Dr Google, czyli diagnoza lekarska z internetu

Coraz popularniejszy staje się trend „leczenia” za pomocą internetu. Oznacza to tyle, że każdy objaw chorobowy, każdą odczuwaną przez nas zmianę w  organizmie, wpisujemy w  wyszukiwarkę internetową poszukując odpowiedzi na pytanie: co mi dolega. – Problem jest jeszcze większy, niż mogłoby się wydawać – mówi w  rozmowie z  „Tygodnikiem Krąg” dr Wojciech Perekitko, lekarz chorób wewnętrznych, specjalista medycyny rodzinnej z  Kożuchowa

Internetowa baza informacji na temat zdrowia jest ogromna. Wzrasta ilość pacjentów, którzy do lekarza przychodzą tylko po receptę lub skierowanie na badania. Diagnozę postawili sobie sami już wcześniej posługując się wiedzą z  portali internetowych.
Postanowiliśmy dowiedzieć się, czy dr Google jest lekarzem przydatnym, czy może lepiej zrezygnować z  jego usług, by nie wpaść w  pułapkę.

Anna Karasiewicz: Czy pana pacjenci szukają informacji na temat chorób w  internecie?

Dr Wojciech Perekitko: Zdecydowanie widzę taki trend. Wszyscy, bez wyjątku,chociaż częściej ci młodsi , mają internet i  szukają informacji na temat chorób i  objawów.
Nawet objawy zwykłego przeziębienia wrzuca się w  wyszukiwarkę. To ma oczywiście plusy i  minusy, swoją ciemną i  jasną stronę. Internet bowiem jest jak mętna woda. Zarzucamy sieć i  nigdy nie wiemy co ostatecznie z niej wyłowimy,. Zdarza się, że może to być cenna i  ciekawa rzecz, ale nie tylko.

Jak zatem rozsądnie do tego podejść?

Są fajne portale , prowadzone często przez organizacje medyczne ,dedykowane pacjentom w  danych chorobach. Przykładem może służyć strona pod patronatem Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego – www.copozawale.plwww.copozawale.pl lub www.arytmiagrozidarem.pl . Są to portale dla pacjentów z  chorobą niedokrwienną serca, tzw. wieńcówką oraz dotyczące jednego z najczęstszych zaburzeń rytmu u starszych osób tj. migotania przedsionków. Są tam przydatne oraz sprawdzone informacje.
Wiadomo, że lekarze w  szpitalu, oraz w przychodni, są zabiegani, brakuje nam czasu na edukację pacjentów. Pacjent wychodzi ze szpitala i  zaczyna się zastanawiać, co dalej. Brakuje psychologów, edukatorów. Nie ma tego wszystkiego, co powinna jeszcze oferować dodatkowo służba zdrowia. Tę lukę wypełnia po części dr Google. Niestety. Pacjenci szukają tam różnych informacji. Sprawdzają przepisywane leki, inne informacje. Nie potępiam tego,bowiem dobrze jest ,jeśli pacjent wie dużo o swojej chorobie. Należy jednak zawsze weryfikować źródło znalezionych tam informacji.

Jak mamy zweryfikować, które portale są bezpieczne?

Trzeba sprawdzić, kto autoryzuje daną stronę internetową. Jeśli jest ona pod patronatem towarzystwa naukowego albo jest to strona rządowa, to informacje są sprawdzone. Sam jako lekarz sprawdzam aktualną wiedzę ,wyniki badań w internecie. Mamy XXI wiek i należy korzystać z osiągnięć informatycznych .Zaglądam między innymi do baza Medline – największa baza amerykańska, gdzie publikowane są wszystkie badania czy na polski portal Medycyny Praktycznej. Dla lekarza jest to coś fantastycznego. Kiedyś, jak ukazywała się książka, to w  momencie już samej publikacji wiele informacji w  niej zawartych było już nieaktualnych. Jest tak duży postęp wiedzy w  leczeniu, że podręczniki do medycyny, jeśli chodzi o  farmakoterapię, czyli leczenie – nie nadążają. Internet dla nas, lekarzy wypełnia tę lukę

Jakie są plusy dla pacjentów z  korzystania z  usług dr. Google’a?

Po pierwsze, pacjenci wiedzą więcej. Od dawna wiemy , że pacjenci , którzy wiedzą więcej na temat swojej choroby, dłużej żyją. Dotyczy to przede wszystkim pacjentów z chorobami przewlekłymi . Jak ktoś ma nadciśnienie tętnicze, cukrzycę, jest po zawale czy udarze – jeśli wie dużo na temat swojej choroby, to jest bardziej świadomy. Wie, jakie objawy mogą być groźne, jak można zareagować, co jest niepokojące, jak się zachować.
Pacjent wyedukowany jest też dla mnie lepszym partnerem do rozmowy. Więcej skorzysta z rozmowy z lekarzem ,z  edukacji.

Czy w  pana praktyce zdarzyło się tak, że dzięki temu, że ten internet jest i  ktoś z  niego korzysta, pacjent trafił do gabinetu w  odpowiednim czasie?

Zdecydowanie tak. Miałem przypadek, gdzie syn przyprowadził ojca i  rozpoznał u  niego chorobę wieńcową niestabilną. To był stan zagrożenia życia. Syn wrzucił w  Google objaw: bóle w  klatce piersiowej. Te bóle u  jego taty nasilały się już po kilku krokach. Zaczynało go dusić, piec, pojawiało się uczucie ciężaru za mostkiem. To bardzo niepokojące objawy, które mówią, że pacjenta trzeba jak najszybciej hospitalizować. Gdyby ten pacjent poczekał jeszcze trochę, dostałby zawału serca. Mógłby nawet umrzeć. Syn w  internecie znalazł informację, że to może być pierwszy objaw zawału i  przyprowadził go do mnie. Oczywiście pacjenta natychmiast wysłałem do szpitala i  ostatecznie do powikłania nie doszło.

Co zatem złego jest w  korzystaniu z  internetowej medycznej bazy informacji?

Niedawno przyszła do mnie przerażona nastolatka. Twierdziła, że jest bardzo ciężko chora, bo miała w  nocy skurcze łydek. Internet podpowiedział jej, że może mieć cukrzycę, miażdżycę i  nadciśnienie. Przyszła przestraszona. Okazało się, że ma lekki niedobór magnezu i  jest troszkę zestresowana. Wystarczyła chwila rozmowy z  nią.
Zdarzają się dolegliwości zupełnie banalne. Zauważyłem też pacjentów, którzy przychodzą z  gotową diagnozą. Mają karteczkę z  wypisanymi propozycjami badań. Są też tacy, którzy chcą sobie zrobić wszystkie badania. Jak taki pacjent przychodzi, to zawsze poświęcę mu więcej czasu na rozmowę. Jestem bowiem w takim przypadku pewny, że pacjent sobie wygooglał chorobę, postawił diagnozę i  teraz chce się utwierdzić, czy jest prawidłowa. W  dużej części przypadków rozmowa załatwia sprawę.

Czego powinniśmy unikać w  internecie?

Podejrzanych i  nieautoryzowanych stron. Każdy może założyć sobie stronę w  internecie i  publikować tam to, co mu się żywnie podoba. Nie wierzmy nigdy ślepo w  takie informacje, bo nie wiadomo, kto się może kryć za taką stroną.
Czasem zakładane są tylko po to, by zarobić pieniądze. Ślepa wiara w  informacje wyczytane na takiej stronie może prowadzić do nieszczęścia. Obserwuję dziwne ruchy antyszczepionkowców. Z  przerażeniem czytam, co tam się dzieje. Czytam np. wpisy „Potrzeba jest lewoskrętna witamina C, bo ktoś umiera z  powodu sepsy”. I  odnośnik, gdzie można ją kupić. Komentarzy jest w  setkach. Moim zdaniem to czysty biznes. Nie wolno wierzyć w  takie informacje.

Gdyby miał pan ocenić: dr Google to dobry lekarz czy nie?

Nie ma niestety jasnej i  prostej odpowiedzi. Należy korzystać ze zdobyczy i  technologii XXI wieku. Na tacy mamy tam wiele informacji, ale musimy znaleźć w  sobie rozsądek i  z  tego morza informacji wybrać te prawdziwe i  je zweryfikować. Najlepiej w  sprawdzonym źródle.
Jeśli coś nas niepokoi, pamiętajmy, że przychodnia to miejsce, gdzie możemy przyjść, zapytać, podzielić się swoimi niepokojami. Po to mamy lekarzy i  pielęgniarki. Jesteśmy od tego, żeby służyć pacjentom i  weryfikować informacje. Wiele chorób ma w  swoim początkowym etapie bardzo podobne objawy. To może niepokoić. Ból głowy może być zwykłą migreną albo pierwszym objawem raka mózgu.
Wcale nie dziwię się pacjentom, że gubią się w  tym gąszczu informacji. My medycyny uczymy się wiele lat.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content