Stracił ojca podczas rzezi wołyńskiej Po 75 latach dostał jego zdjęcie. „To relikwia”

– Moja pamięć o ojcu nigdy nie była utracona, ale też nie miałem pamiątki, którą mógłbym wziąć do ręki i go powspominać. I to się zmieniło… – mówi nowosolanin Franciszek Przytomski, który uciekł spod lufy karabinu w czasie rzezi wołyńskiej w 1943 r. Po 75 latach od tamtych wydarzeń, m.in. za pośrednictwem naszej redakcji, odnalazła go kuzynka Teresa Reca. I to ona przekazała mu zdjęcie rodziców

Ta historia pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych, a ludzie, członkowie jednej rodziny, mogą się odnaleźć dzięki splotowi często przypadkowych okoliczności.
W 2014 roku opublikowaliśmy w „TK” tekst pt. „Franciszek Przytomski przeżył piekło na ziemi”. 84-latek, który dzieciństwo spędził w Daniłówce (dzisiaj ta miejscowość leży na Ukrainie), w czasie tej okrutnej zbrodni stracił 18 członków rodziny. Widział rozszarpane kulami ciała, kałuże krwi, w których leżeli jego najbliżsi. Przeżył piekło, które siedzi w nim głęboko do dziś.

Rzeź

Dla rodziny pana Franciszka tragicznie zakończył się poranek 13 maja 1943 r. Młody Franciszek był z siostrą na pastwisku, blisko zgliszczy domu swojej cioci, gdzie pasły się krowy. W godzinach południowych wyłonił się z lasu powóz konny, a na nim kilku mężczyzn uzbrojonych w karabiny. Jeden poszedł za chłopcami pasącymi bydło i konie, drugi chodził po domach zamieszkałych przez Polaków i zbierał ich – niby do sołtysa.

Jego matka z dwójką braci uciekła do lasu. Ci, którzy byli na pastwisku, kiedy zobaczyli, co się dzieje, pobiegli na wzniesienie, na którym stała mała kapliczka prawosławna.

– Po niedługim czasie usłyszeliśmy dosyć głośne pojedyncze strzały z karabinu. Gdy nastała dłuższa cisza, zeszliśmy z góry w kierunku domu. Naprzeciw ogrodu, na drodze, ujrzeliśmy coś strasznego. Zakręciło się nam w głowach, a w sercu poczuliśmy ból i ucisk. Ogarnęła nas rozpacz. W kałuży krwi leżały bezwładnie ciała naszych rodzin i sąsiadów. Ciotka Krasicka była poważnie ranna w klatkę piersiową. Zdołała jeszcze w przytomności opowiedzieć nam o zbrodni, jakiej dopuścili się banderowcy – wspominał w naszym tekście F. Przytomski.

Zamordowani zostali Stanisław, ojciec pan Franciszka, jego 16-letnia siostra, 3-letni brat, dwaj bracia ojca z rodzinami, a pod wieczór zmarła ciotka Krasicka.
Egzekucji dokonał Ukrainiec, który rozstrzeliwał ich pojedynczo. Pierwsza kula ugodziła siostrę F. Przytomskiego w głowę, która została rozszarpana przez pocisk, zaś prawa noga naderwana przy podudziu. Siostra trzymała na ręku 3-letniego braciszka Andrzeja. Następna kula ugodziła go w skroń, a ojcu przeszyła serce, głowę i stopę.

Po tych wydarzeniach członkowie rodziny pana Franciszka, których oszczędził los, zdecydowali, że muszą uciekać. Początkowo doszli do Krynicy, gdzie pracowali w polu, by zarobić na kawałek chleba. Po dwóch miesiącach, na początku września 1943 r. wyruszyli do Krzemieńca. Na początku 1944 zapowiadano nadejście ofensywy z frontu radzieckiego. F. Przytomski, jego brat Adam i przyjaciel Władysław Kowalski zostali wytypowani do transportu do Guberni Polskiej, czyli Małopolski. Krótko przed Wielkanocą 1944 r. dojechali do Krakowa. Zostali umieszczeni w domu sióstr zakonnych. Po zakończeniu wojny przewieziono ich do Państwowego Domu Dziecka w Czerniejewie (pow. gnieźnieński).

Pana Franciszka powojenne losy sprowadziły do Nowej Soli. I tu mieszka do dziś.

„Był taki dobry…”

Kilka miesięcy temu skontaktowała się ze mną Teresa Reca, która mieszka w Piastowie pod Warszawą. Powiedziała, że w internecie znalazła wspomniany tekst o F. Przytomskim.

I oznajmiła: – Prawdopodobnie to jest mój wujek, ale żeby to potwierdzić, muszę z nim porozmawiać. Czy pan mógłby przekazać mi jego numer telefonu, żebym mogła się z nim skontaktować? – zapytała.

Skonsultowałem to z samym zainteresowanym i przekazałem do niego numer telefonu.

Dwa tygodnie temu do redakcji „TK” przyszedł pan Franciszek. Zobaczył mnie i się rozpłakał: – Ta pani, która zwróciła się do was po numer, to moja kuzynka, a jej mama to moja ciotka. I niech pan sobie wyobrazi, że od niej dostałem coś, co jest dla mnie świętością… – powiedział F. Przytomski.

W jednym z listów, które dostał od pani Teresy, przyszła fotografia jego ojca Stanisława i mamy Klementyny, z którymi na fotografii pozuje jedna z jego sióstr, najprawdopodobniej Genowefa. Zdjęcie zostało zrobione najprawdopodobniej w latach 20., najpewniej krótko po ślubie Stanisława i Klementyny Przytomskich.
– Aż 75 lat czekałem na zdjęcie mojego ojca, którego zabili na Ukrainie. Dla mnie otrzymanie tej fotografii to jest szok, naprawdę. Nie mogłem w to uwierzyć, nie spodziewałem się, że coś takiego mnie spotka – z oczu pana Franciszka po raz kolejny poleciały łzy.

Zaczął wspominać ojca. – Był taki dobry… Czasy nie były łatwe, a on tak o nas dbał. O każde z nas tak samo, a przecież było nas aż siedmioro. Dawał nam wszystkim radość, poczucie bezpieczeństwa. A oprócz tego lubił pomagać innym.

Zdjęcie, które pan Franciszek dostał od kuzynki, przywołało wiele wspomnień o domu rodzinnym.

– Przez wiele lat modliłem się, żeby odnaleźć mogiły mojej rodziny i przy nich uklęknąć. I to mi się udało. Wziąłem księdza, który je pobłogosławił, a ja te groby ogrodziłem. Przez lata męczyło mnie to, że nie mam śladu pamięci o ojcu, jakiejkolwiek pamiątki. Moja pamięć o nim nigdy nie była utracona, ale też nie miałem czegoś, co mógłbym wziąć do ręki i go powspominać. I to się zmieniło. Dla mnie to zdjęcie jest jak relikwia – wzruszył się na koniec pan Franciszek.

Udostępnił mi fragment korespondencji, która przyszła razem z fotografią: „Szkoda, że tak późno Cię „odkryłam”. A właściwie dokonał tego Andrzej (mąż pani Teresy – dop. red.). Będąc w Warszawie kupił kolejną książkę opisującą tragiczną przeszłość ludzi zamieszkujących polskie ziemie wschodnie w czasie II wojny światowej. Książka ma tytuł „uKraina Zbrodni”. (…) Jadąc autobusem Andrzej przeglądał ją i na stronie 381 znalazł wzmiankę o Franciszku Przytomskim z Daniłówki. Błyskawicznie mnie o tym powiadomił, bo przecież moja babcia, Michalina Przytomska, ciągle wspominała Daniłówkę, swojego brata Stanisława, Krasickich… Żeby bardziej uwiarygodnić nasze przypuszczenia, odnaleźliśmy w internecie wywiad z Tobą, Wujku, pt. „Franciszek Przytomski przeżył piekło na ziemi”, który ukazał się w „TK”. W rozmowie z redaktorem Mariuszem Pojnarem ujawniłeś imię swojego taty. Od tego momentu zaczęliśmy być pewni, że Stanisław Przytomski to rodzony brat babci Michaliny” – napisała w liście T. Reca.

Teraz pozostaje tylko czekać, aż oboje z panem Franciszkiem się spotkają.

***

Przypomnijmy, że za kilkanaście dni obchodzona kolejna rocznica tzw. krwawej niedzieli na Wołyniu, do której doszło 11 lipca 1943 roku. To punkt kulminacyjny rzezi wołyńskiej, akcja masowej eksterminacji polskiej ludności cywilnej na Wołyniu przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery (OUN-B) i Ukraińską Powstańczą Armię (UPA).

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

One thought on “Stracił ojca podczas rzezi wołyńskiej Po 75 latach dostał jego zdjęcie. „To relikwia”

  • 9 lipca 2018 at 17:47
    Permalink

    Piękny artykuł. Losy, tych, co ocaleli cudem, są równie ważne dla zachowania w pamięci. Dobrze, że ta historia została opisana.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content