Prawie na golasa na Królową Karkonoszy! Tak żegnali stary i witali nowy rok

– To była fantastyczna przygoda, przełamanie i pożegnanie tego, co się przytrafiło w pandemii, tych całorocznych zakazów. My, jako sportowcy amatorzy, pogubiliśmy swoje kilometry i uważam, że w taki sposób trochę sobie zrekompensowaliśmy ten stracony sezon startowy. To była taka nasza naturalna szczepionka na to, co wokół nas – ekscytuje się nowosolanin Marek Mantura, który z grupą zaprzyjaźnionych biegaczy w Sylwestra zdobył Śnieżkę, na którą weszli w szortach

Mantura to sportowiec amator, który kilka lat temu wkręcił się w bieganie. Z czasem kolejnym hobby stało się morsowanie. Teraz przyszedł czas na podwyższenie poprzeczki, które wiązało się w z wejściem na Śnieżkę w samych szortach. O śmiałku, który robi to już regularnie – Jarosławie Sieledczyku z Siedliska – napisaliśmy kilka tygodni temu.

Okazuje się, że są następni. – Chciałem to zrobić od dawna – przyznaje Marek Mantura. – Myślałem, nawet o tym, żeby wejść na Śnieżkę nocą, wypić lampkę szampana i zejść na dół. To jednak mi się nie udało, chociaż szczerze mówiąc taki był plan. I jakoś krótko po tym, jak już wiedziałem, że akurat tego nie zrobię, dostałem wiadomość od zaprzyjaźnionej biegaczki Pauliny Bukowczyk, która spytała mnie: „Marek, dlaczego po ciemku, a nie przy jasnych barwach dnia, ale za to w samych szortach?”. Odpowiedziałem bez namysłu, że bardzo chętnie – dodaje nowosolanin.

Skontaktował się z innymi zaprzyjaźnionymi biegaczami, którym zaproponował wyjazd – z Tomaszem Mielcarzem i Arturem Trojanowskim z grupy Biegowe Dziki OCR. Zaproponował im, żeby razem z nim zaprezentowali Nową Sól w sylwestrowej eskapadzie na karkonoski sczyt.

21. wejście na Śnieżkę

Termin wyprawy, w której łącznie wzięło udział 12 śmiałków, nieprzypadkowo wyznaczono w Sylwestra. O 5.30 ruszyli w stronę Królowej Karkonoszy. Spotkali się przy wyciągu, który prowadzi na Kopę. Czarnym szlakiem ruszyli do góry.

– Trasa nie była łatwa, ale morale mieliśmy bardzo dobre. Jednak im wyżej – a widzieliśmy ludzi, schodząc na dół, w mocno oblodzonych czapkach – tym było trudniej. Jednak podjęliśmy ryzyko. Każdy szedł ze swoimi przemyśleniami, ze swoimi planami w głowie. To był mój 21. raz, kiedy wchodziłem na Śnieżkę. I to w przededniu 2021 r. Wiedziałem, że muszę dojść, że nie mogę zawrócić – podkreśla Mantura.

Ostatecznie trasę pokonali w godzinę i 40 minut. Na płaskim terenie starali się podbiegać, przy podwyższeniach oczywiście tempo było dużo słabsze.

Mantura, jeszcze zanim wybrał się na wyprawę, konsultował pewne rzeczy z traperami, którzy już wcześniej chodzili po górach w zimowych warunkach. – Dużo pomógł mi Daniel Kołtun, wszedł na Śnieżkę kilka dni wcześniej. Wypytałem go, w jakim sprzęcie wchodzić, co zabrać ze sobą, jak się zaopatrzyć. I podpowiem następnym, że raczki, choćby najmniejsze nakładki na buty i kijki to podstawa. No i gogle też robią dużą robotę. Plus coś, co mocno okrywa twarz, bo tam u góry strasznie wieje – podpowiada nowosolanin.

Teraz góry po czeskiej stronie

– Marek, powiedz tak szczerze, zmarzłeś? – pytamy.

– Czułem się komfortowo, ale nie będę ukrywał, że mróz przeszywał ze względu na bardzo silny wiatr. Ale w środku byłem naprawdę rozgrzany. Polecam każdemu. To coś innego niż morsowanie, w którym wchodzi się do zimnej wody na krótko. Tu jednak trzeba trochę tych minut pokonać w zegarku. Paradoksalnie zimno poczułem wtedy, kiedy musiałem się ubrać, a nie rozebrać – uśmiecha się mój rozmówca.

Marek Mantura nie ma wątpliwości, że przeżył fantastyczną przygodę: – To było przełamanie i pożegnanie tego, co się przytrafiło w pandemii, tych całorocznych zakazów. My, jako sportowcy amatorzy, pogubiliśmy swoje kilometry i uważam, że w taki sposób trochę sobie zrekompensowaliśmy ten stracony sezon startowy. To była taka nasza naturalna szczepionka na to, co wokół nas. Zrobiliśmy coś, co nas zainspiruje na ten 2021 r.

Zaraz po wejściu pojawiły się rozmowy na temat tego, co dalej. – Obiecaliśmy sobie, że już w styczniu zaatakujemy jedno ze schronisk po czeskiej stronie. Uważam, że jeśli dojdzie do następnej wycieczki, to będą jeszcze fajniejsze wspomnienia – mówi Marek Mantura, który na koniec dodaje: – Chciałbym wymienić jeszcze jedną osobę, Barbarę Mazurkiewicz, instruktorkę fitness z Polkowic, która pojechała z nami po to, żeby nam towarzyszyć i dokumentować zdjęciami naszą wyprawę, Bardzo jestem jej wdzięczny, bo oglądając zdjęcia będziemy mogli wspominać naszą wyprawę. Cieszę się, że w taki sposób pożegnałem stary rok i przywitałem nowy. Mam duży zapas energii, którą chciałbym jak najlepiej spożytkować w najbliższych tygodniach.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content