ruszając się z gabinetu. Proszę mi wierzyć. Zawsze jest internet. Można to w miarę poprawnie stworzyć. Ale mogę się założyć, że jeżeli kryminał retro w ten sposób się napisze, to on nie będzie miał klimatu, bo żeby czytelnika przenieść w konkretny czas, trzeba samemu wszystko sprawdzić.
Problemów – mniejszych lub większych – dostarcza czasem zbieranie materiałów do książki.

– U faceta, który jest daltonistą, problemem są np. suknie kobiet. Mężczyznę można ubrać w płaszcz, garnitur – i z głowy. A jak jest scena z balem, przyjęciem, to ta pani powinna być w takiej sukni, a ta w owakiej. Najgorsze jest to, że moje kryminały dzieją się na terenie dawnych Niemiec, więc wszystkie materiały są po niemiecku. To dodatkowa trudność. W jednym przypadku doczłapałem krok po kroku do biBlioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych. Tam był jakiś mikrofilm, który mógł mi się przydać.

Padła odpowiedź na pytanie, które historii literatury towarzyszy od zawsze: co jest bardziej męczące – pisanie czy praca na budowie? – Jak piszę książkę, to jestem bardziej zmęczony, niż gdybym pracował fizycznie. Dochodzi też zmęczenie psychiczne, w moich książkach są czasem naziści, to już jest pozamiatane (śmiech). Na budowie człowiek jest fizycznie zmęczony, ale psychicznie wypoczęty. Śmieję się, że jak będę miał rok urlopu, to spędzę go w fabryce gwoździ. To mechaniczna robota.

Krzysztof Koziołek pisze od poniedziałku do piątku z przerwą w weekend. Czyli tak, jakby pracował na etacie. – Czas reguluje mi odprowadzanie do przedszkola i przyprowadzanie. Nie tylko piszę – prowadzę wydawnictwo, jestem ojcem małych dzieci i mężem, więc to trzeba wszystko wcześniej logistycznie poukładać.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content