Anna Puławska marzy o złocie olimpijskim [WYBÓR TEKSTÓW 2021]

PRZYPOMINAMY NAJWAŻNIEJSZE TEKSTY 2021. SIERPIEŃ O starcie na igrzyskach, trudnej codzienności zawodowego sportowca, planach na przyszłość w ekskluzywnym wywiadzie dla „TK” opowiada Anna Puławska, podwójna medalistka Igrzysk Olimpijskich w Tokio

Mariusz Pojnar: Tuż po zdobyciu pierwszego medalu w Tokio powiedziałaś: „Na razie w to nie wierzę”. Czy po tych kilkunastu dniach dotarło do ciebie, czego dokonałyście podczas igrzysk?

Anna Puławska: (uśmiech). Faktycznie tak było, zresztą po tym pierwszym medalu to powtórzyłam. Ostatnio rozmyślałam nad tym, tak trochę bardziej na chłodno, ale chyba dalej to do mnie jeszcze nie dociera. Jestem bardzo szczęśliwa. Teraz widzę, jaką ciężką pracę wykonałam w ciągu ostatnich pięciu lat, ale też od momentu, kiedy zaczęłam trenować, czyli od 9. roku życia. Teraz przelatuje mi przed oczami całe moje sportowe życie. Mówiłam sama do siebie: kurczę, ta praca, która została wykonana, dała mi dwa medale olimpijskie. Zdecydowanie opłacało się poświęcić.

Był czas na świętowanie tego sukcesu?

Jeszcze nie. Teraz poświęcam go na rożne spotkania z bliskimi, ze znajomymi, przyjaciółmi oraz inne, oficjalne spotkania, na które jestem zapraszana. Za niecałe dwa tygodnie mamy mistrzostwa Polski, na których też wystartuję. Chcę się pokazać z dobrej strony. Po tym starcie przyjdą małe wakacje i wtedy pewnie trochę poświętujemy.

Jadąc do Tokio nie zapowiadałyście, że będziecie walczyć o medal. Czy to wynikało z tego, żeby nie nakładać na siebie dodatkowej presji?

Lepiej, jak nie ma zbyt dużego szumu przed tak wielkim startem. Ja osobiście nie lubię nakładać zbytniej opresji na samą siebie. Od wielu lat pokazujemy, że jesteśmy w światowej czołówce i zdobywamy medale. Wiedziałam, że trener nas dobrze przygotował. Czułam, że na igrzyskach będziemy miały tę topową formę.

Obiecywanie przed startem medali niczemu by nie pomogło, a wręcz przeciwnie – mogłoby zaszkodzić.

Wiedziałyśmy, że musimy zrobić swoją pracę, dać kilka dobrych wyścigów i jeśli to wszystko nam się uda, to będziemy się cieszyć na mecie. I tak się stało.

Jakie były pierwsze myśli na mecie?

Na dwójce do końca czekałam na tablicę z wynikami. Nie cieszyłam się od razu, bo bałam się, że medal ucieknie, bo różnice między poszczególnymi załogami nie były duże. Siedząc na drugiej dziurze patrzę na plecy swojej koleżanki. Karolina Naja już się cieszyła, ja pokornie czekałam. Jak zobaczyłam ostateczny wynik, poczułam wielką radość i niedowierzanie. Na podium zapytałam koleżankę: „Karolina, to już są igrzyska? Naprawdę?”.

Później myślałam o tym, że mamy medal, ale jeszcze czeka nas start w czwórce. Że trzeba walczyć dalej i na tym się skupić.

Na tych igrzyskach zdobyłaś dwa medale, ale przed poprzednimi igrzyskami w Rio de Janeiro w 2016 roku nie złapałaś się do kadry olimpijskiej. Pogniewałaś się wtedy na trenera, że cię nie zabrał na ten start i czy pojawiło się wtedy u ciebie zwątpienie w to, co robisz?

Byłam wtedy w kadrze, ale trochę z boku. Nie wzięłam aż tak bardzo tej decyzji do siebie, choć wiedziałam, że wtedy też byłam dobrze przygotowana. Trener jednak zdecydował, że to nie jest czas, żebym wystartowała w tamtych igrzyskach. Ale dziś mogę zdradzić, że później żałował tej decyzji. Ja ją przyjęłam spokojnie. Powiedziałam sobie, że jestem jeszcze młoda i mam kolejne cztery lata na przygotowania do następnych igrzysk i skupiłam się na ciężkiej pracy. Tamta decyzja, jak patrzę na nią z perspektywy czasu, bardziej mnie zmotywowała, niż załamała.

Jakiegoś większego zwątpienia na pewno nie miałam. Staram się podchodzić świadomie do swojej ciężkiej pracy, która teraz pokazała mi, że naprawdę warto się poświęcić. Mimo, że nie ma mnie długo w domu, nie widzę się rodziną, to na końcu jest ta wisienka na torcie, którą są oba medale olimpijskie. To też trochę przewartościowuje to, co robiłam i pozwala poczuć pewną ulgę wynikającą z dobrze wykonanej pracy.

Ten drugi krążek, brązowy, jest sukcesem historycznym, bo wcześniej na czwórce kobiecej nie udało się zdobyć medalu żadnej polskiej załodze. Czy dla ciebie któryś z tych medali smakuje bardziej?

Oba traktuję na równi. Oba są dla mnie ważne i każdy ma swoją historię.

Twój narzeczony, Marcel Hołdak, powiedział, że twoim przepisem na zwycięstwo jest pracowitość. Co poradziłabyś młodym sportowcom, którzy są na początku wyboistej drogi do ewentualnego sukcesu?

Na pewno pracowitość, ale też systematyczność i wytrwałość. Ważna też jest cierpliwość i pokora w dążeniu do realizacji celów i marzeń, w moim przypadku do zdobycia medali olimpijskich. Nie można się poddawać, trzeba zawsze walczyć do końca. Wiadomo, są gorsze dni, ale trzeba je przetrwać. Gdyby cały czas było lekko, to nie byłoby sukcesu, a na końcu radości i docenienia tej ciężkiej pracy. W zawodowym sporcie trzeba też mieć zaufanie do planu treningowego trenera. To wszystko w połączeniu pozwala osiągnąć zamierzony cel.

Co dalej? Czy myślisz o złocie igrzysk?

Myślę o tym, że zostały tylko trzy lata do kolejnych igrzysk. Wcześniej, przed pandemią, cały cykl zawsze trwał cztery lata, więc dla olimpijek zawsze ten pierwszy rok po igrzyskach był luźniejszy. Teraz nie ma czasu, by zbyt długo odpoczywać. Powiem tak: te medale mnie dodatkowo napędzają do tego, żeby w Paryżu powalczyć o złoto. Wtedy będę miała 28 lat. Jeśli zdrowie dopisze, będę mogła spokojnie powalczyć o jak najwyższe cele.

A to złoto ci się już śniło?

Raczej nie, staram się nie myśleć o medalach. Skupiam się na tym, co wytrenowałam i jak popłynęłam w danym wyścigu. Przed igrzyskami pływałyśmy bardzo szybko. Stoper pokazywał bardzo dobre czasy. Wiedziałyśmy, że jesteśmy mocne i musimy w tunelu popłynąć swój wyścig tak, żeby na mecie nie mieć sobie nic do zarzucenia.

Na koniec chciałem cię zapytać o Nową Sól. Jak to miasto, w którym mieszkasz od trzech lat, ci się podoba?

Powiem szczerze, że jak przyjechałam tu pierwszy raz, powiedziałam sobie, że nigdy tu nie zamieszkam (śmiech). Takie było moje pierwsze wrażenie. Z czasem Nowa Sól zaczęła mi się podobać. Lubię małe miasta.

Na razie nie spędzam tu zbyt wiele czasu, bo cały czas jestem w rozjazdach, ale mam nadzieję, że już niedługo będę miała więcej chwil, żeby się bardziej zadomowić i poczuć, że tutaj mieszkam.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content