Wzrost wynagrodzeń przerwie kryzys?

– W ostatnich latach miasto rozwija się podobnie jak moja firma. Obu dotyczy niebezpiecznie szybki wzrost, a to jest jak z ciałem nastolatka, który nagle urośnie i nie wytrzymują mu stawy – komentuje Jerzy Sarama, prezes nowosolskiego producenta opakowań do żywności Karton-Pak

Przed tygodniem zrelacjonowaliśmy wizytę w drugiej fabryce Karton-Paku radnych z komisji gospodarczej. W artykule skupiliśmy się na tym, co bezpośrednio dotyczyło działalności nowosolskiego przedsiębiorstwa, które zrobiło wielki krok do przodu budując drugą siedzibę na południowej strefie ekonomicznej. Po zwiedzeniu hal produkcyjnych i magazynowych doszło jeszcze do interesującej, wielowątkowej dyskusji, do której to wracamy teraz.

Zaczęło się od rzucenia na ekran danych dotyczących wysokości podatku nieruchomości. Prezes firmy Jerzy Sarama oraz Piotr Hełmiński, kierownik działu obsługi klienta, zwrócili uwagę, że gdyby drugą fabrykę Karton-Pak zdecydował się wybudować nie w Nowej Soli, a np. w Zielonej Górze czy Żarach, z tego tytułu ponosiłby mniejsze koszty. Z zaprezentowanych danych wynikało, że w 2018 roku firma przeleje do kasy miasta 962 tys. zł, podczas gdy ten sam podatek w Zielonej Górze wynosiłby 806 tys., a w Żarach 907 tys. zł. Podano też stawkę z Wrocławia. Tam podatek od nieruchomości wobec Karton-Paku wyniósłby 966 tys. zł.

– Nie występowaliśmy o ulgi, bo nie kwalifikowalibyśmy się do nich mimo wzrostu zatrudnienia. Uchwała mówi, że przy budowie zakładu trzeba mieć minimum 25 proc. środków własnych, a kredyt był większy niż 75 proc. Sprzedajemy opakowania z tą samą marżą od lat, a podatek od nieruchomości w Nowej Soli rośnie w przeciwieństwie do Zielonej Góry, gdzie tendencja jest spadkowa – mówi J. Sarama. – Zaskakuje, że we Wrocławiu, mieście z dużo lepszą infrastrukturą, podatek byłby większy tylko kilka tysięcy zł. Rozumiem potrzeby miasta, ale mam nadzieję, że na tym poprzestaniecie – dodał szef Karton-Paku.

Obecny na komisji wiceprezydent Jacek Milewski nazwał przedstawione wnioski i dane manipulacją. Zaznaczył, że w analizie nie wzięto pod uwagę m.in. tego, że w Nowej Soli przez 10 lat podatki pozostawały na niezmienionym poziomie.

– Bierze pan pod uwagę tylko czas aktualnej kadencji, kiedy podjęliśmy decyzję, że po 10 latach niepodnoszenia podatków (choć koszty bieżące utrzymania miasta i inwestycji rosły) i skokowym wzroście o 10 proc. w 2013 roku, będzie co roku podnosić je o stopień inflacji plus maksymalnie 3 proc. Stawki maksymalne ustala ministerstwo i docelowo musimy do nich dążyć. Jeśli miasta utrzymują podatki na niższym poziomie, niż wynosi stawka maksymalna, wówczas, raz, nie ma wpływów z podatków, a dwa, jest w cudzysłowie karana obcięciem tzw. subwencji wyrównawczej – argumentował J. Milewski.

– Nie możemy się porównywać do miast na zdecydowanie wyższym poziomie i patrzeć na dane wyrywkowo, bo są też inne koszty, jak np. cena ziemi. W Nowej Soli kupił pan metr kw. działki za ok. 30 zł, w Zielonej Górze byłoby to 120-150 zł. A co do ulg, to od wielu lat nie ma już ulgi uzależnionej od poniesionych nakładów. Od 2013 roku nasza uchwała mówi, że w pierwszym roku obowiązuje bezwarunkowe 100-procentowe zwolnienie, a przez kolejne pięć lat za każde nowo utworzone miejsce pracy 2 tys. zł rocznie – wyjaśnił wiceprezydent, a zapytany o to, czego w takim razie firma ma się spodziewać w kolejnych latach, odpowiedział: – Jesteśmy blisko stawki maksymalnej, zostało jakieś dwa procent.

Drugim poruszonym wątkiem był ogólnopolski trend szybkiego wzrostu wynagrodzeń pracowników, który, jak stwierdził J. Sarama, cieszy załogę, cieszy miasto, bo zwiększa udział podatku dochodowego, ale nie cieszy przedsiębiorców.

– Nastąpiła bardzo szybka industrializacja miasta przy małej podaży siły roboczej. Wynagrodzenia eksplodowały. Bankowcy mówią, że trend się utrzyma, ale ja sądzę, że zbliża się kryzys, czego dowodem spadek wartości dużych spółek na giełdzie. Miasto próbuje aktywizować mieszkańców okolic, tworzy komunikację i ludzi powinno być więcej, natomiast 2017 r. był dramatyczny. Firmy wyrywają sobie ludzi, np. jeżdżących wózkiem widłowym, którzy zarabiają lepiej niż lekarze rezydenci. Tak w Polsce było na początku lat 80. To niezdrowa sytuacja – komentował J. Sarama.

– W ostatnich latach miasto rozwija się podobnie jak moja firma. Obu dotyczy niebezpiecznie szybki wzrost, a to jest jak z ciałem nastolatka, który nagle urośnie i nie wytrzymują mu stawy. Przez to mieliśmy zaległości w realizacji zamówień, brakowało nam ludzi, z wieloma klientami rozmawialiśmy stojąc już na krawędzi. Na szczęście angażując załogę w poszukiwanie nowych pracowników pośród rodziny i znajomych, w kilka miesięcy zwiększyliśmy zatrudnienie ze 190 do 280 osób. Pewnie aż tylu nam nie potrzeba, pewnie zostaną najlepsi, a słabsi się wykruszą – zapowiedział szef Karton-Paku.

W dalszej części dyskusji o kwestiach pracowniczych J. Sarama powiedział, że świadomie nie zatrudnił u siebie ani jednego obywatela Ukrainy, ponieważ zależy mu na pracownikach, którzy zostaną na lata, a najlepiej do emerytury. Zwrócił uwagę, że Polska powinna, jak kiedyś Niemcy, otworzyć granice. Radny Andrzej Sieciechowicz skomentował to słowami:

– Ludzie nie będą się tu osiedlać, jeśli firmy będą potrzebować głównie pracowników od wciskania przycisków.

– To wynika ze struktury właścicielskiej kapitału firm. Tutaj ja jestem największym udziałowcem, pracujemy na swoje, a jak kapitał leży w banku niemieckim czy amerykańskim, to lokalizacja fabryki jest sprawą drugorzędną. Jeśli tylko gdzieś będzie taniej, to taki właściciel natychmiast przeniesie swoją fabrykę. Nie ma emocji, a jest kalkulator – skomentował J. Sarama.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content