Zdjęcia z miłości do zwierząt

Edytę Dąbrowską poznaliśmy na jednej z akcji zielonogórskiego OTOZU, która miała miejsce pół roku temu właśnie w Zakęciu. W trakcie spotkania pani Edyta dzwoniła do męża z prośbą o to, aby wykonał budy dla psiaków z ich sąsiedztwa. Miała łzy w oczach. – Do dzisiaj mam kontakt z tymi sąsiadami. Pieski zostały u nich i mają tam dobry dom – mówi E. Dąbrowska.
Przygarnęła cztery psy
Jak sama mówi, miłość do zwierząt była u niej od zawsze. – Jakieś 10 lat temu zaczęłyśmy z córką jeździć po różnych schroniskach. Zaczęłyśmy służyć transportem, brać pod opiekę psy w hotelikach. Może to zabrzmi słabo, ale dla mnie pies jest jak człowiek, a po drugie najbardziej przeraża mnie brak odpowiedzialności ludzi za zwierzęta – mówi E. Dąbrowska. Tym, co pozytywnego zauważa w zmianie świadomości ludzi, jest fakt, że coraz więcej osób decyduje się na adopcję starszych psiaków. Jednak statystyki pozostają niezmienne.
– Jak rozmawiamy z przytuliskami i schroniskami, to tragedia polega na tym, że schroniska oddają rocznie do adopcji  trzysta psów i tyle samo przyjmują – informuje E. Dąbrowska.
Nasza rozmówczyni sama ma cztery psy. Wszystkie zostały przygarnięte. – Majka zostala zabrana ze schroniska zielonogórskiego. Wcześniej mieliśmy tylko Goldena. Generalnie nie chciałam drugiego psa. Myślałam, że jeśli go wezmę, to zabierze naszą miłość do tego pierwszego, bo jestem  nadopiekuńcza. Sześć lat temu pojechałyśmy z córką zawieźć słomę do schroniska. Wtedy zobaczyłyśmy Majkę. Nie chciała się początkowo na nią zgodzić. Wówczas córka powiedziała, że moja miłość do zwierząt jest na pokaz, nie jest prawdziwa. Mamy duży dom, podwórko, a nie umiem zdecydować się na kolejnego psa. Była to z jej strony szpila, pomyślałam, że jestem kłamczuchem i postanowiłam, że weźmiemy Majkę – wspomina E. Dąbrowka.
Poza Majką nasza rozmówczyni ma jeszcze trzy psy. Matkę z córkami, które jej koleżanka znalazła w lesie. – Był styczeń, minus 20 stopni. Suczka oszczeniła się w krzakach. Jedno ze szczeniąt od razu znalazło dom. Pozostałe, skrzywdzone behawioralnie, wzięliśmy my.

Zlikwidowaliśmy parking na podwórzu, wybudowaliśmy kojec z ocieplaną budą. Codziennie chodzimy na godzinny spacer. Ale zanim do tego doszło, przez trzy miesiące musiałam je przyzwyczajać do obroży i smyczy, tak były przerażone – opowiada pani Edyta.
Zdjęcia pokazują tęsknotę psa
Właśnie na jednym ze spacerów z dziewczynami, bo tak o suczkach mówi ich właścicielka, zaczęła się przygoda z fotografią. Pani Edyta początkowo robiła zdjęcia telefonem komórkowym. Po jednej z takich sesji jej mąż zaproponował, żeby wzięła na spacer profesjonalny aparat. –  To właśnie mąż zaczął mnie uczyć obsługi aparatu, kadrowania, korzystania ze światła. Kupił mi książki fotograficzne. Był też moim krytykiem i mocno mnie dopingował. Wiosną ktoś wpadł na pomysł, żeby zrobić wystawę zdjęć lokalnych fotografów w Gminnym Ośrodku Kultury. Zdjęcia były straszne, chociaż wtedy wydawało mi się, że są piękne. Były to ujęcia krajobrazów, same w sobie ładne, ale słabe technicznie. Jako że jestem osobą ambitną, wiedziałam, że muszę poprawić swój warsztat przed wystawą. Zaczęłam planować zdjęcia, wykorzystywać światło. Dziś idzie mi o wiele lepiej – opowiada o swoich początkach E. Dąbrowska.
Pani Edyta zaczęła wtedy robić zdjęcia dla organizacji pomocy zwierząt. Pojechała jednego dnia do przytuliska w gminie Kożuchów i właśnie tam pojawił się pomysł na kolejną wystawę. – Na kolażu zdjęć chciałabym pokazać miłość pomiędzy wolontariuszem a zwierzęciem. Pokazać pracę wolontariuszy, odczucia i emocje psów – podkreśla fotograficzka z Zakęcia.
Skąd pomysł na taką wystawę? – Umiem porównać pracę wolontariuszy z nowosolskich adopcji z innymi organizacjami. Muszę powiedzieć, że nasi się wyróżniają. Mają ogromne serce. W przytulisku mnie to zaskoczyło. Ci ludzie są zorganizowani, wchodzą, zabierają każdego psa na półgodzinny spacer. Uderzyło mnie ich podejście i miłość do tych zwierzaków. Zanim zaczęłam im robić zdjęcia, to stałam 15 minut w ogrodzie i płakałam, tak mnie to wszystko wzruszyło. Jechałam do przytuliska z myślą, że wykonam tylko ujęcia zwierząt. Ale po tym, jak zobaczyłam emocje ludzi, okazało się dla mnie tak reportażowe i piękne, że nie mogłam przestać robić im zdjęć w pracy.  Ci ludzie są niesamowici, co sobotę zostawiają swoje domy i jadą tam. Jedna z pań gotuje psiakom galaretę – opowiada miłośniczka czworonogów.
Zdjęcia, które zrobiła wówczas w okolicznym przytulisku trafiły do internetu. Niektóre z tych psów czekały na dom nawet trzy lata. Po tym, jak ich fotografie trafiły do internetu, sześć z nich od razu znalazło dom. – Pies, który na dworze, pokazany na fotografii z daleka, wygląda jak szary kundelek. Zdjęciu, na którym pokazany jest jego pyszczek, oczy, maść, podbije serce. Staram się wyciągnąć jego piękno, uczucia, pokazać że czeka, że tęskni za człowiekiem i to się chyba udaje – mówi E. Dąbrowska. Kobieta nie przypisuje sobie jednak zasługi. – Może nie chodzi o profesjonalizm, bo jest wielu fotografów, którzy robią wspaniałe zdjęcia. Chodzi o pokazanie emocji psa. W jego oczach widać łzę, radość. Bynajmniej to widzę, bo jestem w nich zakochana. Nie chciałabym jednak przypisywać sobie sukcesu, bo to, że ta szóstka znalazł dom, jest pracą wielu ludzi. Oni tworzą opis, całą wzruszającą historię, zajmują się nimi. Ten sukces ma wielu ojców – podkreśla E. Dąbrowska.
Na dwa miesiące przed planowaną w GOK-u wystawą pani Edyta chce wykonać 5-7 fotografii psów, które będą szukały domu. Ma to być wystawa z myślą o niesieniu pomocy.
Też możemy pomóc
Jak podkreśla E. Dąbrowska, po zakończeniu wystawy nadal będzie jeździła po schroniskach i przytuliskach i robiła zdjęcia zwierząt. Co więcej uważa, że każdy powinien pomagać potrzebującym zwierzętom. – Jeśli jesteśmy wierzący, żyjemy zgodnie z Biblią, to wiemy, że Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo, czyli z mądrymi myślami, z odpowiedzialnością, z życiem zgodnie z natura, miłością do drugiego człowieka i zwierząt. Jeśli ktoś nie robi krzywdy zwierzętom, to ok, po prostu nie ma takiej empatii jak ja. Natomiast jeśli ktoś krzywdzi zwierzę, to już niedaleko jest do tego, żeby zrobił krzywdę człowiekowi – mówi pani Edyta. Poza tym kobieta stara się nieść świadomość innym. – Ludzie we wsi pytali mnie, po co spaceruję z moimi psami, skoro mam tak duży kojec i podwórko. Wiem, że może połowa mieszkańców myśli, że jestem kosmitką, ale sukcesem dla mnie było to, jak któregoś dnia wyszłam z psami i minęły mnie trzy osoby ze wsi, które wyszły na spacer ze swoimi pupilami, które siedem lat biegały tylko wokół ogrodu. Jeśli skorzysta mały procent, to już jest sukces i dlatego warto uświadamiać innych – podkreśla pani Edyta.
Pomóc zwierzakom można na różne sposoby, niekoniecznie przygarniając je do domu. – Zamiast raz w tygodniu czy miesiącu dobrej whiskey można na przykład kupić pokarm. Są tysiące rzeczy, które możemy zrobić dla potrzebujących zwierząt: zawieźć jedzenie do schroniska, dołożyć się do utrzymania w hoteliku, popytać w schroniskach, skontaktować się z nowosolskimi adopcjami.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content