Eliasz, zwycięzca w kręconych włosach

– Poprzednia fryzura, którą miałem podczas leczenia chemią, mi się nie podobała, bo włosów nie miałem. Te włosy, które mam teraz, chcę dalej zapuszczać, tylko nie podoba mi się, że one się tak strasznie kręcą… – uśmiecha się Eliasz Dutkiewicz, który jesienią ubiegłego roku przeszedł przeszczep szpiku. To był początek walki o jego zdrowie. Co najważniejsze, walki wygranej

Przypomnijmy, Eliasz został zdiagnozowany pod koniec września 2016 roku. Okazało się, że ma chłoniaka. Już w październiku tamtego roku ruszyła pierwsza silna chemioterapia. Eliasz stracił włosy. Leczenie trwało pół roku, ale nie nie przyniosło efektu. Chłopca nadal trzeba było zamęczać chemioterapią, która była jeszcze mocniejsza.

W międzyczasie w Nowej Soli, Kożuchowie i Mirocinie Średnim zorganizowano akcję rejestracji potencjalnych dawców szpiku, bo u chłopca konieczny był przeszczep. Wtedy baza dawców została powiększona o ok. 800 osób.

Niedługo po tej akcji okazało się, że dawca się znalazł. Okazał się nim wówczas 26-letni obywatel Izraela. – Człowiek tak daleki, tak obcy i tak bliski jednocześnie. Dając tak niewiele, dał nam wszystko – mówiła o nim na naszych łamach Katarzyna Dutkiewicz, mama Eliasza, któremu młody Izraelczyk podarował nowe życie. Dokładnie 5 października 2017 roku Eliasz przeszedł przeszczep we wrocławskim Przylądku Nadziei.

Od tego październikowego dnia minęło nieco ponad siedem miesięcy. W ubiegłym tygodniu odwiedziłem Eliasza w jego mieszkaniu. Kiedy wszedłem, akurat był u niego nauczyciel. Eliasz jeszcze nie wrócił do szkoły, nauczyciele z Publicznej Szkoły Podstawowej nr 1 prowadzą z nim zajęcia indywidualne. Dlatego o zdrowiu Eliasza najpierw opowiedziała mi jego mama Katarzyna.

Ucieczka z Przylądka

– Czy Eliasz jest już całkowicie zdrowy? – zapytałem na wstępie.

– Żeby mówić o całkowitym wyzdrowieniu, potrzeba czterech lat. Tyle musi minąć od przeszczepu, bez powikłań, nawrotów choroby, żeby można było stwierdzić w stu procentach, że już nic złego się nie wydarzy. Dziś jest na różnych lekach, ale nie jest to zwalczanie samego chłoniaka, tylko utrzymywanie pewnego stanu w organizmie po przeszczepie. Są stosowane leki, które nie pozwalają, żeby ten został odrzucony, ale też zapobiegają powikłaniom. Natomiast leczenie chłoniaka jest w pełni zakończone – odpowiedziała mama 11-latka.

Ubiegłoroczny przeszczep był dla niego całkowitym resetem organizmu. Najpierw wyczyszczono jego szpik, by następnie podać materiał genetyczny od dawcy. Od tamtego momentu Eliasz jest cały czas monitorowany i sprawdzany, czy nowy szpik odpowiednio się przyjął.

Mama Eliasza podkreśla, że badania obrazowe, którym chłopak jest systematycznie poddawany, nie wykazują obecności komórek nowotworowych, czyli na dziś wszystko idzie w dobrą stronę.

– Pomimo faktu, że na dziś z Elim nic złego się nie dzieje, to zdając sobie sprawę ze specyfiki całej sytuacji, tego, jak poważnie chorował, ten szpital jest cały czas z tyłu głowy. Ale wierzymy, że będzie dobrze i już nie będziemy musieli tam wrócić – mówi K. Dutkiewicz, która doskonale pamięta dzień opuszczenia Przylądka Nadziei.

– Mówiąc szczerze – wialiśmy stamtąd, autentycznie to była wielka ucieczka – uśmiecha się mama Eliasza. – Spieszyliśmy się, byliśmy zdenerwowani. Z tego wszystkiego zapomnieliśmy wziąć receptę, więc trzeba było po nią wrócić. Kiedy już dotarliśmy do domu, towarzyszyły mi podobne uczucia do tych, kiedy po porodzie z małym Elim wróciłam do domu. Tak samo cieszyłam się, że jest w domowym łóżku, że będzie spał w kolorowej pościeli, że mogę na niego patrzeć. To był jeden z najlepszych dni, choć tak naprawdę każdy dzień to zwycięstwo. Każdy dzień puentuję sobie tym, że Eliasz pokonał chłoniaka – cieszy się K. Dutkiewicz.

Budowanie autonomii

Sam Eliasz od momentu opuszczenia Przylądka Nadziei od nowa buduje swój własny świat.

Poza wspomnianymi odwiedzinami nauczycieli, które mają miejsce każdego dnia, z wyjątkiem środy, chłopiec próbuje wracać między dzieciaki.

– Na osiedlu poznał chłopaków, czasami wychodzi z nimi na boisko przy szkole nr 6. Pomału zaczyna wychodzić i mieć kontakt z rówieśnikami. Ale jest też tak, że my we dwoje w szpitalu zbudowaliśmy sobie własny, dwuosobowy świat, w którym się wspieraliśmy w trudach codzienności. Zaobserwowałam, że o ile wychodzi do dzieci, do kolegów, to jeszcze nie jest to tak często, jak wcześniej. Wyjdzie na trochę, ale zaraz wraca do domu. Ja też mam problem z tym, żeby go zostawić samego. Jak go prowadziłam pierwszy raz na boisko, byłam mocno zdenerwowana. Nachodziły mnie myśli na zasadzie: co będzie, jak zrobi mu się słabo? Jak gra w piłkę, to już w ogóle traci granice rozsądku i idzie na całość, a przez to męczy się dosyć mocno. Ja też nie wiem, jak w takiej sytuacji organizm się zachowa. Trochę wychodzi spod klosza, łapie kontakt z rówieśnikami, ale potrzeba jeszcze czasu, żeby tę pępowinę między nami odciąć – opowiada mama Eliasza.

Chłopak korzysta z tego, że odwrotnie niż w szpitalu nie musi robić pewnych rzeczy o ustalonych i narzuconych z góry, rygorystycznie przestrzeganych porach.
– Kąpiel, zjedzenie śniadania, zwykłe, codzienne rzeczy, przeciąga w czasie. Robi to, ale kiedy on chce, czyli buduje sobie po tych trudnościach w życiu takie nowe, własne poczucie autonomii. Pamiętam, że w szpitalu któregoś razu przyszła pielęgniarka i zapytała, czy może pobrać krew do badań? Kiedy wyszła, Eliasz – taki zniechęcony, zmęczony – powiedział: „Dlaczego ta pani się mnie pyta, czy może? A co ja mam do powiedzenia?”. Czyli dziś odrabia zaległości w budowaniu takiego poczucia pewnej życiowej swobody, takiej autonomii, jak już wspomniałam – mówi K. Dutkiewicz.

***

Po tych słowach do naszej rozmowy dołączył Eliasz, który akurat skończył lekcję z nauczycielem. Pisaliśmy na łamach „TK”, że zanim zachorował, miał wiele pomysłów na swoje życie. Chciał zostać weterynarzem lub hodowcą piesków, które uwielbia. Inspirowały go także gwiazdy YouTube’a, jak Rezi, Blow czy Izak, w związku z czym brał pod uwagę opcję, żeby zostać youtuberem.

– Plany się nie zmieniły? – zapytałem Eliasza.

– I tak, i nie. Zwierzęta kocham i ten lekarz weterynarii chodzi mi po głowie. Ale youtuberem to już nie chcę zostać, chociaż dość często oglądam programy na tym kanale – odpowiedział Eliasz.

– Jak byłem w szpitalu, mówiłem mamie, że się trochę boję. Najważniejsze, że mama z tatą byli blisko mnie. Dziś jestem zdrowy i chcę z tego korzystać. Lubię jeździć na rowerze, lubię też czasami pograć z kolegami w piłkę. Nie lubię stać na bramce, wolę grać w ataku… – dodał E. Dutkiewicz, który dziś ma bujne, czarne i mocno kręcone włosy.

– Poprzednia fryzura, którą miałem podczas leczenia chemią, mi się nie podobała, bo włosów nie miałem. Te, które mam teraz, chcę dalej zapuszczać, tylko nie podoba mi się, że one się tak strasznie kręcą – uśmiechnął się na koniec naszej rozmowy Eliasz. Zwycięzca.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content